tag:blogger.com,1999:blog-56608035318269826012024-02-07T15:36:20.540-08:00Daj się ponieść chwili, pozwól by Ona Tobą zawładnęła.Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.comBlogger9125tag:blogger.com,1999:blog-5660803531826982601.post-73247643883264782662016-07-22T05:18:00.003-07:002016-07-22T05:18:53.589-07:00Rozdział dwudziesty szósty. "Żegnaj"<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Pierwsze promienie słońca
niepostrzeżenie wpadły do pokoju, rozlewając się leniwie na parkiecie tuż obok
łóżka. Ich ciepły, niezmącony niczym blask wyrwał mnie z amoku i boleśnie
przypomniał o upływającym czasie. Świtało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> W pośpiechu zagarnęłam ręką resztkę
ubrań, zawadzającą na najwyższej półce w szafie, strącając ją wprost do
stojącego tuż pod nią kartonu. Przeczesałam dłonią włosy, rozglądając się
nerwowo po pokoju, upewniając się, czy aby o czymś nie zapomniałam. Pod łóżkiem
dostrzegłam prostokątny zarys, którego kształt wydawał mi się dziwnie znajomy.
Szybkim krokiem podeszłam do łóżka, strącając przy okazji stojące na brzegu
posłania pudło, które przewróciło się, gubiąc po drodze całą swoją zawartość z
głuchym łoskotem. Chwyciłam je i ustawiłam z powrotem na swoim miejscu,
ciskając w nie pod nosem różne bluźnierstwa. Zaczęłam zbierać porozrzucane
przedmioty, co chwilę zerkając na stojący na stoliku nocnym budzik, którego
zegar bezlitośnie przypominał mi, jak niewiele zostało mi czasu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Nagle zauważyłam, że tuż pod ręką mam
tajemniczy prostokąt, który zwrócił moją uwagę tuż przed chwilą. Serce zabiło
mi mocniej na widok dwóch, złotych liter. Opuszkami palców, delikatnie
przejechałam po ich wypukłej powierzchni, tworzącej inicjały mojego ojca.
Skórzana okładka była przyjemna w dotyku, choć odrobinę zakurzona. Nie zważając
na to, jak niewiele czasu i wiele do zrobienia mi zostało, przetarłam ją
wierzchem dłoni i ostrożnie otworzyłam, tak, jakbym bała się, że za chwile się rozsypie.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Przeglądając stronę za stroną,
śmiałam się pod nosem z politowaniem. Od czasu do czasu pokręciłam nawet głową,
dając upust niedowierzaniu. Nie mogłam uwierzyć, jak błahe z czasem wydają nam
się nasze dawne problemy. Z biegiem czasu zrozumiałam, jak wielkie miałam
szczęście przez większość mojego życia i jak go nie doceniałam. Niestety,
dotarło to do mnie dopiero pod wpływem tego, czego później doświadczyłam. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Nagle, kartkując zeszyt i przyglądając
się z uwagą dobrze znanemu mi pismu, które towarzyszyło mi przez całe życie,
dostrzegłam inne, zupełnie różne od tego, które należy do mnie. Znajdowało się
na ostatniej zapisanej stronie, dokładnie tam, gdzie moja historia się urywa.
Zdezorientowana, przysiadłam na podłodze i zdumiona, sunęłam wzrokiem po kolejnych
linijkach. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Nie
wiem kiedy to się stało. Może wtedy, gdy dowiedziałem się o wypadku lub zobaczyłem
Cię w szpitalu, siną i bez życia, otoczoną przez całą tą aparaturę – kruchą i
pustą skorupę, jedyne co mi po Tobie wtedy pozostało. Możliwe, że stało się to
nawet o wiele wcześniej, gdy spałaś obok mnie, tego wieczoru tuż po balu, na
który Cię zabrałem, zawładnięta błogim stanem, na który ja nie mogłem liczyć.
Tak wiele było chwil, podczas których zastanawiałem się, czy Cię nie stracę lub
kiedy znów coś pójdzie nie tak? Jednak któregoś razu naprawdę to zrozumiałem.
Zrozumiałem jak wiele od Ciebie zależy. Jak ważnym elementem mojego życia
jesteś. Wiem, że nie powinienem był, jednak nie mogłem się powstrzymać, żeby do
niego nie zajrzeć. Tak wiele razy pragnąłem móc czytać ci w myślach, by
wreszcie dowiedzieć się, co tak naprawdę siedzi w Twojej głowie. O czym
myślisz, kiedy zupełnie wyłączasz się na świat i skrywasz gdzieś w głębi swego
ciała, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń tuż przed sobą? Gdzie się
wtedy podziewasz? Więc kiedy teraz śpisz tu, tuż obok mnie, a ja kolejny raz
przyglądam Ci się uważnie, nie mogąc znaleźć się tam gdzie ty, zastanawiam się,
dlaczego wciąż tu jesteś? Dlaczego wciąż, gdy spoglądasz mi w oczy, tak
niewinna i skrzywdzona, widzę w nich jedynie miłość? Twoje spojrzenie jest jej
pełne, mimo tego, jak wiele razy Cię skrzywdziłem i zniszczyłem Ci
najpiękniejsze lata życia. Wciąż nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego po tym
wszystkim wciąż trwasz przy mnie. Chciałbym, by to trwało, a wszystkie
wspomnienia z tego dziennika zniknęły, zastąpione tym, co nas czeka, ale także
tym, co było w nas dobrego do tej pory. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Nim się zorientowałam, oczy zapiekły
mnie niemiłosiernie, nie mogąc już dłużej wytrzymać ciężaru skrywanych tuż pod
powiekami łez. Zagryzłam wargi i przełknęłam je, chcąc bez przeszkód
kontynuować lekturę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif";">To
może zabrzmieć idiotycznie, ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, że
kiedykolwiek pokocham kogoś równie mocno i czasem mnie to przeraża. No bo jak
to możliwe, kochać kogoś tak, że aż boli? Czy to w ogóle normalne? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Właśnie
się uśmiechnęłaś. Zastanawiam się, o czym śnisz. Naprawdę chciałbym znaleźć się
tam gdzie ty. Jednak dla mnie noce nigdy nie były oznaką spokoju. Wręcz
przeciwnie, są trochę jak przekleństwo, które muszę znosić dzień w dzień,
przywołują duchy przeszłości, a mnie nie pozostaje nic innego, jak wciąż na
nowo się z nimi mierzyć. Jednak gdy czuję tuż obok ciepło Twojego ciała, mijają
spokojniej. Lubię czuć Cię blisko, choć wywołujesz pragnienie, którego nie
potrafię zaspokoić. Ciągle mi Ciebie za mało. Chciałbym móc być najbliżej jak
się da, czuć Cię znów na każdym centymetrze mojego ciała, tak samo, jak dziś.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Nagle zdałam sobie sprawę, że
prawdopodobnie dokładnie wiem, kiedy wiadomość została napisana. Na samo
wspomnienie poczułam, jak moje policzki płoną żywym ogniem, tak intensywnym, że
jego ciepło zaczynam odczuwać w całym swoim ciele. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> To było późne, czerwcowe popołudnie,
kilka tygodni po tym, jak wróciłam ze szpitala. Spędzaliśmy ze sobą wówczas
niewiele czasu. Matthew zaczął pracę nad nowym filmem. Wkrótce miał wyjechać na
kilka tygodni w Alpy, jednak mimo to starał się jak mógł, abyśmy mieli dla
siebie chociaż parę chwil każdego dnia, dopóki wciąż jest w mieście. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Siedziałam właśnie na wygodnej,
skórzanej kanapie w głównym salonie, pochylając się książką, kiedy usłyszałam
trzask otwieranych drzwi i odgłos kroków. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Marie? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Nie spodziewałam się go o tej
porze, ponieważ najczęściej wracał dosyć późno, zwykle kiedy już spałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Pudło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Stał w drzwiach, nonszalancko
oparty o obszerną framugę, uśmiechając się pod nosem w sposób, który sprawiał,
że serce biło mi odrobinę szybciej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Coś się stało? – spytałam, a
widząc jak unosi brew pytająco, dodałam: - Nigdy nie wracasz tak wcześnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Chciałem spędzić z tobą trochę
czasu, ale chyba przeszkadzam, więc… - odwrócił się, udając, że zmierza do
wyjścia, jednak nim zrobił krok, rzuciłam mu się na szyję, uniemożliwiając
przejście. Zaśmiał się. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Prawda była taka, że często za
nim wtedy tęskniłam. Brakowało mi go, zarówno w szpitalu, jak i po powrocie, bo
głównie się mijaliśmy. Kiedy znajdował chwilę, żeby wpaść do domu, ja musiałam
akurat wychodzić to na rehabilitację, to na ściąganie szwów lub na wizytę
kontrolną. Wiedziałam, że jemu też jest ciężko, a urywanie się z planu kosztuje
go później wiele pracy, aby nadrobić zaległości, dlatego tak wiele znaczyło dla
mnie to, że mimo wszystko tak bardzo się stara, aby mnie nie zaniedbywać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Gdy zobaczyłam go tego dnia,
poczułam, że budzi się we mnie coś, czego od dawna nie czułam, a może nawet
nigdy, przynajmniej nie w pełni – pożądanie. To śmieszne, ale kiedy tkwiłam
sama w szpitalu, czy tym wielkim domu, tylko od czasu do czasu rozmawiając z Marie,
miałam mnóstwo czasu, aby przemyśleć wiele spraw. I zdałam sobie sprawę, że
mimo wszystko, od tej imprezy, na którą trafiłam zupełnie przypadkiem i która
odmieniła całe moje życie, ani razu tak naprawdę się nie zbliżyliśmy. Wszystkie
te problemy i zdarzenia, które miały miejsce zupełnie przysłoniły nam
fizyczność naszej relacji, więc gdy stałam z rękami zarzuconymi na jego szyję,
uderzyły we mnie wszystkie skrywane dotąd pragnienia, o których dopiero nie
dawno miałam szansę pomyśleć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Poczułam ucisk w podbrzuszu, przyjemny
i delikatny, a tuż po nim falę gorąca, która ni stąd, ni zowąd ogarnęła całe
moje ciało. To stało się tak szybko. Spontanicznie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Matthew chyba chciał coś
powiedzieć, jednak nim to zrobił, uciszyłam go pocałunkiem, najnamiętniejszym,
na jaki kiedykolwiek się zdobyłam. Natychmiast zmniejszyłam dystans między
nami, jakbym za wszelką cenę pragnęła, aby żadna bariera nie mogła nas już
rozdzielić, łącznie z tą, którą stanowiły nasze ubrania. Czułam jego oddech,
przyspieszony i gorący, kiedy chwycił dłonią warkocz, w który zaplotłam włosy i
pociągnął delikatnie, odchylając mi głowę, by dotknąć ustami mojej szyi. Nigdy
wcześniej nie czułam niczego podobnego – czegoś tak silnego i pierwotnego, jak
uczucia, które wypełniały mnie w tamtym momencie. Nim się zorientowałam,
zostałam brutalnie obezwładniona przez jego ramiona i przyciśnięta do
najbliższej ściany. Czułam jej chłód za plecami, jednak to nie on sprawił, że
na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Nagle Matthew oderwał się ode mnie i
oboje staliśmy teraz w ciszy, próbując uspokoić nasze przyspieszone oddechy.
Uśmiechnął się pod nosem, ani na chwilę nie odwracając wzroku od moich oczu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Co? – spytałam wreszcie, po
dłuższej chwili ciszy. – Czemu mi się tak przyglądasz? – dodałam, nieco
zirytowana, ale i rozbawiona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię
pragnę – mruknął cicho, przełykając ślinę. Jego jabłko Adama delikatnie
zadrżało, a oczy błyszczały w stłumionym
blasku lampki do czytania, której światło sączyło się przez wyjście z salonu.
Kryło się w nich pożądanie, równie intensywne co w moim ciele.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Minęła chwila, nim dotarł do mnie
sens jego słów i tylko ona wystarczyła, abym wiedziała, że ja jego również. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Nim się zorientowałam, byliśmy
już w połowie schodów, prowadzących na pierwsze piętro, wciąż nie przestając
się całować. Nigdy nie czułam czegoś równie intensywnego. Cholernie mocno
chciałam mu zaufać, oddać wszystko, co tylko miałam – w tym całą siebie.
Chciałam, aby miał nie tylko moją duszę, ale i ciało. Pragnęłam nie myśleć o
przeszłości, tym, co się kiedyś zdarzyło, tylko o tym, co działo się teraz, o
tej chwili i niczym więcej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> W pewnej chwili znaleźliśmy się w
moim pokoju. Nie miałam pojęcia, dlaczego zaprowadził nas akurat do mojej
sypialni, jednak gdy znaleźliśmy się za jej drzwiami, zamknął je kopniakiem,
ani na chwilę nie odrywając się ode mnie. Wszystko działo się tak szybko, że
moje myśli zupełnie nie nadążały za ciałem. Jedyne na czym się skupiłam, to
odczuwanie. Miałam wrażenie, że nareszcie w pełni odbieram bodźce, tak, jakbym
w jednej chwili była świadoma każdego centymetra mojego ciała, każdej
pojedynczej komórki nerwowej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Wtedy on oderwał się ode mnie na
moment i wędrując dłońmi do zapięcia zwiewnej sukienki, którą miałam na sobie,
spojrzał na mnie niepewnie, jakby pytał mnie o pozwolenie. Skinęłam głową, choć
zrobiłam to tak delikatnie, że przez moment zastanawiałam się, czy to w ogóle
dostrzegł. Matthew pociągnął delikatnie za suwak, a sukienka w jednej chwili
opadła bezwładnie na ziemię, otaczając moje kostki. Momentalnie zamknęłam oczy,
tak, jakbym była przekonana, że gdy to zrobię, zniknę lub on również nic nie
zobaczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Moje ciało zdobiły liczne blizny
po zabiegach i wypadku, a także ciąża delikatnie nadwyrężyła jego stan. Byłam
świadoma tego, jak wyglądam i nie czułam się z tym najlepiej, dlatego mimo
usilnych starań czułam się zagubiona, stojąc przed nim w bieliźnie. Jego ciało
było zadbane, a on sam przystojny, ja natomiast zawsze czułam się źle we
własnym ciele. Poza tym nigdy się przed nikim nie rozbierałam, dlatego trudno
było mi pokonać wstyd. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Sunny? – szepnął cicho, gdy
tylko zamknęłam oczy. – Wszystko w porządku? – dotknął dłonią mojej twarzy. –
Spójrz na mnie. – poprosił. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Odchyliłam delikatnie powieki,
czując jak moje policzki pokrywa szkarłat. Jego twarz była tuż przy mojej, a
oczy zwrócone ku moim, nie oderwały się od nich choćby na chwilę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Przepraszam – jęknęłam, zdając
sobie sprawę, że za moment wszystko popsuję. – Ja tylko… - przygryzłam wargi. –
Te wszystkie blizny… i ja… - jąkałam się, próbując objąć dłońmi brzuch,
wierząc, że dzięki temu niczego nie zauważy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">On jednak chwycił mnie za nie i
przyciągnął do siebie, na tyle blisko, że stykaliśmy się nosami. Uśmiechnął się
i musnął moje usta.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Całe twoje ciało, razem z jego
bliznami to tylko część ciebie – spojrzał mi głęboko w oczy, tak, że miałam
wrażenie, że cały świat gdzieś zniknął. – To co najważniejsze, jest zupełnie
gdzie indziej. To jak wyglądasz to tylko niewielka część całości, którą kocham
równie mocno jak całą resztę. Dla mnie nie mogłabyś być doskonalsza. Cała ty,
włącznie z bliznami i innymi niedoskonałościami, których ja nie potrafię nawet
dostrzec. Nie masz powodów do wstydu – dotknął opuszkami palców moich nagich
pleców, tuż pod łopatką. Zadrżałam. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Zrobiłam pół kroku w tył. Matthew
ani na sekundę nie odwrócił wzroku od moich oczu. Gdy zauważył, że sięgam za
siebie, cofnął dłonie, jakby bał się, by nie zrobić mi krzywdy. Jednak ja nie
miałam zamiaru się od niego odsuwać. Postanowiłam, że ani strach, ani wstyd nie
zawładną już nigdy moim życiem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Chwyciłam w palce zapięcie mojego
biustonosza i odpięłam je, po czym jednym ruchem zrzuciłam go na podłogę.
Matthew wciąż nie odwracał wzroku od moich oczu. Gdy chwyciłam w palce gumkę od
majtek, dotknął moich dłoni i szepnął:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Nie musisz tego robić, jeśli
nie masz ochoty. Kocham cię i chcę, żebyś była na to gotowa. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Uśmiechnęłam się i położyłam
dłonie na jego policzkach, szepcząc w jego usta: „Nigdy nie byłam bardziej.”<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Oczy piekły mnie niemiłosiernie, jednak
mimo to postanowiłam, że będę trzymać się dzielnie. Wiedziałam, że nie mogę
pozwolić sobie na łzy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Mimo wszystko na usta cisnął mi
się uśmiech. Ten głupkowaty, pełen szczęścia uśmiech, kiedy człowiek przypomina
sobie jakąś szczególną chwilę, taką, która sprawiła mu wiele radości. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Widziałam, że do przeczytania
pozostało mi jeszcze kilka linijek, jednak postanowiłam, że dokończę je, gdy
będę miała wolną chwilę. Rzuciłam okiem na zegarek i zerwałam się z miejsca,
omal nie przewracając kolejnego pudła. Zostało mi kilka minut pozbieranie
rozrzuconych rzeczy z powrotem do pudełka i sprawdzenie, czy aby na pewno
wszystko zostało spakowane. Gdy już udało mi się z powrotem wszystko upchnąć,
chwyciłam wieko i nałożyłam je, po czym podniosłam się i rozejrzałam po
opustoszałym pomieszczeniu. Schowałam notes do torebki i zasłoniłam żaluzje,
blokując dostęp ciepłym słonecznym promieniom. Ostatnie spojrzenie na zegarek –
dwie minuty do przyjazdu taksówki i trzy godziny do odlotu. Nim wybiegłam z
pokoju, odwróciłam się raz jeszcze i dobrze mu przyjrzałam. Tak wiele zmieniło
się w moim życiu od momentu, gdy weszłam do niego po raz pierwszy. Byłam teraz
zupełnie inną osobą i czułam się, jakby od tamtego czasu minęły dekady. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Odwróciłam się na pięcie, chwyciłam
bagaż podręczny i odeszłam, czując nieustający ucisk gardle. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Rzuciłam okiem na wszystkie
pomieszczenia na pierwszym piętrze, przypominając sobie jak trudno było mi tu
czasem wytrzymać, jak bardzo bałam się kluczyć tymi korytarzami i jak trudno
było mi skojarzyć to miejsce z domem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Gdy mijałam to pomieszczenie,
przystanęłam na moment, sama nie wiem dlaczego. Wszystko to było tak cholernie
zagmatwane i trudne, a ja nie potrafiłam być silna i gdy tylko wyciągnęłam
rękę, by sięgnąć do klamki, ból w klatce piersiowej stał się tak silny, że
natychmiast ją cofnęłam i pognałam przed siebie, w kierunku wyjścia. Wiedziałam,
że to była ostatnia szansa, aby zwalczyć demony, kotłujące się w mojej głowie,
ale nie wykorzystałam jej. Nigdy nie potrafiłam stawić czoła własnym lękom. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Gdy zamknęłam wielkie drzwi na klucz,
nie obejrzałam się ani razu. Nawet wtedy, gdy przekazywałam klucz mężczyźnie z
firmy, która zajmowała się przeprowadzkami. Ani wtedy, gdy wsiadłam do
taksówki, a kierowca zapytał, dokąd ma mnie zawieźć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Obejrzałam się dopiero wtedy, gdy
posiadłość znikała już z zasięgu mojego wzroku, zasłaniana przez miliony innych.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Dopiero wtedy, na tyłach
taksówki, zaczęłam cichutko szlochać, ściskając w rękach torebkę, a w niej
dziennik.<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Wszystko, co ważne i ma istotny wpływ
na nasze życie, staje się nagle. Nagle zaszłam w ciążę z nieznajomym mężczyzną.
Nagle znalazłam się u niego w domu. Nagle się w sobie zakochaliśmy. Nagle
prawie zginęłam w wypadku i straciłam dziecko. Nagle poznałam własnego ojca.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> To wszystko było takie dziwne. Ni
stąd ni zowąd pojawił się na podjeździe i powiedział, że chce ze mną rozmawiać.
Przez kilka pierwszych dni zachowywałam się jak dziecko, bocząc się i
odmawiając jakiegokolwiek kontaktu, jednak to zrozumiałe. Dzieci zwykle
niechętnie spotykają się z rodzicami, którzy ich porzucili i teraz chcą dla
spokoju sumienia naprawić stosunki. Ja nie byłam chętna. Przynajmniej na
początku. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Właściwie to Matthew mnie do tego
namówił. Długo o tym rozmawialiśmy. Powiedział wtedy, że nie powinnam odmawiać
sobie szansy na poznanie kogoś, za kim tęskniłam całe życie, nawet jeśli jest
cholernym draniem. On oddałby wszystko by móc spotkać swojego ojca. Wzięłam
sobie jego słowa do serca i odwiedziłam ojca w jego pracy. Wciąż pamiętałam
gdzie znajduje się szkoła tańca, którą prowadził, choć byłam tam tylko raz w
życiu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Gdy mnie zobaczył, przez chwilę
wpatrywał się we mnie w bezruchu, przerywając w połowie zdania to, co właśnie
mówił swoim uczniom. Po chwili przeprosił ich i wyprowadził mnie na zewnątrz,
wciąż nie do końca wierząc w to, co widzi. Zgodziłam się, abyśmy poszli na
kawę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Trzy kawy, herbatę, sok
pomarańczowy i dwa kawałki ciasta marchewkowego później opowiadał mi już, jak
poznał mamę i o ich wspólnych planach, ale głównie rozmawialiśmy o nim i o
mnie. O naszych planach, marzeniach i życiu. Słuchał jak nikt inny i wszystko
go ciekawiło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Nie chciałam pytać dlaczego nas
zostawił. Bałam się, że to będzie dla mnie cios, pomyślałam, że może lepiej nie
wiedzieć. Postanowiłam, że zachowam otwarty umysł i po prostu porozmawiam ze
swoim ojcem, którego nigdy wcześniej nie znałam. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Trudno w to uwierzyć, ale o kolejne
spotkanie poprosiłam ja. Spędzaliśmy czas na powietrzu, spacerując wieczorem po
parku, w odosobnieniu. Wtedy spytał mnie o historię mnie i Matthew. O dziecko i
o wypadek. Nie naciskał, jedynie zachęcał, a ja o dziwo, chętnie mu o tym opowiadałam.
Czułam się, jakby ktoś zdjął mi z barków długo noszony ciężar. Rozmowy z ojcem
przynosiły mi ulgę i ukojenie. Miałam wrażenie, że nigdy nie poruszymy tematu
tego, dlaczego odszedł i z biegiem czasu było mi z tym dobrze. Poznałam jego
rodzinę i dzieci. Okazało się, że kiedyś, gdy wróciłam do domu, do matki i
ujrzałam ją z dziećmi, po czym uciekłam bez słowa, były to dzieci mojego ojca.
Nie rozumiałam tylko co mój ojciec robił u mojej matki. Tego wieczoru
musieliśmy wejść na niebezpieczny grunt. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Moi rodzice poznali się na balu
dobroczynnym – on jako młody wolontariusz, ona jako córka darczyńcy. Zakochali
się w sobie od pierwszego wejrzenia, szybko zaplanowali wspólną przyszłość i
podjęli się realizacji planów. Jednak miłość tak gwałtowna i nagła często
bardzo szybko się wypala. Tak było również w ich przypadku. Nim się obejrzeli,
ich wspólne dni wypełniały jedynie kłótnie i wzajemne oskarżenia. Ojciec chciał
spełniać marzenia o tanecznej karierze, a matka ganiła go za wieczne chodzenie z
głową w chmurach. Gdy o tym słuchałam, stwierdziłam, że ten obraz wyjątkowo do
niej pasował. Mój ojciec wyjechał do Stanów Zjednoczonych nie wiedząc, że
będzie miał córkę. Matka poinformowała go dopiero kilka miesięcy po jego
wyjeździe, jednak na tym poprzestała. Unikała go jak ognia, obwiniając o to, że
zniszczył jej życie i zabroniła mu kontaktów z dzieckiem, a on nim się obejrzał
założył własną rodzinę i założył wymarzoną szkołę tańca. Kilka lat później mama
postanowiła skontaktować się z ojcem, tuż po naszej przeprowadzce do Nowego
Jorku, jednak nie dane nam było się spotkać, gdyż szybko zniknęłam z domu, a
ojciec nie wiedział, gdzie mnie szukać. Udało mu się mnie odszukać dopiero
wtedy, gdy zobaczył w wiadomościach wzmiankę o moim wyjściu ze szpitala. I to
zaprowadziło nas aż tutaj.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Długo wzbraniałam się przed
przedstawieniem Matthew mojemu ojcu. Były to dwie sfery mojego życia, których
nijak nie potrafiłam ze sobą połączyć, nawet w myślach. Jednak uznałam, że
powinnam zaaranżować spotkanie, gdy ojciec zaprosił mnie na przyjęcie rodzinne
z okazji swoich urodzin. Matt nie był zbyt chętny, aby się tam pojawić. Długo
musiałam go namawiać, jednak w końcu odpuścił i zgodził się mi towarzyszyć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Wyobrażałam sobie, że będzie jak na
filmach – Matthew przyniesie butelkę szampana, wymienią grzeczności i
podyskutują trochę, któryś z nich rzuci jakimś żartem na rozluźnienie atmosfery
i przyjęcie minie w miłej atmosferze wzajemnej akceptacji. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Tak się jednak nie stało.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Ojciec nie oceniał mnie, ani nie
ganił, gdy opowiadałam mu, w jaki sposób poznaliśmy się z Matthew i jak
przebiegała nasza wzajemna relacja, jednak kiedy Matt pojawił się u niego we
własnej osobie, jego szczęka pozostawała dziwnie napięta, nie tylko przez całą
ich krótką, dwudziestosekundową rozmowę („Dobry wieczór, Matthew Collins”,
„Dobry wieczór, James Murphy. Proszę, wejdźcie”), ale przez całą kolację i
resztę wieczoru. Rozluźniła się dopiero wtedy, gdy zaczął opowiadać o tym, jak
bardzo cieszy się, że się z nim skontaktowałam i pozwoliłam mu się poznać. To
było miłe z jego strony, jednak trochę krępujące, z uwagi na to, że nie lubię
być w centrum uwagi, zwłaszcza, kiedy większość towarzystwa stanowią obcy
ludzie, jednak uśmiechałam się uprzejmie. Aż do momentu, kiedy to się stało.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Uważam, że to wyjątkowo
inteligenta, młoda kobieta – ciągnął, gestykulując żywo. – Jestem z niej bardzo
dumny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Jakiś mężczyzna odchrząknął i
zaśmiał się cicho. Mój ojciec nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, jednak
Matthew nie mógł odpuścić. Cały wieczór siedział jak na szpilkach z nietęgą
miną. Nietrudno było się domyślić, że to ostatnie miejsce, w którym chciałby
być. Ewidentnie coś go gryzło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- O co panu chodzi? – najeżył
się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Wstrzymałam oddech.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- No cóż – zaczął ów mężczyzna z
głupkowatym uśmieszkiem przyklejonym do ust. – Osobiście uważam, że zajście w
ciążę w tak młodym wieku z zupełnie obcym mężczyzną to nie jest powód do dumy. –
spojrzał znacząco na mojego ojca. – Nawet jeśli tym mężczyzną jest aktorzyna z przedmieścia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Zastygłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Mój ojciec podniósł się, wbijając
niego morderczy wzrok. Reszta żywych dyskusji toczących się przy stole nagle
ucichła, goście skupili się wyłącznie na wymianie zdań między Matthew, moim
ojcem, a nieznanym mi mężczyzną.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Frank, jak śmiesz – warknął mój
ojciec. – To nie była jej wina! To ten smarkacz ją do tego zmusił!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Chwyciłam Matthew za przegub, czując jak całe jego ciało napina się,
gorejąc gniewem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Dosypał jej jakichś świństw i
do wszystkiego zmusił! Nawet nie interesowało go, co się z nią stanie! – ciągnął, spoglądając na Matta z niesmakiem.
Wszystkie mięśnie mojego ciała w jednej chwili się zacisnęły.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Jak możesz! – krzyknęłam, nie
do końca świadoma własnych słów. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- James, to nie jest najlepszy
temat do rozmowy przy stole – zganiła go jego żona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Ty cholerny hipokryto.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Zamarłam, czując jak Matthew
wstaje, oddychając ciężko.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> - Jak śmiesz mnie rozliczać? – syknął. – To ty
zostawiłeś całą rodzinę, nawet nie miałeś odwagi by walczyć o własne dziecko! Ile
lat nie było cię przy niej? No ile?! – krzyknął, uderzając pięścią w stół. –
Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo zniszczyłeś jej życie!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Wynoś się stąd! – mój ojciec
wrzasnął, czerwieniąc się na twarzy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Miałam wrażenie, że za chwilę
skoczą sobie do gardeł.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Przestańcie, stop! – podniosłam
się, unosząc ręce do góry. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Nie chcę cię tu widzieć
rozumiesz, smarkaczu? Wynoś się z mojego domu! Nie mogę na ciebie patrzeć! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Uwierz mi, że każda minuta
spędzona w tym domu, z tobą i całą tą twoją obłudą to udręka – warknął Matthew.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Błagam was! – krzyczałam,
próbując stanąć między nimi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Brzydzę się tobą, zwyrodnialcu.
Mam nadzieję, że moja córka przejrzy wreszcie na oczy i uwolni się od ciebie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Matthew chwycił mnie za dłoń i
odepchnął, niebezpiecznie zmniejszając dystans między nim, a moim ojcem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Twoja córka mnie kocha i
prędzej zrezygnuje z ciebie, pożal-się-boże-ojczulka. Radzę ci się oswoić się z
myślą, że bardziej zależy jej na mnie, niż na tobie – ciągnął. – Spójrz na
siebie. Nie możesz znieść, że jesteś nikim i nawet twoja córka nie chciała mieć
z tobą nic wspólnego. Cała ta twoja rodzinka to jeden wielki żart, nie widzisz
jak tobą gardzą? – z każdym słowem mówił coraz ciszej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Wszyscy zebrani przyglądali się
temu z przerażeniem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Ty pieprzony… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Wiedziałam, o co chodzi Matthew.
Chciał sprowokować ojca, sprawić, że się zupełnie skompromituje w oczach swojej
rodziny i mnie. Nie potrafiłam tego znieść, tym bardziej, że mu się udało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Mój ojciec rzucił się na niego z
pięściami. Nim się zorientowałam, zaczęli się szarpać, a żona mojego ojca
bezskutecznie pragnęła go odciągnąć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Miałam dość.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Przestańcie! STOP! –
wrzasnęłam, widząc, jak mój ojciec uderza Matthew pięścią w twarz. Mimo, że
znałam go krótko, nigdy nie widziałam, by się złościł, a teraz był zupełnie
wytrącony z równowagi i właściwie sam nie wiedział co robi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Matthew otarł krew sączącą się z rozciętej
wargi. Mimo złości wymalowanej na jego twarzy widziałam triumf, kryjący się w
jego oczach. Poczułam ukłucie w sercu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Chwyciłam go za rękę i
pociągnęłam w stronę wyjścia, czując jak policzki płoną mi ze wstydu i gniewu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Ściągnął mój płaszcz z wieszaka i
wręczył mi go.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Co ty wyprawiasz? – szepnęłam,
wściekła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Weź torebkę, wychodzimy stąd. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Zagryzłam wargi, po czym
odparłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Ty wychodzisz.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Zastygł w bezruchu, zatrzymując
rękę w połowie drogi do własnego płaszcza. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Co? – odwrócił się, spoglądając
na mnie tak, jakby widział mnie po raz pierwszy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- To co powiedziałam –
westchnęłam, unikając jego wzroku. – Powinieneś już iść. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Chyba żartujesz? – roześmiał się
głupkowato. – Zamierzasz go bronić? To ci nie wystarczy, by zrozumieć, że ten
człowiek to cholerny hipokryta i… - zaczął, wskazując na swoją rozciętą wargę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Dość – przerwałam mu, zdobywając
się na to, by spojrzeć mu w oczy. – Dobrze wiem, co próbujesz zrobić Matthew.
Jesteś okrutny – westchnęłam, czując ucisk w głębi serca.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- O czym ty…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Sprowokowałeś go. – ucięłam,
krzyżując ręce na piersiach. – Znam cię nie od dziś, więc nie zaprzeczaj. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Ale Sunny, przecież on…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- To cię nie usprawiedliwia. Nie
powinieneś mówić tych wszystkich rzeczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Czy ty kompletnie zgłupiałaś?
Ten facet cię obrażał! Ciebie i mnie! Nie mogłem mu na to pozwolić. Nie
potrafię zrozumieć jak możesz tak po prostu dać mu się ranić i pozwolić się
oczerniać przed tymi wszystkimi ludźmi…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Przerwałam mu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Ktoś nauczył mnie bardzo dobrze
znosić rany i cierpienie, które zadają nam ludzie, na których nam zależy i
zadbał, bym uodporniła się na ten ból. Ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej –
wyszeptałam nagle, spoglądając mu prosto w oczy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Nim dotarło do mnie, co właściwie
powiedziałam, Matt chwytał już za klamkę drzwi. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Zaczekaj! – jęknęłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Gdy ujrzałam ból w jego oczach,
gdy zwrócił ku mnie swój wzrok, poczułam silny ucisk w klatce piersiowej. W
jednej chwili zrozumiałam jak bardzo zraniły go moje słowa.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Przepraszam, ja nie… - zaczęłam,
czując łzy pod powiekami i wyciągając ku niemu swoją dłoń.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Miłego wieczoru – szepnął tylko,
spuszczając wzrok i zniknął za drzwiami. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Wtedy widziałam go po raz
ostatni.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Listopadowa pogoda w Nowym Jorku
nigdy nie rozpieszczała. Tego dnia lało niemiłosiernie, a wraz z wieczorem
nadszedł lekki przymrozek, który sprawił, że jezdnię spowiła cienka warstewka
lodu. W połączeniu z targającym człowiekiem gniewem i chwilowym wytrąceniem z
równowagi stanowi to mieszankę wybuchową. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Tym razem jednak Matthew nie prowadził.
Najwyraźniej zapragnął trochę ochłonąć po naszej rozmowie i wybrał się na
spacer. Tuż przed parkiem, do którego kiedyś zawędrowaliśmy i rozmawialiśmy o
naszej przeszłości, nie zważając na tę pogodę, na okropne warunki i słabą
widoczność, wkroczył na jezdnię, próbując pokonać ostatnie kilka metrów do, jak
mi się wydaje, swego celu. Tamtej kobiecie również się spieszyło. Była na tyle
zaabsorbowana równoczesną rozmową przez telefon i prowadzeniem samochodu, że
nie zauważyła ciemnej, zakapturzonej postaci, która według niej <i>znalazła się tuż przed nią nie wiadomo skąd.</i>
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Po całym tym incydencie z Matthew i
moim ojcem, poprosiłam tatę, aby zawiózł mnie do domu. Zauważyłam, że samochód
Matta wciąż stoi nieopodal domu ojca, dlatego nie zdziwiłam się, gdy jako pierwsza
dotarłam do posiadłości. Uznałam, że chciał po prostu to wszystko przemyśleć,
więc dałam sobie spokój. Opowiedziałam o wszystkim Marie, aby nie martwiła się
o syna i poszłam spać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Około trzeciej piętnaście obudził nas
stróż, który powiadomił, że przed domem stoi policja, która bardzo chce się z
nami spotkać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Pamiętam, jak szłam nieco w
amoku, wciąż zaspana i niczego nieświadoma. Dopiero, gdy schodząc po schodach
zauważyłam niebiesko-czerwone światło, wpadające do domu przez okno w salonie i
tańczące niewzruszenie na marmurowej podłodze, serce podeszło mi do gardła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Poczułam to.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Poczułam, że coś jest nie tak.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Zaczęłam biec do drzwi, niczym
oparzona. Niemal wyrwałam je z zawiasów, szarpiąc za klamkę. Gdy tylko ujrzałam
dwóch stróżów prawa, stojących tuż za bramą, już wiedziałam. Mieli nietęgie
miny, byli równie zaspani, co ja. Gdy tylko stróż wpuścił ich do środka, jeden
z nich podszedł do mnie zdecydowanym krokiem, pytając: Pani Collins?. Wtedy
kątem oka zauważyłam, jak Marie schodzi po schodach, w szlafroku, poprawiając
usilnie rozczochrane włosy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- To ja. O co właściwie chodzi? –
spytała. – Czy chodzi o Matthew? Wszystko z nim w porządku? – zalała ich gradem
pytań, nim którykolwiek z nich pisnął choćby słówko.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Jeden z nich, młodszy, zrobił
krok w stronę Marie i wyciągnął ku niej rękę. Poczułam ucisk w żołądku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Wiedziałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Bardzo mi przykro, proszę pani…
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Nim mężczyzna zdążył wypowiedzieć
jej nazwisko, Marie zaczęła osuwać się na ziemię. Drugi z policjantów z
prędkością światła znalazł się tuż obok niej, nim całkowicie zemdlała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Nic więcej nie pamiętam. Nie
straciłam przytomności. Po prostu zupełnie się wyłączyłam i nie pamiętam
kompletnie nic z reszty tamtego wieczoru. Obudziłam się dopiero nazajutrz, w
poczekalni na posterunku policji. Niewygodne, plastikowe krzesełko wbijało mi
się w kręgosłup, ale nie czułam bólu. Poczułam go dopiero kilka dni później,
zwijając się w kłębek na kanapie w domu mojego ojca, gdzie pomieszkiwałam przez
kolejne trzy miesiące. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Do pewnego momentu cholernie bałam
się wracać pamięcią do tamtego wieczoru. Bałam się przywoływać w myślach obraz
jego twarzy. Jego słodkich, idealnie miękkich i pełnych warg. Jego kształtnego,
prostego nosa. Jego smukłej, przystojnej twarzy z perfekcyjnie wysuniętymi
kośćmi policzkowymi. I tych oczu. Oczu pełnych gniewu, nienawiści i
okrucieństwa, ale i miłości, cierpliwości, smutku i cierpienia. Tych
najpiękniejszych, ciemnobrązowych oczu, które niejednokrotnie patrzyły na mnie
z konsternacją, oddaniem i uwielbieniem. Te, skrywające tajemnicę, którą
jedynie mnie udało się odkryć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Przez pierwsze kilka dni nie
potrafiłam w to uwierzyć. Wciąż miałam nadzieję, że to okrutny żart, który ma
mi dać nauczkę za te krzywdzące słowa, które wypowiedziałam tuż przed jego
wyjściem. Miałam wrażenie, że Matthew zaraz wyskoczy zza rogu, uśmiechnie się w
ten swój nonszalancki sposób, a mnie zmiękną kolana i wybaczę mu to, że
pozwolił mi tak cierpieć.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Jednak tak się nie stało. Mimo,
że nigdy nie zobaczyłam jego ciała na własne oczy, w końcu dotarło do mnie, że
on naprawdę odszedł. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Czas dłużył się niemiłosiernie,
zmieniając dni w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Czasem miałam wrażenie, że
gdy nie patrzę, wskazówki zegara zastygają w miejscu, nie pozwalając czasowi
płynąć jego własnym tempem. Nie pozwalają mi iść dalej, lecz przeciągają te
chwilę, aby trwała wieczność.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Ból był jedynym co mi pozostało,
jedynym co pozwalało mi twierdzić, że moja egzystencja to wciąż życie.
Myślałam, że skoro czuję, to wciąż w pewnym stopniu jestem człowiekiem i nie
umarłam, dlatego, gdy tylko przestawałam go czuć, choćby na chwilę, odtwarzałam
sobie w myślach tę rozmowę z policjantami, w której omawiali z nami wypadek.
Jego przyczynę, prawdopodobny przebieg i konsekwencje. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Matthew został uderzony przez
samochód, który jechał z prędkością około stu kilometrów na godzinę. Jako, że
według kierowcy Matthew znalazł się na jezdni nagle i nie było możliwości, by
zauważył go wcześniej, samochód zaczął hamować zdecydowanie zbyt późno, by miał
jakiekolwiek szanse na przeżycie. Niejednokrotnie wyobrażałam sobie, jak
przetacza się przez maskę samochodu, by następnie uderzyć w ziemię i przetoczyć
się kilka metrów, niczym szmaciana lalka. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Policjanci zapewniali nas, że nie
cierpiał. Siła uderzenia sprawiła, że umarł, nim zdążył cokolwiek poczuć. Ja
zastanawiałam się tylko, o czym myślał, nim to się stało? Co zaprzątało mu
głowę w ostatnich sekundach jego życia? Czy mnie nienawidził, za to, co
powiedziałam?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Cóż, zadbał o to, bym ja
znienawidziła siebie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Odpowiedź przyszła wkrótce, gdy
policjanci zajmujący się tą sprawą zakończyli dochodzenie, a sprawa w sądzie, w
której Marie oskarżyła kierowcę o spowodowanie śmierci Matthew, dobiegła końca.
Wtedy to odzyskaliśmy resztę osobistych rzeczy Matthew, które miał przy sobie w
tamten wieczór, a które mogły stanowić jakieś dowody w sprawie. Wśród
dokumentów, kluczy i innych drobiazgów znalazło się maleńkie pudełeczko, a w
nim subtelny pierścionek zaręczynowy, na którym wygrawerowany był napis <i>nawet śmierć nas nie rozłączy. </i><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Kiedy traci się kogoś kogo się kocha,
tak definitywnie, nieodwołalnie i na zawsze, człowiek czuje się, jakby ktoś go
oszukał. Jakby całe to dotychczasowe życie, plany i marzenia, były tylko
zabawą, wymyśloną grą, w którą bawią się dzieciaki na podwórku, a teraz
nadszedł wieczór i pora wrócić do domu i prawdziwego życia. Czujemy wtedy taki
tępy ból, gdzieś w głębi naszego ciała, jakby ktoś chwycił nas za serce i
ścisnął mocno, próbując je wyrwać, zmiażdżyć i doszczętnie nas zniszczyć. Nagle
zdajemy sobie sprawę, że bez tej osoby jesteśmy tylko ciałem, pustym naczyniem
bez wypełnienia. Mamy wrażenie, że wszystkie kolory z całego świata zniknęły, a
my jesteśmy niczym sparaliżowani, otoczeni przez ciszę, zdani tylko na łaskę
własnego umysłu i kłębiących się w nim myśli. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Gdy go przy mnie zabrakło, czułam się,
niczym bezpański pies, który nie ma dokąd wrócić. Jakbym została wysłana na
samotną tułaczkę, skazana na wieczność bez konkretnego celu własnej podróży.
Śniąc o nim, pełnym życia i szczęśliwym, przez chwilę czułam się, jakbym po
całej tej ciężkiej i nużącej podróży, która choć wiele mnie nauczyła i sprawiła,
że doceniłam dotychczasowe życie, nareszcie dobiegła końca, a ja mogłam
wreszcie wrócić bezpiecznie do domu, który stanowiły jego ramiona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Wiele miesięcy zajął mi powrót do
żywych. Tak, byłam martwa. Nieobecna. Nieosiągalna. Niedostępna. Niespokojna.
Nieszczęśliwa. Jednak któregoś dnia zrozumiałam, że nie mogę tak żyć. W głębi
duszy czułam, że w jakiś sposób sama nie pozwalam sobie pogodzić się ze stratą.
Nie pozwalam mu odejść, a sobie odpocząć. Wiedziałam, że to w jaki sposób
rozstaliśmy się tamtego wieczoru, nie daje mi spokoju, dlatego chwyciłam kartkę
papieru, długopis, usiadłam przy stole w kuchni mojego ojca i zaczęłam myśleć,
co chciałabym mu powiedzieć, gdybym mogła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif";">To
już czternasty list, który dziś napisałam. Każdy z nich był zbyt banalny lub
ckliwy, a ja potrzebuję konkretów. Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by
powiedzieć ci, co tak naprawdę czuję. Ból? Udręka? Cierpienie? Żadne z nich nie
jest dostateczne, aby wyrazić, jak bardzo to przeżywam. Czuję się, jakbyś
zabrał ze sobą wszystko, co najpiękniejsze we mnie. Zostawiłeś tylko te smutną,
marudną część, której tak trudno pozbierać się do kupy. Dlaczego Matthew?
Dlaczego świat tak bardzo uwziął się na nas? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Przepraszam.
Przepraszam za te kilka słów, które niespodziewanie wyszły z moich ust tamtego
wieczoru. Gdyby nie ja, wciąż bylibyśmy razem. Tak bardzo przepraszam, że to
wszystko się stało. Nigdy nie miałam do Ciebie żalu, bo wiem, jak wiele
zmieniłeś dla mnie. To złość przemawiała przeze mnie, a ja nie zdążyłam ugryźć
się w język. Nie myślę tak. Nie uważam, że uodporniłeś mnie na ból swoimi obelgami,
w końcu cierpię równie mocno, jak kiedyś. Cierpię, bo kocham Cię jak wariatka.
Kocham i nigdy nie przestanę, bo dla mnie wciąż gdzieś tu jesteś. Czuję, że
chcesz odejść i pragniesz, abym ja też ruszyła dalej. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Dziękuję,
za każde uratowanie mnie, każdy kojący szept i dotyk. Za twoją miłość, którą
pragnąłeś ofiarować mi na zawsze. Że poruszyłeś niebo i ziemię, by mnie
odnaleźć, gdy mnie porwano. Za to, że tkwiłeś przy moim łóżku w szpitalu przez
wszystkie te miesiące. Że trwałeś przy mnie, mimo wszystkich złych decyzji i
błędów, które popełniłam. Że wysłuchałeś wszystkich tajemnic, które ci
zdradziłam i ofiarowałeś mi swoje. Że za wszelką cenę pragnąłeś własną piersią
obronić mnie przed resztą świata. Za to, że nauczyłeś mnie kochać i wybaczać,
ale także doceniać. Że pozwoliłeś mi wkraść się do twojego życia i zostać w nim
do końca. Za wszystkie wspomnienia, słowa, pocałunki. Za całego Ciebie.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Wybacz
mi, że nie potrafiłam tego docenić.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Mam
nadzieję, że tam gdzie jesteś, jesteś szczęśliwy, i że spotkasz chłopca o imieniu
Marcus, który ma Twoje piękne oczy, i którego kocham nad życie, zupełnie jak
Ciebie.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Gdy skończyłam, zalana łzami, weszłam
na najwyższe piętro domu i trzymając list w jednej ręce, drugą wydobyłam
zapalniczkę z kieszeni spodni. Pozwoliłam, aby ogień zajął górną krawędź listu
i pochłonął całą jego treść, wraz z dymem niosąc ją tam, gdzie znajdowała się
teraz miłość mojego życia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Gdy zbliżyliśmy się do bram cmentarza
wręczyłam taksówkarzowi pięćdziesiąt dolarów, prosząc, aby poczekał piętnaście
minut. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Dookoła panowała niczym niezmącona
cisza, która działała na mnie wyjątkowo kojąco. Serce biło mi szybko, gdy
niepewnym krokiem zbliżałam się do celu. Musiałam pokonać strach, na moment
rozdrapać stare rany, aby móc w końcu w pełni pójść naprzód.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Dziś po raz pierwszy miałam go
zobaczyć. Miejsce, w którym znajdował się jego grób mieściło się po drugiej
stronie cmentarza, jednak nim się obejrzałam, dzieliło mnie od niego jedynie
kilka kroków. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Grób był okazały, cały usłany
świeżymi kwiatami, choć od śmierci minęło wiele miesięcy. Było tam też kilka
kartek, listów i świec, które płonęły niewzruszonym blaskiem. Na marmurowej
tablicy nie widniały żadne mądrości, jedynie jego imię, nazwisko i data
urodzenia oraz śmierci. Mimo to, poczułam jak robi mi się słabo. Nagle to, z
czym tak długo nie mogłam się pogodzić i z czym nie dawałam sobie rady, stało
się faktem. Koniec oszustw i niedomówień. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Matthew Collins nie żyje. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> W dzień jego pogrzebu zamknęłam się w
pokoju i tkwiłam tam aż do wieczora, kiedy ojciec oznajmił mi, że jeśli
natychmiast nie otworzę drzwi to je wyważy. Nie chciałam tam być, razem z
wszystkimi tymi ludźmi, którzy byli mi zupełnie obcy. Nie chciałam słuchać
wciąż tych samych słów pocieszenia, bo nie byłam na nie gotowa. Nie chciałam
dzielić z nimi swego żalu, ponieważ pragnęłam pozostać z nim sama. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Jednak wiedziałam, że nim opuszczę
miasto, będę musiała się tam wybrać. Choćby na chwilę. Przekonać się, że
wszystko to, co działo się przez ostatnie kilka miesięcy to nie sen, tylko
gorzka rzeczywistość. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Krótko po napisaniu listu i spaleniu
go, odzyskałam trochę radości i chęci życia. Postanowiłam, że skończę liceum w
domu i pójdę na studia. Pragnęłam wyjechać do innego miasta, albo kraju –
całkowicie zmienić otoczenie. Chciałam też pomóc Marie, która przez pewien czas
zupełnie nie mogła na mnie liczyć. Mimo tego, co przeżywała, za wszelką cenę
starała się mi pomóc, za co byłam jej cholernie wdzięczna, dlatego gdy się
podniosłam, postanowiłam, że pociągnę ją za sobą. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Spędzałyśmy ze sobą wiele czasu.
Namówiłam ją nawet na kilka wizyt u psychologa i nie pozwoliłam jej ani na
chwilę zostać samej. Wiele rozmawiałyśmy. Wymieniałyśmy się własnymi
spostrzeżeniami i uczuciami. Czułam się tak, jakbym rozmawiała z samą sobą,
ponieważ czułyśmy się bardzo podobnie, z tym, że wiedziałam, że ona jeszcze nie
potrafiła pogodzić się ze stratą. W końcu opowiedziałam jej o swoim pomyśle – o
napisaniu listu i spaleniu go. Jednak ona miała swój własny „list”. Powiedziała
mi, że odwiedza go każdego dnia i czuje, jakby on nigdy nie odszedł.<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Po skończeniu liceum i napisaniu
wszystkich egzaminów, złożyłam papiery na studia w Londynie. Ciężko pracowałam
aby osiągnąć upragnione wyniki i udało mi się dostać na wymarzony kierunek. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Zajęcia zaczynały się dopiero za trzy
miesiące, jednak postanowiłam, że gdy tylko załatwię wszystkie formalności, od
razu przeprowadzę się do Londynu. Może odnajdę Helgę i resztę ludzi, którzy
pracowali w moim rodzinnym domu? Może w końcu odnowię kontakt z resztą rodziny
ze strony matki? Miałam nadzieję, że po raz pierwszy od dłuższego czasu w
jakimś miejscu na świecie wreszcie poczuję się jak w domu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Marie już dawno opuściła rezydencję,
którą wcześniej zamieszkiwaliśmy i znalazła sobie coś w centrum miasta.
Znalazła też pracę w redakcji jakiegoś dobrze sprzedającego się pisma, gdzie
zajmuje się artykułami odnośnie życia zwykłych obywateli. Nigdy nie
domyśliłabym się, że jej pasją było pisanie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Gdy tylko przeniosę się do Londynu, a
dom opustoszeje, wprowadzi się do niego jakaś nowa rodzina. Wielu było kupców,
którzy byli zainteresowani kupnem domu kogoś takiego, jak Matthew Collins, więc
nie miałyśmy z Marie problemów, aby się go pozbyć. Żadna z nas nie chciała
wrócić do domu, który był pełny jego i związanych z nim wspomnień. Mimo, że
ruszyłyśmy naprzód, w miejscach takich jak to, przeszłość nigdy nie daje o
sobie zapomnieć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"> Stałam nieruchomo, tępo wpatrując się
w datę jego śmierci. Czułam się tak, jakby to wszystko zupełnie mnie nie
dotyczyło. Jakby gdzieś tam, wgłębi ziemi nie leżał mój Matt, a obcy mężczyzna,
na którego grób trafiłam zupełnie przypadkiem. Sięgnęłam dłonią do
spoczywającego na mojej szyi łańcuszka z pierścionkiem zaręczynowym, który
znaleziono w jego kieszeni. Czując pod powiekami gorące łzy, szepnęłam:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Tak.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">Uśmiechnęłam się delikatnie,
czując jak ucisk w klatce piersiowej, pierwszy raz od kilku miesięcy, trochę
zelżał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">- Tak, chciałam za ciebie wyjść,
Matthew Collinsie. Pragnęłam tego najbardziej na świecie. – westchnęłam cicho,
czując jak ciepłe, słoneczne promienie subtelnie osuszają łzy, kreślące ślady
na moich policzkach. – Masz rację. Nawet śmierć nas nie rozłączy. Nic nie
sprawi, że przestanę cię kochać. – wyszeptałam, po czym dodałam głośniej: -
Żegnaj.<o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">I wróciłam do taksówki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";">_____________________________________</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Od autorki:</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Któregoś dnia, siedząc kolejny raz nad tym samym rozdziałem uznałam, że się nie nadaję i, że przecież o wiele łatwiej jest po prostu odejść i wszystko zostawić, niż kolejny raz się tłumaczyć i składać obietnice bez pokrycia. Nie będę przepraszać, bo ile razy już to robiłam?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Po prostu w którymś momencie swojego życia, kilka tygodni temu uznałam, że ostatnio nic mi się nie udaje. Ot, gorszy dzień zmienia się w tydzień, tydzień w miesiąc, miesiąc w rok. Nagle poczułam, że to dziwne uczucie w głębi mnie wciąż ciągnie mnie tutaj. Był taki czas w moim życiu, że kompletnie zapomniałam o pisaniu - liceum. Niedługo zaczynam ostatni rok. Wiele się zmieniło od tamtego czasu. Nie wiem, czy w kwestii pisania cokolwiek się zmieniło, bo nie mam na nie czasu. Moje marzenia, to już tylko ulotne wspomnienie, kryjące się z tyłu mojej głowy. Od czasu do czasu da o sobie znać, ale musiałam odstawić je na bok.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Nagle zrozumiałam, że muszę to zrobić. Muszę skończyć tę historię, aby udowodnić sobie, że potrafię. I zrobiłam to. Co prawda, wszystko wyszło w trakcie pisania. Po raz pierwszy w życiu dałam się zupełnie ponieść chwili - nad niczym nie myślałam, nic nie analizowałam, nie zastanawiałam się nad konsekwencjami. Po prostu napisałam to, co leżało mi na sercu. To, co uznałam za stosowne.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek to przeczyta - zapraszam. Mam nadzieję, że lektura Wam się podobała. Że pamiętacie jeszcze, kim są Sunny i Matthew i jak wiele kosztowała ich ich własna miłość. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek przeczytali choćby jedno słowo z tego, co napisałam. To dzięki Wam przez pewien czas czułam się naprawdę wartościowym pisarzem, który ma jakąś przyszłość. Niestety, szkoła i nauka robią swoje. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Mam nadzieję, że spełnią się Wasze wszystkie marzenia, że przeżyjecie swoje życie tak, jak tego pragniecie. Dziękuję. Za wszystko.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
To koniec.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Może jeszcze kiedyś spotkacie jakiegoś mojego bloga, mam taką nadzieję. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Wasza Sharley Shy (Aleksandra L.)</div>
Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5660803531826982601.post-49267755667218853342014-08-08T06:23:00.002-07:002014-08-08T06:23:56.240-07:00InformacjaWitajcie!<br />
<br />
Tak, tak, wiem. Jestem okropna.<br />
Sama nie wiem, gdzie podziały się te cztery miesiące od ostatniego rozdziału. Cóż, tak to jest jak się kończy gimnazjum. Czas mija nieubłaganie szybko. Na szczęście wszystkie egzaminy poszły mi znakomicie i dostałam się do wymarzonego liceum.<br />
No właśnie - liceum. Poziom jest bardzo wysoki i będę potrzebowała dużo czasu na naukę. Powiem Wam szczerze, że się cholernie boję. Boję się, że kiedyś będę zmuszona porzucić pisanie... Nie chcę tego. Uwielbiam pisać i widzę, że wiele nauczyłam się przez ostatnie trzy lata mojej przygody z blogami. Może nie stałam się jakąś wielką sławą, ale z łzą w oku wspominam czasy, gdy miałam dobry kontakt z czytelnikami i pisanie było dla mnie ogromną frajdą.<br />
Nadal jest, jednak stało się również kolejnym obowiązkiem, którym jestem obarczona. Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałabym być systematyczna, jednak nie mogę. Szkoła, rodzina, znajomi, czas dla siebie... i moja wena, która odchodzi i przychodzi kiedy zechce.<br />
Pozostaje pytanie, co ja mam zrobić?...<br />
<br />
Moim marzeniem jest dokończenie tego bloga. Myślę, że jesteście w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo przez ostatnie... 3 lata pokochałam bohaterów Jednej Chwili. Każde z nich ma w sobie jakąś część mnie i każde z nich dorastało i uczyło się świata wraz ze mną. Matthew i Sunny bardzo zmienili się od czasu pierwszych rozdziałów, zupełnie jak ja. Są o wiele bardziej dojrzali.<br />
Moja głowa jest pełna nowych pomysłów na zupełnie inne, czasem wzruszające, czasem bawiące i zwariowane historie. Nie jestem pewna, czy któreś z Was byłoby chętne wciąż czytać wytwory mojej pokręconej wyobraźni, czy ktokolwiek czyta ten tekst...<br />
Ale mam nadzieję, że pozostaliście... pozostaniecie.<br />
<br />
Kocham to co robię i zamierzam robić to ciągle. Nie oczekujcie ode mnie, że dotrzymam obietnic... Musicie mnie zrozumieć. Jest mi ciężko, bo staram się publikować dopracowane rozdziały, dlatego oddaję je dopiero wtedy, gdy satysfakcjonują mnie przynajmniej w 90%.<br />
<br />
Wiem jedno. Dobrnę do końca tej historii, choćbym miała robić to przez kolejne trzy lata i choćbym miała pisać tylko dla siebie.<br />
Spodziewajcie się również nowych odsłon, jednak wątpię, bym podjęła się czegoś w najbliższym czasie.<br />
<br />
Pozdrawiam, Sharley.<br />
<br />
PS. Czekam na jakieś wiadomości od Was. Jeśli zechcielibyście pogadać o czymś ze mną, zapraszam do zakładki "Kontakt z autorką" lub piszcie w komentarzach!Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5660803531826982601.post-35681767082123653732014-04-03T05:23:00.000-07:002014-04-03T05:24:08.082-07:00Rozdział dwudziesty piąty. "Ojciec marnotrawny" <div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
Początkowo
nie byłam do końca świadoma tego, co właściwie zaszło. Dopiero po kilku
minutach tkwienia w żelaznym uścisku Matta poczułam się odrobinę lepiej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
Wyswobodziwszy się z jego ramion,
osunęłam się na jedno z pobliskich krzeseł.</div>
<div class="MsoNormal">
Całe to zajście
było dla mnie czymś zupełnie nowym i może dlatego właśnie byłam w tak ciężkim
szoku? </div>
<div class="MsoNormal">
Teraz, gdy
to wszystko powoli do mnie docierało, miałam nieodparte wrażenie, że zachowałam
się jak kretynka. Nagle przed oczyma pojawiły mi się te wszystkie plotkarskie
programy i kadry prosto z czerwonych programów. Ci ludzie ze stoickim spokojem
wpatrują się w miliony oślepiających fleszy i do tego głupio szczerzą zęby, a
ja biegałam między fotoreporterami i krzyczałam, jakby obdzierano mnie ze skóry
lub polewano wrzątkiem! </div>
<div class="MsoNormal">
- Panno Sunny? Wszystko w porządku? </div>
<div class="MsoNormal">
Do moich
uszu dobiegł głos doktora Schneidera. Trudno było mi skupić się na czymkolwiek,
więc odpowiedzi udzieliłam dopiero po dłuższej chwili ciszy.</div>
<div class="MsoNormal">
- Tak, w porządku. Tylko… jestem trochę skołowana, to nic
wielkiego – mruknęłam, słabym głosem. </div>
<div class="MsoNormal">
Zauważyłam,
że Matthew klęczał tuż obok mnie i trzymał mnie za rękę. Wymusiłam uśmiech,
chcąc jakkolwiek zapewnić go, że naprawdę nic mi nie jest. </div>
<div class="MsoNormal">
Spojrzałam
na harmider, panujący za drzwiami. Dziennikarze taranowali się nawzajem, chcąc
być jak najbliżej nas. Wciąż dostrzegałam błyski fleszy, na których widok
dostawałam gęsiej skórki. Nie umknęło to niczyjej uwadze.</div>
<div class="MsoNormal">
Chłopak
podążając za moim wzrokiem również zwrócił się ku nim. Kolejny raz któreś z
paparazzich krzyknęło coś obraźliwego. Mimo iż był to dla mnie jedynie
niezrozumiały bełkot, wzdrygnęłam na samo wspomnienie o każdym z ich słów. </div>
<div class="MsoNormal">
- Charlie – Matthew zwrócił się do stojącego tuż obok
mężczyzny. Był to jeden z ochroniarzy, który pomógł mi wydostać się z tego piekła,
panującego pod szpitalem. Wcześniej zauważyłam go w środku, gdy pierwszy raz
dzisiejszego dnia spotkałam się z Mattem. – Czy mógłbyś coś z tym zrobić? </div>
<div class="MsoNormal">
On w
odpowiedzi kiwnął tylko głową i wymienił spojrzenia z kolejnym ochroniarzem,
który znajdował się tuż przy drzwiach. W mgnieniu oka zebrała się ich tam dość
duża grupa. Większość wyszła na zewnątrz i zaczęła odciągać dziennikarzy od
szklanych drzwi i panoramicznych okien. Mimo, że czułam się w środku zupełnie
bezpieczna, poczułam ulgę, widząc to wszystko. </div>
<div class="MsoNormal">
- Czy mógłby pan zostawić nas samych? – mruknął w stronę
doktora Schneidera. </div>
<div class="MsoNormal">
Ten w
odpowiedzi kiwnął głową z aprobatą i odszedł wraz ze współpracownikami. </div>
<div class="MsoNormal">
Rozejrzałam
się dookoła. Wokół nas nie było żadnych pacjentów, ani personelu. Hall szpitala
dziwnie opustoszał. </div>
<div class="MsoNormal">
- Kazałem wszystkich stąd zabrać. Nie chciałem, żeby komukolwiek
stała się krzywda. Nikt nie wie, do czego jeszcze mogliby być zdolni – westchnął,
jakby znał moje myśli. – Przepraszam za to wszystko co się wydarzyło. Nie
powinienem narażać cię na taki stres, nie miałem pojęcia, że to wszystko
zacznie się tak szybko…</div>
<div class="MsoNormal">
- Jak to <i>zacznie</i>?
– przerwałam. </div>
<div class="MsoNormal">
Westchnął i
ścisnął palcami nasadę nosa.</div>
<div class="MsoNormal">
- Bo widzisz… to o tym miałem dziś z tobą porozmawiać
podczas spaceru i w tej sprawie zależało mi na konsultacji z doktorem
Schneiderem. Otóż chciałem, aby od dziś wszędzie towarzyszył ci jeden z moich
ochroniarzy… Gram w nowym filmie. Moja kariera zaczęła nabierać tępa i dziś, w
porannym programie rozrywkowym oficjalnie ogłosiłem, że wracam do showbiznesu…</div>
<div class="MsoNormal">
Matt wydał
mi się wtedy wyjątkowo obcy… Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie wiem
o jego dalszych planach. Powiedział mi o filmie. Uznałam za normalne to, że
chce się rozwijać, ale nic więcej o tym nie wspominał, a ja nie pytałam. </div>
<div class="MsoNormal">
Prawda jest
taka, że nie miałam o niczym pojęcia. Nie wiedziałam nawet o czym marzy… Momentami
zupełnie zapominałam o tym, że kiedykolwiek był sławny. Nie czytywałam gazet,
czasem wspominano o nim w telewizji, a w drodze ze szpitala towarzyszyło mu
dwóch, trzech fotoreporterów – to wszystko i jedyne, co przypominało mi o tym,
że był aktorem. A teraz? Istne szaleństwo! I ja miałabym się do tego
wszystkiego przyzwyczaić? </div>
<div class="MsoNormal">
Zamilkł.
Może obawiał się mojej reakcji?</div>
<div class="MsoNormal">
- Czego ode mnie oczekujesz? – wypaliłam nagle. </div>
<div class="MsoNormal">
Zawahał się.</div>
<div class="MsoNormal">
- Ja… oczekuję, że będziesz przy mnie, mimo wszystko…</div>
<div class="MsoNormal">
Złapał mnie
za dłonie i spojrzał na mnie. W jego oczach było coś takiego, co sprawiło, że
miałam ochotę nie myśleć, co będzie dalej, co nas czeka. Chciałabym tkwić tak
nawet całe lata, bo nagle przyszłość stała się niczym. Czas nie istniał dla
nas. </div>
<div class="MsoNormal">
Jednak nie
mogłam tak po prostu mu ulec. Nie mam pojęcia, czy zdołałabym udźwignąć to
wszystko.</div>
<div class="MsoNormal">
Kilkakrotnie
próbowałam wydusić z siebie choć słowo. Na przemian otwierałam i zamykałam
usta. Mimo to przez dłuższą chwilę towarzyszyła nam tylko cisza. Nie miałam
pojęcia, co właściwie miałabym mu odpowiedzieć? Tak po prostu zgodzić się na to
wszystko? A co z normalnym życiem? Czy ja również nie będę go miała?</div>
<div class="MsoNormal">
Poczułam się
oszukana. Wszystkie te pytania zdawały się nie mieć najmniejszego sensu, skoro
on stawia mnie przed faktem dokonanym. Mogłam się zgodzić, albo… no właśnie.
Albo?</div>
<div class="MsoNormal">
- Jak mogłeś tak po prostu podjąć decyzję, nie informując
mnie, skoro dobrze wiedziałeś, że będę częścią tego wszystkiego? – spojrzałam
na niego z wyrzutem. </div>
<div class="MsoNormal">
- Od teraz to jest moje życie. Byłem pewien, że mimo
wszystko zechcesz być jego częścią – w jego oczach nagle zapłonął dawny ogień,
którego nie uświadczyłam od dłuższego czasu.</div>
<div class="MsoNormal">
- To nie fair! – podniosłam się z krzesła. – Dlaczego
stawiasz mnie w takiej sytuacji? Nie rozumiesz, że to wszystko prędzej czy
później mnie przerośnie?! – zaczęłam niemalże krzyczeć, wskazując dłonią na
obraz za drzwiami. </div>
<div class="MsoNormal">
- Skąd mogłem wiedzieć, że to wszystko tak się potoczy, no
skąd?! – ton jego głosu niebezpiecznie się uniósł. </div>
<div class="MsoNormal">
- Dobrze wiedziałeś co się stanie, jesteś sławny nie od dziś
i wiesz na czym to polega!</div>
<div class="MsoNormal">
Momentalnie chwycił się za włosy i warknął pod nosem. </div>
<div class="MsoNormal">
- Nic nie rozumiesz! Nigdy nie będę zwyczajnym chłopkiem!
Już zawsze ludzie będą o mnie mówić i pisać, a oni nigdy nie odejdą. To część
mnie! Dlaczego nie potrafisz tego pojąć?! – podniósł się i stanął naprzeciw
mnie. </div>
<div class="MsoNormal">
Przez
chwilę, w ciszy obserwowałam światła fleszy, które wdzierały się tu zza
przyciemnionych szyb, ogromnych okien, tuż obok nas. Migały bez ustanku, a ich
blask opadał na twarz brązowookiego, poczerwieniałą ze złości, by po chwili
rozpłynąć się w świetle szpitalnych jarzeniówek. </div>
<div class="MsoNormal">
- A dlaczego ty nie potrafisz zrozumieć mnie? – bezczelnie
przerwałam ciszę. – Na własne oczy widziałeś, jak mnie potraktowali. I może
zachowałam się idiotycznie, ale spanikowałam, bo to wszystko jest dla mnie
nowe. Nie znam takiego życia, a ty wymagasz ode mnie, bym zaakceptowała je, nie
wiedząc, na co właściwie się piszę? – zrobiłam krok w przód, tak by móc
uchwycić jego spuszczony wzrok. Dostrzegłam, że ogień z tuż przed chwili
zniknął, nie pozostała po nim nawet iskra. – Słyszałeś ich wrzaski? Słyszałeś,
co krzyczeli?... </div>
<div class="MsoNormal">
Szeptałam.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy zdołał mnie zrozumieć.</div>
<div class="MsoNormal">
- Słyszałem.</div>
<div class="MsoNormal">
Zdołał.</div>
<div class="MsoNormal">
- Sama nie wiem, co czułam, gdy dotarły do mnie ich słowa.
To było nie do opisania. Nie rozumiem, jak można być tak podłym i okrutnym i
dlaczego ty siłą wepchnąłeś mnie w ten paskudny świat? </div>
<div class="MsoNormal">
Usta zaczęły mi dygotać. Chcąc powstrzymać
się od niepotrzebnego płaczu, na moment zacisnęłam je mocno, wbijając zęby w
dolną wargę. </div>
<div class="MsoNormal">
- Wiem, jakie są konsekwencje bycia sławną osobą i jakie są
konsekwencje tego co do ciebie czuję, ale nie wymagaj ode mnie bym po prostu
się na to wszystko zgodziła, zrozumiała, bo nie potrafię. Jestem tylko zwykłą
dziewczyną. Może jestem zbyt ograniczona, żeby pojąć skomplikowany mechanizm
showbiznesu, ale ja w odróżnieniu od tamtych ludzi – westchnęłam, rzucając
okiem na harmider za drzwiami. - …nie sprzedałam swojej moralności za wymarzoną
posadę. </div>
<div class="MsoNormal">
Minęłam go i
szybkim krokiem udałam się do windy, nie czekając na odpowiedź. </div>
<div class="MsoNormal">
Gdy znikałam za metalowymi drzwiami usłyszałam, jak mnie
woła. Biegł w moją stronę, krzyczał, bym poczekała, jednak w odpowiedzi
mruknęłam tylko:</div>
<div class="MsoNormal">
- Chcę zostać sama.</div>
<div class="MsoNormal">
I zniknęłam. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div class="MsoNormal">
Nie był
pewien, ile czasu właściwie spędził, stercząc pod drzwiami windy, niczym
skończony idiota. </div>
<div class="MsoNormal">
<i>Nie powinienem był decydować za nas oboje</i>,
pomyślał, wsuwając dłonie w ciasne kieszenie jeansów. <i>Czy ja w ogóle miałem jakiś wybór?</i></div>
<div class="MsoNormal">
- Oboje go nie mieliśmy – westchnął pod nosem i uniósł wzrok
znad swoich butów. Zauważył, że jeden z jego ochroniarzy ewidentnie zmierza w
jego kierunku, więc postanowił wyjść mu naprzeciw.</div>
<div class="MsoNormal">
- Panie Collins, częściowo opanowaliśmy już sytuację
związaną z dziennikarzami, ale wciąż nie możemy dogadać się z personelem
szpitala co do odwiedzin rodzin pacjentów. Myślę, że nie byłoby sensu sprawdzać
dokumentów każdemu z nich, więc spróbujemy wykluczyć wizyty na czas pobytu
panny Duncan w szpitalu. Co pan o tym sądzi? </div>
<div class="MsoNormal">
- Róbcie co do was należy, a w razie jakichkolwiek kłopotów,
skonsultuj się z moją agentką – odrzekł krótko, a gdy mężczyzna odchodził,
mruknął tylko „dzięki” i wyswobodził z kieszeni bluzy telefon, który nagle zaczął
wibrować. </div>
<div class="MsoNormal">
- <i>I jak? </i>– z
słuchawki dobiegł go głos wyżej wspomnianej agentki, Kyle. </div>
<div class="MsoNormal">
- Nienajlepiej.</div>
<div class="MsoNormal">
Zaczął masować wolną dłonią pulsującą skroń.</div>
<div class="MsoNormal">
- <i>To było do
przewidzenia. To dla niej zupełnie nowa sytuacja, musisz ją zrozumieć. W końcu
to zaakceptuje, musi. A teraz wracaj do studia, musimy nagrać dziś jeszcze
jedną scenę. Za dwa tygodnie lecimy do Francji, w Alpy, nagrywać kolejne.
Mówiłeś jej już o tym?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
- Cholera, na śmierć zapomniałem! – zagryzł nerwowo wargę. -
Dasz mi jeszcze trochę czasu? </div>
<div class="MsoNormal">
<i>- Dziś już lepiej daj
jej spokój i pakuj się do samochodu. Jutro to obgadacie. Auto czeka pod
szpitalem. Chłopcy pomogą ci się do niego dostać. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i>- </i>Dzięki Kyle,
jesteś wielka – uśmiechnął się mimowolnie i schował telefon do kieszeni spodni,
po czym westchnął i ruszył w stronę wyjścia. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
W swojej sali
jak zwykle, nie zastała ani żywej duszy, jedynie pościelone łóżko i sprzątnięta
szafka świadczyły o tym, że ktokolwiek jeszcze pamięta o tym pomieszczeniu.
Rzadko kiedy udało jej się uświadczyć kogoś należącego do szpitalnego
personelu. Czasem miała wrażenie, że ludzie jej unikają. Gdy Matthew nie mógł
jej odwiedzić, dnie zazwyczaj spędzała tu sama, pośród tych smutnych i szarych
ścian. Trudno jest sobie wyobrazić, jak bardzo momentami mogło to być
przytłaczające. </div>
<div class="MsoNormal">
Resztę
wieczoru biła się z myślami. Chodziła z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć sobie
miejsca. Na przemian to siadała, to wstawała z łóżka, odruchowo poprawiając
zmiętą pościel. </div>
<div class="MsoNormal">
W tamtej
chwili była pewna tylko dwóch rzeczy – nie była gotowa na tak wielkie zmiany,
jednak nie miało to dla niej większego znaczenia, ponieważ kochała Matta. I
była skora do poświęceń. Nie miała jednak pojęcia, czy zniesie wszystkie
okropieństwa, które czekały ją w tamtym świecie? </div>
<div class="MsoNormal">
Gniew, żal,
strach, smutek, miłość – wiele sprzecznych ze sobą uczuć bojkotowało się
nawzajem wewnątrz jej serca, na długo spędzając sen z jej powiek, tej nocy. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Gdy obudziła
się nazajutrz, długo leżała w bezruchu, wpatrując się tępo w budynki za oknem.
Od kilku dni miała mętlik w głowie, a wydarzenia z wczorajszego popołudnia
spotęgowały tylko ten chaos. Pytań wciąż przybywało, a odpowiedzi wręcz
przeciwnie. </div>
<div class="MsoNormal">
Sama nie
wiedziała, nad czym właściwie się zastanawiała? To wszystko, czego się
obawiała, już się działo. Zza uchylonego okna dobiegały ją wrzaski paparazzich.
<i>Takie życie, to koszmar! Jak można tak po
prostu godzić się na coś takiego?!</i>, myślała. Miała ochotę wyżalić się
komuś, opowiedzieć o wszystkim, co ją w tamtej chwili gryzło. </div>
<div class="MsoNormal">
I nagle
poczuła się wyjątkowo samotna. No bo… kto mógłby ją wysłuchać? Kogo mogłaby
prosić o pomoc? Matthew był zajęty, nie była pewna, czy w ogóle znajdzie dla
niej dzisiaj czas. </div>
<div class="MsoNormal">
A Rosie? Od
dawna nie miała z nią kontaktu. Zapewne czuwa nad tym, by Matt sumiennie
wypełniał swoje obowiązki, w końcu ma na tym punkcie lekką obsesję. </div>
<div class="MsoNormal">
Nie potrzebowała wiele. Tylko chwili, którą ktoś by dla niej
poświęcił, przytulił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Jednak czy coś
kiedykolwiek jeszcze będzie w porządku? </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Odwróciłam
się na drugi bok, by było mi łatwiej ignorować krzyki dochodzące z parkingu,
gdy zauważyłam zatroskaną Marie, stojącą w drzwiach. Była dla mnie niczym
anioł, zesłany mi z nieba. </div>
<div class="MsoNormal">
Szybkim
krokiem podeszła do mojego łóżka, kucnęła tuż przy nim i ujęła mnie za dłonie…
zupełnie jak Matthew. </div>
<div class="MsoNormal">
Poczułam
ucisk w żołądku.</div>
<div class="MsoNormal">
- Wszystko widziałam… Tak mi przykro, że musiałaś przez to
przechodzić – westchnęła i dotknęła dłonią mojego policzka. – Wszystko dobrze?
Jak się czujesz? </div>
<div class="MsoNormal">
Podniosłam
się powoli i poklepałam dłonią miejsce obok siebie. Zajęła je i objęła mnie
ramieniem. Momentalnie wtuliłam się w nią i po prostu się rozpłakałam. </div>
<div class="MsoNormal">
- Ciii - kołysała delikatnie moim ciałem, głaszcząc mnie po
włosach. - Możesz mi powiedzieć wszystko, co cię trapi.</div>
<div class="MsoNormal">
Zacisnęłam
zęby, próbując zapanować nad swoim rozdygotanym ciałem, jednak ono ani myślało
mnie słuchać. Okropnie drżałam. Czułam potworny ucisk w gardle i nie mogłam
wydobyć z siebie choćby słowa. Długo milczałyśmy, nim udało mi się cokolwiek
wydusić.</div>
<div class="MsoNormal">
- J-ja… t-to dla mnie z-za wiele… - zaszlochałam. – Cz-czy
to wszystko już zawsze będzie tak wyglądać? Czy już zawsze będę na nich
skazana? Nie dadzą mi chwili wytchnienia?</div>
<div class="MsoNormal">
Westchnęła.</div>
<div class="MsoNormal">
- Obawiam się, że tak, Sunny – przyznała. – Niemniej jednak,
pamiętaj, że wszystko ma swoje złe i dobre strony. Wkrótce przekonasz się, że i
sława je posiada. </div>
<div class="MsoNormal">
Podniosłam
głowę z jej ramienia i spojrzałam na nią, zdezorientowana.</div>
<div class="MsoNormal">
- Gdy Matthew rozpoczynał swoją karierę, byłam równie
przerażona i zdezorientowana, co ty. Początkowo rzadko spotykały mnie
nieprzyjemności, może dlatego, że jestem tylko jego matką? A zresztą… wydaje mi
się, że kiedyś ci wszyscy ludzie nie byli takimi egoistami, choć mogę się mylić
– odetchnęła głęboko. – Chcę ci tylko powiedzieć, że to, co teraz wydaje ci się
nienormalne, jutro może być dla ciebie czymś… naturalnym.</div>
<div class="MsoNormal">
- Naturalnym? – mruknęłam. – Ich obelgi i natarczywość też
stanią się dla mnie zupełnie naturalne? </div>
<div class="MsoNormal">
- Wiem, że ciężko ci to wszystko teraz zrozumieć… Sunny, nie
możesz dawać im się sprowokować. Nigdy, ale to nigdy nie okazuj im swoich
uczuć. Musisz być głucha na ich wyzwiska i ślepa na gesty, rozumiesz? </div>
<div class="MsoNormal">
Zagryzłam
nerwowo dolną wargę.</div>
<div class="MsoNormal">
Czy dałabym
radę być tak obojętną na dziennikarzy? A co, jeśli znów straciłabym nad sobą
kontrolę? Bałam się. Nie ich, lecz tego, że zawiodłabym wszystkich swoim
zachowaniem i zaszkodziłabym tym samym wizerunkowi Matta. </div>
<div class="MsoNormal">
- Rozumiem, ale… nie wiem, czy dałabym sobie radę. </div>
<div class="MsoNormal">
Marie uśmiechnęła się do mnie szczerze.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jak ty miałabyś nie dać sobie rady? Spójrz ile
wycierpiałaś, a mimo to na twojej twarzy wciąż gości uśmiech. Nie ma drugiej
takiej jak ty! – objęła mnie mocniej. </div>
<div class="MsoNormal">
Poczułam, że
mam w kimś przyjaciela. Marie, jak nikt inny, znała się na życiu w blasku
czyjejś sławy, musiałam jej to przyznać. Wytrzymywała to przez kilka lat i nie
miała z tym większego problemu… może miała rację, mówiąc, że to kwestia
przyzwyczajenia? </div>
<div class="MsoNormal">
Musiałam spróbować. Nie widziałam innego
wyjścia. To była wielka szansa Matta na powrót. Nie mogłam mu jej odbierać. Dla
niego chciałam pokazać światu i samej sobie, że cokolwiek się stanie, nie
poddam się. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
- Właściwie… Nie przyszłam tutaj tylko po to, by pogadać –
przyznała po chwili. – Rozmawiałam dziś z doktorem Schneiderem i oboje
zdecydowaliśmy, że czas najwyższy zabrać cię do domu!</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
- Ale zaraz… jak chcesz zabrać ją ze szpitala tak, żeby
żadne media się o tym nie dowiedziały? Przecież to nie wykonalne. Myśl
racjonalnie, Kyle – skrzyżował ręce na piersi, rozsiadając się wygodnie na
skórzanej sofie w jej gabinecie.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jedno z naszych ludzi da cynk prasie, że opuszczasz moje
biuro punkt dwunasta, w czarnym BMW. I rzeczywiście, taki samochód opuści podziemny
parking równo w południe, jednak ciebie w nim nie będzie. Ty wydostaniesz się
stąd innym autem, które nie będzie wzbudzało najmniejszych podejrzeń. Na
wszelki wypadek pojedziecie okrężną drogą, na tyły szpitala. Sunny wyjdzie do
was innym wyjściem i nikt się nie dowie! – kobieta wzruszyła ramionami.</div>
<div class="MsoNormal">
- Sprytnie – przyznał. – Czas się zbierać – kiwnął głową na
jednego ze swoich ochroniarzy.</div>
<div class="MsoNormal">
Oboje
pośpiesznie opuścili przestronne pomieszczenie i weszli do windy, znajdującej
się na korytarzu. Gdy znaleźli się na parterze, skierowali swe kroki na
zewnątrz. Na tyłach budynku, przy mało ruchliwej ulicy stał stary volkswagen.
To pewnie nim mieli dostać się do Sunny. </div>
<div class="MsoNormal">
Szczęśliwie
nikt tamtędy nie przechodził. Już mieli wsiąść do auta, gdy Matt rozejrzał się
nerwowo na boki i pobiegł w stronę jakiegoś małego, okolicznego sklepiku.</div>
<div class="MsoNormal">
- Matt! Co ty wyrabiasz, wracaj tu! – krzyknął za nim
Charlie.</div>
<div class="MsoNormal">
- Zaraz! Tylko kupię Sunny kwiaty, czekajcie! – machnął na
nich ręką.</div>
<div class="MsoNormal">
- Ktoś cię zaraz zauważy, wracaj tu natychmiast! </div>
<div class="MsoNormal">
On jednak
wszedł do środka, kompletnie nic sobie
nie robiąc ze słów ochroniarza. Po chwili wyszedł z dużym bukietem pięknych,
rubinowych róż. </div>
<div class="MsoNormal">
- To było bardzo nieodpowiedzialne i dobrze o tym wiesz! –
mruknął Charlie.</div>
<div class="MsoNormal">
- Ale jak widać, udało się – chłopak roześmiał się.</div>
<div class="MsoNormal">
Wtem
usłyszeli jakieś krzyki, odbijające się echem od ścian otaczających ich
budynków. Coś jakby… imię Matta…</div>
<div class="MsoNormal">
- Matt! Matt czekaj! </div>
<div class="MsoNormal">
Jakaś
dziewczyna… biegła w ich stronę i nawoływała chłopaka. </div>
<div class="MsoNormal">
- Cholera! Jakaś fanka! – syknął ochroniarz. – Wsiadaj do
środka, raz-dwa! Mówiłem, że tak to się skończy! – popchnął go lekko w stronę
drzwi.</div>
<div class="MsoNormal">
- Nie, nie! Czekajcie! – wrzeszczała zdyszana. – To ja!
Lucy! Matt, poznałeś mnie w klubie nocnym, a później byłam z tobą w szpitalu! </div>
<div class="MsoNormal">
- Oczywiście! – Charlie odrzekł z ironią. – A teraz wybacz,
ale spieszymy się.</div>
<div class="MsoNormal">
Jednak
Matthew ani myślał ruszać się z miejsca.</div>
<div class="MsoNormal">
- Zaraz! – uniósł ręce. – Spokojnie, znam ją – uśmiechnął
się i wyszedł dziewczynie naprzeciw. – Więc masz na imię Lucy? </div>
<div class="MsoNormal">
- Tak – westchnęła zdyszana, odgarniając dłonią opadające na
twarz kosmyki rozczochranych włosów. </div>
<div class="MsoNormal">
- Mam nadzieję, że wieczór z tamtą kobietą był udany? –
mruknął, przypomniawszy sobie, w jakiej sytuacji zostawił ją tamtej nocy. </div>
<div class="MsoNormal">
W odpowiedzi Lucy dała mu kuksańca w
bok, po czym oboje wybuchli śmiechem.</div>
<div class="MsoNormal">
- Nie chcę wam przeszkadzać, kochani, ale jesteśmy już
spóźnieni. Matthew, pakuj się do auta – zawołał Charlie, wskazując na samochód
przed nimi.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dlaczego ktoś taki jak ty jeździ takim złomem? – spytała
Lucy.</div>
<div class="MsoNormal">
- To taka mała zmyłka. Nie chcemy, żeby śledzili mnie
paparazzi – Matt wzruszył ramionami w odpowiedzi i otworzył drzwi auta. </div>
<div class="MsoNormal">
- Jedziecie po Sunny? – zagadnęła nagle, gdy ten był już w
samochodzie. </div>
<div class="MsoNormal">
Potwierdził
to skinieniem głowy.</div>
<div class="MsoNormal">
- Mogłabym zabrać się z wami?</div>
<div class="MsoNormal">
- Jasne – uchylił jej drzwi. </div>
<div class="MsoNormal">
Reszta ekipy
dość sceptycznie podeszła do obecności nowej koleżanki chłopaka, jednak mimo
wszystko nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. </div>
<div class="MsoNormal">
- A gdzie właściwie zamierzacie się pojawić? – odezwała się
nagle, gdy stanęli w korku. </div>
<div class="MsoNormal">
Starała się
mówić cicho, tak, by nikt inny ich nie usłyszał. We wszechobecnym gwarze nie
było to dość trudne. </div>
<div class="MsoNormal">
- Czemu pytasz? – chłopak uniósł brwi. </div>
<div class="MsoNormal">
- Z czystej ciekawości… w końcu przy głównym wejściu są już
tłumy – wzruszyła ramionami, obracając w dłoniach swój telefon.</div>
<div class="MsoNormal">
- Podjedziemy na tyły szpitala – odrzekł, przyglądając się
samochodom znajdującym się za oknem. </div>
<div class="MsoNormal">
- Ach – kiwnęła głową, wystukując coś szybko na klawiaturze
urządzenia, po czym schowała je pośpiesznie do kieszeni spodni. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Wiadomość o
moim powrocie do domu szybko rozeszła się wśród koczujących pod szpitalem
dziennikarzy. Większość z nich za wszelką cenę starała się dostać do środka,
jednak ochroniarze pilnujący wejścia skutecznie udaremniali każdą próbę. Byłam
im za to bardzo wdzięczna.</div>
<div class="MsoNormal">
Stałam
właśnie przed lustrem w szpitalnej łazience i obmywałam twarz lodowatą wodą.
Niestety, mimo wszelkich starań wyglądałam okropnie – wielkie cienie pod oczyma
i poszarzała cera sprawiały, że prezentowałam się, jakbym nie zmrużyła oka
przez co najmniej tydzień. Do tego każdy włos na mojej głowie zdawał się żyć
swoim własnym życiem i ani myślał z niego rezygnować. </div>
<div class="MsoNormal">
Westchnęłam,
zrezygnowana i opuściłam pomieszczenie z jeszcze gorszym samopoczuciem, niż to,
z którym obudziłam się rano. I jakież było moje zdziwienie, gdy na korytarzu
zastałam nie tylko Marie, ale i Rosalie, nerwowo tupiącą nogą. </div>
<div class="MsoNormal">
- Rosie! – zawołałam radośnie i rzuciłam jej się na szyję. </div>
<div class="MsoNormal">
Dziewczyna
roześmiała się, jednak nie oddała mojego uścisku. Odsunęła mnie od siebie i
pociągnęła za rękę do sali, po czym poleciła mi usiąść wygodnie na łóżku. </div>
<div class="MsoNormal">
- Żadnych pytań! – mruknęła, gdy już rozchylałam usta, by
cokolwiek powiedzieć. – Nie mamy na to czasu. Nie martw się wyglądem, zaraz
przerobię cię na bóstwo – zaklaskała w dłonie, po czym wyjęła coś z pokaźniej
rozmiarów torby. </div>
<div class="MsoNormal">
- Zamknij oczy! – powiedziała. </div>
<div class="MsoNormal">
Poczułam, jak
nakłada mi na twarz jakąś sypką substancję. Domyśliłam się, że to pewnie puder,
który ma zamaskować moje niedoskonałości. Następnie majstrowała coś przy moich
policzkach, później oczach i ustach, a na koniec włosach. Gdy skończyła, na
drugim łóżku już czekały na mnie świeże i czyste ubrania, jednak nie były moje.</div>
<div class="MsoNormal">
- Skąd ty to?... – spojrzałam na nią, nieco zdezorientowana.</div>
<div class="MsoNormal">
- Chyba nie sądzisz, że puszczę cię na ulicę w dresie? – westchnęła,
pomagając mi się ubrać. </div>
<div class="MsoNormal">
Miałam na
sobie elegancką, kremową koszulę, wełnianą narzutę w podobnym odcieniu i
ciemno-beżowe spodnie. Długo musiałam spierać się z Rosie z powodu wysokich
butów, które mi uszykowała. Ostatecznie zgodziłam się zaryzykować dla niej
życie i je założyć. </div>
<div class="MsoNormal">
Gdy byłam już
gotowa, odeszła kawałek i przyjrzała mi się z daleka. </div>
<div class="MsoNormal">
- Jak na obecne warunki, wykonałam kawał dobrej roboty, nie
sądzisz Marie? – spojrzała na kobietę i uśmiechnęła się.</div>
<div class="MsoNormal">
- Myślę, że wygląda pięknie – przyznała.</div>
<div class="MsoNormal">
Moja twarz
oblała się rumieńcem. Miałam nadzieję, że puder ukrył i to.</div>
<div class="MsoNormal">
Niestety, ja
nie miałam czasu ocenić własnego wyglądu, ponieważ jak się okazało, musiałyśmy
się spieszyć, ponieważ byłyśmy spóźnione. </div>
<div class="MsoNormal">
W pośpiechu
pakowałam swoje rzeczy, podczas gdy Marie pobiegła po wypis dla mnie. Na
szczęście Rosie nieco mi pomogła, więc uwinęłyśmy się dość szybko. </div>
<div class="MsoNormal">
Już kilka minut później znajdowałyśmy się na parterze,
jednak zdziwiło mnie, że zmierzamy w kierunku zupełnie przeciwnym do tego, w
którym znajduje się wyjście. </div>
<div class="MsoNormal">
- Dlaczego my… - zaczęłam nagle. </div>
<div class="MsoNormal">
- Wychodzimy innym wyjściem, by uniknąć paparazzich –
wyjaśniła Rosie, stając pod jakimiś drzwiami, które szybko otworzyła.
Znalazłyśmy się w pomieszczeniu, w którym oni parkują karetki. Przecisnęłyśmy
się między samochodami do wyjścia ewakuacyjnego. </div>
<div class="MsoNormal">
- A teraz posłuchaj mnie Sunny – zwróciła się do mnie,
trzymając za klamkę. – Postaraj się nie zwracać na siebie uwagi. Jeśli
którekolwiek z tych hien nas zauważy, to koniec, jasne? </div>
<div class="MsoNormal">
- Ale przecież oni wszyscy są przed wejściem! </div>
<div class="MsoNormal">
- Mimo wszystko należy zachować wszelkie środki ostrożności.
Na szczęście tutaj jeszcze nie dota… - zaczęła, uchylając drzwi.</div>
<div class="MsoNormal">
Zanim na
dobre opuściłyśmy szpital, dopadł nas tłum dziennikarzy. Było ich kilka razy
więcej, niż kiedykolwiek przed szpitalem! Krzyczeli do nas, próbując zwrócić na
siebie choćby cień naszej uwagi. </div>
<div class="MsoNormal">
- I co teraz?! – krzyknęłam do Rosie. </div>
<div class="MsoNormal">
Zdawała się
być niemal tak przerażona jak ja.</div>
<div class="MsoNormal">
- Nic nie rozumiem… miało ich tu nie być! – wrzasnęła. </div>
<div class="MsoNormal">
- Teraz nie mamy już wyjścia! – westchnęła Marie. – Widzę
Matthew po drugiej stronie parkingu, macha do nas. Za chwilę przedrą się tutaj
jego ochroniarze i pomogą nam dostać się do auta.</div>
<div class="MsoNormal">
Jednak ja nie
chciałam bezczynnie czekać. Nie miałam zamiaru stać tam przyparta do ściany
przez te bezlitosne hieny.</div>
<div class="MsoNormal">
- Wyjdźmy im naprzeciw – mruknęłam. </div>
<div class="MsoNormal">
- Daj spokój, stratują nas! – zawołała Rosie. </div>
<div class="MsoNormal">
Było już
jednak za późno. Zaczęłam przedzierać się przez natarczywych paparazzich i
resztę wrzeszczącej hałastry. Było mi naprawdę ciężko – w tłumie było duszno i
ciasno. Po chwili nogi mi zmiękły… jednak w oddali zauważyłam zbliżających się
ku mnie rosłych mężczyzn w czerni, których rozpoznałam od razu. </div>
<div class="MsoNormal">
Natychmiast
zrobili mi trochę miejsca, bym mogła spokojnie przejść. Rozglądałam się na
boki, wzrokiem poszukując jego. Pragnęłam chociażby zobaczyć go w tym tłumie… i
zobaczyłam. </div>
<div class="MsoNormal">
Szedł w
towarzystwie jednego ochroniarza. Opanowany, niewzruszony. Wiatr mierzwił
delikatnie jego idealnie ułożone włosy, a na ustach miał ten nonszalancki
uśmieszek, który tak kochałam. Sprawiał wrażenie, jakby niczym się nie
przejmował. A już na pewno nie tym tłumem. </div>
<div class="MsoNormal">
Jednak gdy
nasze spojrzenia się spotkały, a moje serce na moment stanęło, nonszalancja
zmieniła się w szczery, radosny śmiech. </div>
<div class="MsoNormal">
Nie mogłam
się powstrzymać i rzuciłam się biegiem w jego stronę. Zachowałam się trochę jak
wariatka, ale nie mogłam dłużej zwlekać. Gdy wreszcie utonęłam w jego silnych
ramionach, które tak zgrabnie oplotły moją sylwetkę, poczułam, jak bardzo za
tym tęskniłam. Tęskniłam za jego bliskością, choć miałam go na wyłączność
niemal każdego wieczoru. </div>
<div class="MsoNormal">
Wokół nas
wybuchły serdeczne śmiechy i oklaski, którym towarzyszyły częste błyski fleszy.
Jednak wtedy… jakoś przestało się to dla mnie liczyć. Zupełnie zapomniałam o
zbiorowisku wokół nas. Czułam się, jakbyśmy byli tak tylko my. Nic się wtedy
dla mnie nie liczyło.</div>
<div class="MsoNormal">
- Sunny? – mruknął, a ja podniosłam głowę z jego ramienia. </div>
<div class="MsoNormal">
Dopiero wtedy
zauważyłam, że obejmując mnie, trzymał coś w jednej dłoni. Był to bukiet.
Przepiękny bukiet świeżo ściętych, czerwonych róż, który jak się okazało, był
dla mnie.</div>
<div class="MsoNormal">
- Chciałbym cię przeprosić za wczorajszą sprzeczkę i… -
zaczął, jednak przerwałam mu.</div>
<div class="MsoNormal">
Owinęłam
swoje kościste ręce wokół jego szyi, stanęłam na palcach (lecz tylko z
przyzwyczajenia, bo uwierzcie, te buty naprawdę były wysokie!) i wpiłam się w
jego usta bez opamiętania. Długo nie potrafiłam się od nich oderwać. Nam obojgu
przyszło to z wielką trudnością. Czułam się naprawdę szczęśliwa, tkwiąc w jego
ramionach, więc jakiż zawód sprawił mi głos jednego z ochroniarzy,
obwieszczający, że musimy prędko wpakować się do auta. Nie omieszkałam wydać z
siebie jęku, pełnego niezadowolenia, nim zgodziłam się oderwać od chłopaka. </div>
<div class="MsoNormal">
- Nie przejmuj się skarbie – ucałował czule miejsce tuż za
moim uchem. – Dziś spędzimy razem cały dzień.</div>
<div class="MsoNormal">
Uśmiechnęłam
się pod nosem, a on objął mnie ramieniem. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
- James! </div>
<div class="MsoNormal">
W jednym z domów na przedmieściach słychać podniecone krzyki
pewnej trzydziestoparoletniej kobiety. </div>
<div class="MsoNormal">
- James! </div>
<div class="MsoNormal">
Szuka właśnie swojego męża.</div>
<div class="MsoNormal">
- James, do cholery!</div>
<div class="MsoNormal">
Ma mu do powiedzenia coś bardzo ważnego…</div>
<div class="MsoNormal">
- Czemu się tak wydzierasz, Lily? </div>
<div class="MsoNormal">
Mężczyzna zbiega na dół po schodach, jest zaniepokojony
zachowaniem żony.</div>
<div class="MsoNormal">
- James, jak miała na imię twoja córka? </div>
<div class="MsoNormal">
- Czemu to nagle takie ważne? Przecież do tej pory nie
chciałaś nawet o niej słyszeć!</div>
<div class="MsoNormal">
- Powiedz mi! </div>
<div class="MsoNormal">
- Sunny… Miała na imię Sunny. </div>
<div class="MsoNormal">
- James, twoja córka jest w telewizji!</div>
<div class="MsoNormal">
- Co ty mówisz?!</div>
<div class="MsoNormal">
- Tak! Właśnie opuszcza szpital. Szybko, chodź! </div>
<div class="MsoNormal">
Ciągnie go za rękę do salonu i sadza na kanapie. </div>
<div class="MsoNormal">
Rzeczywiście.
W telewizji widzą młodą parę, przedzierającą się przez tłum dziennikarzy. U
dołu ekranu widnieje tytuł – „Sunny opuszcza szpital”. Mężczyzna chwyta za
pilota i pogłaśnia wiadomości. </div>
<div class="MsoNormal">
- <i>Jak widzimy, mimo
napadu dziennikarzy, para w spokoju opuszcza teren szpitala, bez większych
komplikacji </i>– mówi prezenterka, a James zrywa się z miejsca i pędem biegnie
do holu. </div>
<div class="MsoNormal">
- Co ty wyprawiasz? – kobieta krzyczy za nim.</div>
<div class="MsoNormal">
- Muszę tam jechać… To może być moja jedyna szansa na to, by
dowiedziała się prawdy!</div>
<div class="MsoNormal">
- I co zamierzasz zrobić? Tak po prostu powiedzieć jej? To
będzie dla niej szok!</div>
<div class="MsoNormal">
- Musi dowiedzieć się prawdy. Chcę ją odzyskać, Lily –
wzdycha i po chwili zostawia kobietę samą z myślami. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
- Za chwilę poznasz kogoś wyjątkowego – mruknął, wyrywając
mnie z chwilowego zamyślenia. </div>
<div class="MsoNormal">
- Kto to taki? – spytałam, rozglądając się nerwowo na boki. </div>
<div class="MsoNormal">
W odpowiedzi
uśmiechnął się tylko półgębkiem i wsiadł do auta, a ja tuż po nim. Gdy tylko
znaleźliśmy się w środku, Matthew zrzedła mina. Sprawiał wrażenie, jakby kogoś
szukał.</div>
<div class="MsoNormal">
- Charlie? Gdzie Lucy? – zwrócił się do ochroniarza. </div>
<div class="MsoNormal">
- Nie mam pojęcia, nie było jej z tobą?</div>
<div class="MsoNormal">
- Co za Lucy? </div>
<div class="MsoNormal">
Westchnął i
przeczesał dłonią włosy.</div>
<div class="MsoNormal">
- Koleżanka. Zresztą, nieważne – zbagatelizował. </div>
<div class="MsoNormal">
- Co z twoją matką? I Rosie? – zagadnęłam nagle. </div>
<div class="MsoNormal">
- Pojadą innym samochodem – mruknął. – Ruszajmy –
powiedział, widząc napierające na samochód tłumy. </div>
<div class="MsoNormal">
- Kim są ci wszyscy ludzie? – spytałam nieśmiało, opierając
głowę o jego ramię. </div>
<div class="MsoNormal">
- Chyba fani – uśmiechnął się pod nosem. – Chciałabyś im
pomachać? – zwrócił się ku mnie.</div>
<div class="MsoNormal">
- Ale jak ty… </div>
<div class="MsoNormal">
- Zaufaj mi – podniósł się i wyciągnął do mnie rękę. </div>
<div class="MsoNormal">
Zupełnie jak
tego dnia, gdy wyruszyliśmy taksówką na małą wycieczkę po Nowym Yorku. Na samo
wspomnienie o wspólnie spędzonym popołudniu, poczułam jak serce zabiło mi
mocniej.</div>
<div class="MsoNormal">
I tym razem
chwyciłam jego dłoń, a Charlie otworzył dla nas szyber-dach, byśmy mogli się
wychylić. </div>
<div class="MsoNormal">
Gdy tylko to
zrobiliśmy, ludzie oszaleli. Skandowali jego imię, śmiali się, niektórzy
płakali. Trzymali w rękach własnoręcznie zrobione plakaty, na których wypisane
były słowa takie jak: „Wracaj do zdrowia, Sunny!” albo „Kochamy Cię, Matt!”. To
wszystko bardzo mnie wzruszyło. Ci wszyscy ludzie tak naprawdę w ogóle nas nie
znali, a jednak chcieli nas wspierać…</div>
<div class="MsoNormal">
Czy to
właśnie to miała na myśli Marie, mówiąc, że nawet sława ma swoje złe, ale i
dobre strony? Miałam nadzieję, że tak.</div>
<div class="MsoNormal">
Poczułam jak
chłopak obejmuje mnie jedną ręką. Drugą zaś zaczął machać do tłumu. Uśmiechał
się, naprawdę szczerze. Widziałam, że to co robił sprawiało mu wiele radości. W
tamtej chwili zastanawiałam się, czy mogłabym mu to odebrać? Nagle zrozumiałam,
że dla niego mogłabym przeżyć te wszystkie przykrości, związane z
dziennikarzami i tabloidami, byleby ten uśmiech nigdy nie zniknął z jego
twarzy. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Gdy pierwszy
raz od kilku miesięcy weszłam na teren posesji Matthew i odetchnęłam tym
okropnym, pełnym spalin powietrzem – naprawdę poczułam, że jestem w domu. Nagle
zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam za tym miejscem… </div>
<div class="MsoNormal">
Zgłębi domu
dobiegły do mnie czyjeś nawoływania. To Victoria, nasza gosposia. Gdy tylko
wybiegła na podjazd, rzuciłyśmy się sobie w ramiona. </div>
<div class="MsoNormal">
- Sunny! – ucałowała mnie serdecznie. – Tęskniłam za tobą! Ależ
ty się zmieniłaś! Omal cię nie poznałam! – roześmiała się.</div>
<div class="MsoNormal">
- To akurat moja zasługa – zagadnęła Rosie, wysiadając z
drugiego auta. </div>
<div class="MsoNormal">
- Strasznie zmizerniałaś w tym szpitalu… pewnie w ogóle cię
nie karmili – gosposia zacmokała, kładąc dłonie na moich ramionach. – Całe szczęście,
że ugotowałam właśnie obiad. Chodźcie, nałożę wam! – zawołała do Matta, który
ciągnął za sobą mój bagaż. </div>
<div class="MsoNormal">
Wtem
usłyszałam czyjeś krzyki tuż przed bramą. Zgodnie zwróciliśmy głowy w stronę, z
której dobiegł nas hałas.</div>
<div class="MsoNormal">
- Sunny! </div>
<div class="MsoNormal">
Był to jakiś
mężczyzna… Odniosłam nieodparte wrażenie, że skądś go znam… Przyjrzałam mu się
uważniej. </div>
<div class="MsoNormal">
- Sunny, zaczekaj!</div>
<div class="MsoNormal">
- Kim pan jest? – krzyknął ochroniarz. </div>
<div class="MsoNormal">
- Chcę rozmawiać z Sunny – zawołał, zdyszany.</div>
<div class="MsoNormal">
Podeszłam
wolnym krokiem do bramy. </div>
<div class="MsoNormal">
- Kim pan jest? – spytałam podejrzliwie. </div>
<div class="MsoNormal">
- Poznaliśmy się w mojej szkole tańca… dzieciaki mówią na
mnie Murph… – westchnął, drapiąc się po głowie. </div>
<div class="MsoNormal">
Nagle mnie
olśniło! To ten mężczyzna prowadzący szkołę tańca. Kilka miesięcy temu
pamiętam, odwiedziłam go tam i dobrze nam się rozmawiało… Ale to było wieki
temu! Skąd wiedział, gdzie mieszkam?</div>
<div class="MsoNormal">
- Co pan tu robi!? </div>
<div class="MsoNormal">
Przez chwilę
milczał, po czym odetchnął głęboko i spojrzał mi w oczy przepełnionym żalem
wzrokiem. </div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Tak naprawdę nazywam się James… James Murphy i ja… Sunny,
ja jestem twoim ojcem.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<b>Od autorki: </b>Dziękuję za oczekiwanie i za komentarze. Pragnę też podziękować za cierpliwość i wejścia! Mam nadzieję, że ktoś jeszcze o mnie pamięta:) </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
Pamiętasz, że jeśli <b><span style="color: red;">CZYTASZ - SKOMENTUJ</span></b>!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
Będę bardzo wdzięczna!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
Moim zdaniem rozdział jest taki trochę... szczerze mówiąc nudny. Musiałam poruszyć trochę problemów, wszystko wyjaśnić i rozpocząć nowe wątki :) Kolejny mam nadzieję, będzie ciekawszy.</div>
Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5660803531826982601.post-77702998864027907292014-01-03T18:41:00.001-08:002014-01-03T18:43:37.157-08:00Rozdział dwudziesty czwarty. "Zagubieni wśród bolesnych wspomnień"<i> <span style="font-size: x-large;">N</span>awet nie pamiętam kiedy ostatnio cokolwiek pisałam. Dziennik gdzieś przepadł, zapewne bezpowrotnie, na szczęście pozostały mi wspomnienia. Jednak na jak długo?</i><br />
<i>Jestem pewna jednego. Kocham Matthew, choć nieustannie go ranię. Zauważyłam, że gdy przychodzi, już się nie uśmiecha. Tylko raz po raz spogląda na mnie ukradkiem, to wszystko. Dobrze wiem, że sama sobie na to zasłużyłam. Kiedyś, gdy mnie odwiedzał, cieszył go sam dźwięk mojego głosu. Chwytał mnie wtedy za dłoń, przyciskał do swoich ust, oblewając moją skórę własnym, ciepłym oddechem. Dziś boi się dotyku, zupełnie jak ja. Obawiam się, że nie ma już sił by burzyć mur, który wciąż buduję wokół siebie.</i><br />
<i>Znów nie potrafię zasnąć, choć powieki ciążą mi już od dobrych kilku godzin... w zasadzie od poranka. Mój umysł najchętniej znów zapadłby w śpiączkę, by odpocząć od tych wszystkich uporczywych myśli, które nieustannie kłębią się w mojej głowie.</i><br />
<i>Matt... jak możesz być takim egoistą? Bez skrupułów wkradasz się w nocy w najskrytsze zakamarki mojego umysłu, wypełniając je sobą po brzegi... dlaczego? Dlaczego teraz, gdy mam odwagę się do Ciebie odezwać, stałeś się taki zimny...?</i><br />
<i><br /></i> Odłożyłam długopis na szafkę, tuż przy szpitalnym łóżku. Nie miałam nawet zeszytu, czy choćby kartki papieru, swoje myśli przelałam na kawałek serwetki, którą zachowałam po kolacji.<br />
Matt się dziś nie pojawił. Rosie nadal nie dawała znaku życia. Odkąd się obudziłam, nie widziałam jej tu ani razu. Bałam się, że gdy byłam nieobecna umysłem, wydarzyło się coś złego. O Rachelle już nawet nie wspomnę, o niej dawno słuch zaginął.<br />
Jedynie Marie wpadła do mnie dzisiaj, jednak nie rozmawiałyśmy ze sobą. Chyba nadal była wstrząśnięta tym, co się stało... Zupełnie jak ja.<br />
W jednej chwili budzę się, niczego nieświadoma, a w drugiej dowiaduję się, że straciłam matkę, którą niedawno odzyskałam i... dziecko, które było częścią mnie, za które byłam gotowa oddać życie i... które połączyło mnie i Matthew.<br />
No właśnie.<br />
Ta myśl wciąż nie daje mi spokoju. A co, jeśli dziecko było jedynym, co tak naprawdę nas łączyło i gdy zniknęło, on również odejdzie? Choć gdyby miał to zrobić, zrobiłby to dawno... prawda?<br />
Zacisnęłam kawałek serwetki w dłoni i położyłam się na boku, naciągając na siebie kołdrę. Wciąż byłam bardzo obolała. Często miałam trudności z oddychaniem. Byłam niemal pewna, że ten wypadek odcisnął piętno nie tylko na mojej duszy, ale i na ciele. I obawiałam się, że złe wspomnienia na długo nie pozwolą o sobie zapomnieć...<br />
Pod powiekami poczułam słone łzy. Pozwoliłam im swobodnie spłynąć wzdłuż moich policzków, nie mogłam wciąż tłumić w sobie uczuć.<br />
Matt... proszę, wróć.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
Kolejny wieczór, który spędzi w klubie. Od niedawna był jego częstym gościem. Właściwie, bywał tam niemal codziennie. Stwierdził, że chyba mógłby nazwać to uzależnieniem. Był słaby. Coraz częściej po prostu uciekał przed przytłaczającymi go problemami. Niestety, z dnia na dzień ich nie ubywało, wręcz przeciwnie. Od pewnego czasu prześladowała go myśl o tym, że jego i Sunny nic już nie łączy. Bał się, że oboje zbyt wiele przeszli i zbyt wiele ich dzieliło, by mogli naprawić swoją relację. Martwił się również o swoją pracę. Nie potrafił się na niczym skupić, nic go nie cieszyło. Nie miał sił, by to wszystko udźwignąć, dlatego niemal co wieczór zalewał się tu w trupa, by potem ledwie żywym wracać do domu. Wiedział, że swoim zachowaniem przysparza matce wiele cierpień, jednak nie potrafił tego zmienić, nie potrafił nie ulec pokusie. Coraz częściej zauważał, że jego jedyną uciechą w ciągu dnia była myśl o błogim stanie upojenia alkoholowego, którego miał doświadczyć wieczorem...<br />
Oparł na dłoni ciążącą mu głowę, umęczonym wzrokiem śledząc ruchy barmana, który szykował dla niego kolejnego drinka. Już po chwili mężczyzna postawił przed nim fikuśną szklankę z kolorowym płynem w środku. Chłopak pochłonął napój w kilka sekund i odstawił szklankę z hukiem na blat baru. Westchnął, po czym obrócił się w stronę parkietu, wpatrując się tępo w tańczących nań ludzi. Obraz rozmazywał mu się przed oczyma, jednak ani myślał opuszczać klubu. Wciąż miał świadomość i wciąż pamiętał, dlaczego przychodzi tu tak często, a przecież jedyne, czego pragnął, to jak najszybciej zapomnieć...<br />
Nagle wśród głośnej muzyki i przekrzykujących się nawzajem ludzi usłyszał coś jakby... własne imię. Zignorował to jednak, myśląc, że jest już dość pijany i umysł płata mu figle. Wtem ktoś trącił go w ramię. Odwrócił się natychmiast i dostrzegł przed sobą jakąś obcą mu dziewczynę, która uśmiechała się do niego. Starał się skupić na niej swój wzrok, by móc się jej przyjrzeć. Była blondynką. Miała krótkie, kręcone włosy, sięgające jej do ramion. Nie wyglądała na typową imprezowiczkę, wręcz przeciwnie, była ubrana zupełnie zwyczajnie. Można by rzec, że nie pasowała tam.<br />
Zbliżyła swoją twarz do jego, by mógł ją usłyszeć, mimo to krzyczała. Wyłączył się na chwilę, czując jej ciepły oddech oplatający jego policzki. Jej zapach był uderzająco podobny do zapachu Sunny. Uśmiech, którym promieniała nieznajoma tak łudząco przypominał jej uśmiech. Jęknął cicho, próbując skupić na jej słowach.<br />
- ...Wołam cię i wołam! Nie słyszałeś mnie, co?<br />
- Kim ty właściwie jesteś? - burknął, przytomniejąc.<br />
Roześmiała się i zmarszczyła swój smukły nos. Drażniła go. Już wcześniej zdawał się nie mieć humoru.<br />
- Och, nie znasz mnie, za to ja ciebie tak. Jesteś tym aktorem, prawda? Jak on się... ach, tak! Collins... Matthew Collins, czyż nie?<br />
- Nie, przykro mi - warknął i odwrócił się w przeciwnym kierunku, gestem ręki przywołując do siebie barmana. Nie miał ochoty dłużej ciągnąć tej rozmowy.<br />
- Chciałam tylko wiedzieć, co tu robi ktoś taki jak ty? Z tego co wiem, nie lubisz tłumów. To chyba nienajlepsze miejsce do odcięcia się od świata, nie sądzisz?<br />
Spojrzał na nią kątem oka.<br />
- Nic o mnie nie wiesz. Daj mi spokój - mruknął, widząc zmierzającego ku niemu barmana. - Jesteś ostatnią osobą, której miałbym ochotę się zwierzać.<br />
- Nie mam zamiaru do niczego cię zmuszać. Sama mam sporo problemów... - ciągnęła.<br />
- Co mnie obchodzą twoje problemy? - posłał jej nieprzyjemne spojrzenie.<br />
- Mnie również nie obchodzą. Staram się o nich nie myśleć, tobie radzę to samo - była wyjątkowo pogodna, mimo jego nieuprzejmości. - Czego się napijemy? - skinęła głową w stronę barmana, oczekującego na jego zamówienie.<br />
Spojrzał na nią wymownie, jednak po chwili, widząc, że nie wygra z nią, z uśmiechem pokręcił tylko głową.<br />
- Czy ktoś ci już kiedyś wspominał, że jesteś nad wyraz upierdliwa? - roześmiali się oboje.<br />
- Obiło mi się o uszy - wsparła dłoń na blacie baru, zupełnie jak on.<br />
- Ekhm - mruknął zniecierpliwiony mężczyzna, oczekując aż tych dwoje zdecyduje się wreszcie na jakikolwiek trunek.<br />
- Cóż, w takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak prosić pana o pół litra czystej i dwie szklanki. Może pan dorzucić też jakiś sok dla damy - rzekł Matthew, a barman skinął głową i oddalił się.<br />
- Masz gest - rzekła żartobliwie.<br />
Chłopak odwrócił wzrok, wodząc oczyma wśród obcych sylwetek pochłoniętych tańcem. Próbował skupić swoje myśli na czymś innym niż Sunny, jednak nawet teraz wśród ogłupiającej muzyki i dużej ilości alkoholu, która wraz z krwią krążyła w jego żyłach, zdawał się być niemalże trzeźwy. I był. Jego organizm z wolna przyzwyczajał się do codziennych wypadów do klubu. Z każdym kolejnym dniem brunet musiał wypijać coraz więcej, by choć trochę odciążyć swój umysł.<br />
Z transu, w który zapadł wyrwał go trzask stawianej przed nim szklanki. Odwrócił się w kierunku nieznajomej, siedzącej tuż obok niego. Ona również została wyrwana z zadumy. Widać było, jak skupienie znika w jej oczach.<br />
- Powiesz mi chociaż, jak ma na imię? - odezwała się nagle.<br />
- Co? - Matthew spojrzał na nią, ściągając brwi.<br />
- Ta, przez którą upijasz się prawie każdego wieczoru - chwyciła w dłoń butelkę wódki i odkręciła ją, po czym napełniła nią jedną czwartą jednej ze szklanek.<br />
- Skąd ty...<br />
- Chcę tylko poznać imię tej szczęściary - dodała nieco ciszej, palcem wodząc wokół ścianek szklanki. Nie musiała już krzyczeć, gdyż nagle głośną muzykę zastąpił jakiś wolniejszy kawałek.<br />
Odwróciła od niego wzrok.<br />
- Zatańczymy? - rzuciła nagle, niby od niechcenia.<br />
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, chwyciła jego dłoń i pociągnęła w stronę mieniącego się parkietu. Dosięgnął ich blask kolorowych świateł. Różowa smuga opadła delikatnie na ich ciała, gdy znaleźli się gdzieś pomiędzy tłumem rozkołysanych par. Niewiele myśląc, Matt chwycił nieznajomą w talii. Była równie drobna, co Sunny. Można by rzec, że ważyła tyle, co piórko.<br />
Dziewczyna natychmiast ułożyła głowę na ramieniu bruneta, otulając swym ciepłym oddechem jego szyję.<br />
- To Sunny. Ma na imię Sunny - mruknął tuż przy jej uchu, kryjąc twarz w jej jasnych lokach. Spostrzegł, że wśród imprezowiczów rosło zainteresowanie jego osobą. Nie chciał, by ktokolwiek go rozpoznał. Nie miał dziś ochoty użerać się z ludźmi, bądź paparazzi.<br />
- Miała wypadek, prawda? - objęła rękoma jego szyję.<br />
- Tak... ale nie chcę o tym rozmawiać.<br />
Umilkli na moment oboje.<br />
- Opowiedz mi o niej - zagadnęła. Widząc jego naburmuszoną minę, ciągnęła dalej: - Błagam. Chyba nie proszę o wiele? Uwierz mi, że gdy coś z siebie wyrzucisz, poczujesz się lepiej - podniosła głowę i wpatrywała się w niego uporczywie swymi błękitnymi oczyma, dopóty, dopóki znużony, nie skinął głową, tym samym zgadzając się.<br />
- Cóż... jest wyjątkowo skrytą osobą. Początkowo nie zwracałem na nią większej uwagi, ze względu na to, że nie pozwalała mi się poznać. Zresztą, nie dziwię jej się, byłem dla niej okropny - na te słowa brunet uniósł wzrok, błądząc nim gdzieś w przestrzeni, tuż za dziewczyną. - Przywiązuje dużą wagę do szczegółów. Jest bardzo wstydliwa i nieśmiała - uśmiechnął się nikle. - Bardzo lubi na wszystko narzekać - ponownie tego wieczoru roześmiali się oboje. - Jednak... kiedy się uśmiecha, sprawia, że cały mój świat nagle zwalnia tępa. Tak, jakby czas pragnął zatrzymać dla nas tę chwilę na wieki. Kiedy jej dotykam lub gdy jestem blisko, często się rumieni, jakby wstydziła się każdego drobnego gestu, który wiązałby się z kontaktem fizycznym... Jednak nie przeszkadza mi to. - westchnął, spoglądając w dół, na nieznajomą. Ona również przyglądała mu się uważnie. - Chyba nie potrafiłbym przeżyć jej straty. Gdy miała wypadek... cholernie się bałem. I boję się nadal... Boję się, że ją stracę. Nigdy więcej nie zobaczę. A obiecałem jej, że nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić... i zawiodłem ją - poczuł, jak oczy niemiłosiernie go zapiekły. - Nie chcę zrobić tego znowu, jednak nie potrafię jej pomóc... jest inna. Obawiam się, że nie taka, jaką ją pokochałem. Byłem przy niej cały ten czas, gdy leżała nieprzytomna. Modliłem się o jej powrót do zdrowia. I odzyskałem ją, jednak... jakby nie była sobą - nachylił się tuż nad uchem dziewczyny. Kołysali się mozolnie w rytm ów wolnej piosenki. - Jakby nie była moja.<br />
Nagle blondynka odsunęła się od bruneta, nadal kurczowo trzymając się dłońmi jego karku. Był od niej zdecydowanie wyższy.<br />
Spojrzała przenikliwie w jego brązowe tęczówki, błyszczące blaskiem różnokolorowych reflektorów. Jej usta wykrzywił łagodny uśmiech.<br />
- Kochasz ją - wyczytał z ruchu jej warg. Było bowiem zbyt głośno, by udało mu się dosłyszeć jej cichy głos.<br />
- Sam nie wiem, to jest w tym wszystkim najgorsze... - ścisnął palcami nasadę swojego nosa. Uczuł narastające zmęczenie.<br />
Nieznajoma zsunęła dłonie z jego karku, wzdłuż ramion, aż do dłoni, które chwyciła.<br />
- To nie było pytanie.<br />
Skupił na niej swój wzrok. Była radosna, roześmiana. Zbliżyła twarz do jego, tak, by dzieliło ich jedynie kilka centymetrów.<br />
- Leć do niej. Lećmy oboje. Nie możesz jej teraz zostawić. Kochasz ją, przecież wiesz. To po prostu siedziało głęboko w tobie - rzekła.<br />
I wtedy coś go olśniło.<br />
Miłość nie przemija, jeśli jest odpowiednio pielęgnowana. Wymaga wiele czasu i troski, jednak gdy oddamy się jej bez reszty, odpłaci nam się stokrotnie, a może i tysiąckrotnie. Musimy tylko pomóc jej zakorzenić się w naszym sercu, pomóc jej zawładnąć naszym całym ciałem - umysłem, duszą.<br />
Matthew nie zostawił Sunny, ponieważ ją kochał i był jej wdzięczy, że pomogła mu odnaleźć prawdziwego siebie. Był z nią w chwilach, w których wielu innych by odeszło. Pozostał do końca, nawet wtedy, gdy sam ze sobą nie dawał sobie rady. Przetrwał tę próbę. Wygrał. Jego "nagroda" odpoczywała właśnie wśród szpitalnych pościeli, zupełnie nieświadoma tego, jak niszczył się każdej nocy. I dlaczego? Przez strach. Strach przed tym, że mógłby ją stracić. Cóż za ironia, bo przez ów strach tracił ją coraz bardziej, oddalał się od niej co dzień.<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;"><a href="https://www.youtube.com/watch?v=j6I4s1m8r-Q" target="_blank">podkład</a></span></div>
- No na co czekasz? Chodź! - krzyknęła nieznajoma. Chłopak pozostawił na barze kilka banknotów, chwycił dłoń dziewczyny i wybiegł z klubu niczym oparzony. Nie był do końca pewien, czy to co robi, jest słuszne, jednak nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Pędzili ulicą, niby szaleni, za nic mając sobie panującą ulewę, która w kilka sekund przemoczyła ich oboje. Raz po raz, przebiegając przez ulicę, wymijali zatrzymujące się tuż obok nich, trąbiące samochody, zupełnie ignorując wyklinających na nich kierowców. Śmiali się i wrzeszczeli jak para głupawych piętnastolatków, a przecież byli już prawie dorośli.<br />
Na szczęście dystans, który dzielił szpital i klub, w którym zwykle przesiadywał Matthew, był niewielki. Po piętnastominutowym biegu, zupełnie wykończeni, stanęli przed szpitalnymi drzwiami. W większości sal światła były przygaszone, jednak czemu się dziwić? Było grubo po drugiej w nocy.<br />
Tego wieczoru dyżur na głównym hallu miała jedna z mniej przyjaznych recepcjonistek, dlatego Matt i nieznajoma mu dziewczyna musieli przejść tuż obok niej niepostrzeżenie, zważywszy na fakt iż godziny odwiedzin skończyły się przeszło siedem godzin temu, a kobieta wyjątkowo rygorystycznie podchodziła do ów kwestii.<br />
Będąc już wewnątrz szpitalnego budynku próbowali wtopić się w tłum chorych i poszkodowanych, koczujących na plastikowych krzesełkach w izbie przyjęć. Niestety, było ich niewielu, więc przedostanie się wgłąb szpitala wśród tłumu chorych nie wchodziło w grę.<br />
Zaczęli nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu, szukając jakiejkolwiek deski ratunku z zaistniałej sytuacji. Sprawa nie była jednak taka prosta jak mogłoby się wydawać, ponieważ szpital był monitorowany, a to, co działo się na głównym hallu rejestrowały dwie kamery, osadzone na dwóch przeciwległych ścianach. Nagle chłopak zauważył krzątającą się nieopodal sprzątaczkę. Swoją uwagę skupił na jej stroju i wózku o pokaźnym rozmiarze, który pchała przed sobą. Był na tyle duży, że na jednej z jego półek spokojnie zmieścił by się drobny człowiek. Właśnie miała zamiar odstawić go do schowka.<br />
Chłopak rozejrzał się wokół. Zakres kamer nie obejmował miejsca, w którym się znajdował... Szarpnął swoją towarzyszkę za ramię i wskazał dyskretnie na kobietę, mocującą się z zamkiem w starych drzwiach.<br />
<div class="MsoNormal">
- Zajmij ją czymś i spróbuj zabrać jej te klucze. Będę miał
oko na recepcjonistkę. – szepnął tuż przy jej uchu. </div>
<div class="MsoNormal">
Zachichotała cicho, po czym
wolnym krokiem podeszła do ów kobiety, podczas gdy on zgodnie z planem co
chwilę zerkał w stronę kontuaru.</div>
<div class="MsoNormal">
- Może pani pomóc? – zagadnęła.</div>
<div class="MsoNormal">
Sprzątaczka okazała się być miłą starszą panią. Dłonie
chorobliwie jej się trzęsły. Za pewne ze względu na jej wiek i związane z nim
dolegliwości, tak proste czynności sprawiały kobiecie trudność. Uśmiechnęła się
więc, gdy dziewczyna zaoferowała pomoc. </div>
<div class="MsoNormal">
Gdy nieznajoma zabrała jej pęk kluczy, zaczęła ją zagadywać,
tak, by ta najzwyczajniej w świecie o nich zapomniała. W trakcie prowadzonej
przez nie rozmowy, blondynka dyskretnie wsunęła je do tylnej kieszeni spodni.</div>
<div class="MsoNormal">
- Powinnam już iść. Muszę lecieć do domu, pakować się. Jutro
jadę na urlop do dzieci, do Cleveland. Rano mam samolot, a powinnam się jeszcze
przespać przed podróżą. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę moje ukochane wnuczki
– westchnęła i poklepała dłońmi kieszenie swojego uniformu. Zmarszczyła
delikatnie czoło. – Dziecinko, widziałaś moje klucze? Te, które ci dawałam? </div>
<div class="MsoNormal">
Blondynka przełknęła ślinę, dyskretnie spoglądając w stronę
Matta, stojącego niedaleko. Machnął dłońmi, radząc jej tym samym, by
improwizowała. </div>
<div class="MsoNormal">
- Jakie klucze? – palnęła bez namysłu. Kompletnie zbiła
kobietę z tropu.</div>
<div class="MsoNormal">
- No… klucze. Dawałam ci je… Pomagałaś mi zamknąć drzwi,
prawda? – pisnęła, przeszukując wszystkie kieszenie. Wyglądała na
podenerwowaną.</div>
<div class="MsoNormal">
- Ależ nie! Podeszłam tu, bo miała pani kłopoty z wózkiem! </div>
<div class="MsoNormal">
Serce waliło jej niczym młot pneumatyczny. Postawiła
wszystko na jedną kartę. Kątem oka dostrzegła jak Matthew gestykuluje nerwowo
rękoma, ponaglając ją. Wzbudzili zaistniałą sytuacją niemałe zainteresowanie,
nie tyle wśród pacjentów, co personelu… </div>
<div class="MsoNormal">
- Och, starość nie radość – sprzątaczka westchnęła z
rezygnacją w głosie. - Musiałam zapomnieć ich zabrać z jednej z sal… Pomogłabyś
mi ich poszukać? Bardzo cię proszę. </div>
<div class="MsoNormal">
Widząc przerażenie kobiety zaistniałą sytuacją, nie
potrafiła jej odmówić. Skinęła głową i objęła ją ostrożnie, starając się
odwrócić jej uwagę. Poprosiła, by opowiedziała jej coś osobie i, gdy ta skupiła
się na zobrazowaniu słowami lat jej wczesnej młodości, dziewczyna odwróciła się
w stronę Matthew i rzuciła mu pęk kluczy prosto w ręce. Na szczęście w hallu
zapanowało ożywienie, gdyż jeden z pacjentów stracił przytomność. Wykorzystał
więc moment, w którym cała uwaga obecnych tam ludzi skupiona była na
poszkodowanym i wślizgnął się do ciasnego pomieszczenia. Zauważył czyste uniformy,
takie jak ten, który miała na sobie ta starsza kobieta. Wisiały na wieszakach w
prowizorycznej szafie. Chwycił jeden z nich i zaczął się szybko przebierać,
mając nadzieję, że nikomu z personelu nie strzeli do głowy tu teraz zaglądać.</div>
<div class="MsoNormal">
Gdy był już
przebrany, schował swoje ciuchy na wózku tuż pod stertą równo ułożonych
prześcieradeł, a klucze rzucił tuż obok. Uchylił drzwi i rozejrzał się po korytarzu,
po czym widząc, że jest czysty, wyszedł i ostrożnie wyciągnął wózek ze schowka.
Najciszej jak potrafił, zamknął za sobą drzwi i szybkim krokiem pognał do
windy, której drzwi znajdowały się tuż obok jednej z kamer. Przełknął głośno
ślinę, widząc szklane oko, wpatrujące się w niego swym pustym wzrokiem.
Odwrócił głowę w przeciwną stronę i nacisnął guzik tuż przy drzwiach windy. Na
szczęście znajdowała się na parterze, więc wepchnął weń wózek i zniknął wraz z
nim za stalowymi wrotami. </div>
<div class="MsoNormal">
Wcisnął
guzik z dwójką, oparł się plecami o jedną ze ścian i odetchnął głęboko. Na
razie był bezpieczny, choć nie był do końca pewien, czy nikt nie zorientował
się, że coś jest nie tak z ów sprzątaczem, przemykającym się na górne piętro. </div>
<div class="MsoNormal">
Właściwie… sam
nie wiedział, dlaczego to wszystko robi. Był wyjątkowo podekscytowany
zaistniałą sytuacją. Chciał zobaczyć Sunny teraz, w tym momencie i był pewien,
że nie ma na świecie nikogo, kto mógłby prawo mu tego zabronić, ani mu w tym
przeszkodzić. Pragnął jej dotknąć, pocałować ją, czy choćby zobaczyć. Nie miał
pojęcia, czemu miał służyć wybryk, którego dopuścił się wraz z nieznajomą, ale
podobał mu się sposób, w jaki na niego działała. Miał wielką ochotę zrobić coś
wbrew regułom, nieważne, jaką skalę miał by ten eksces. To były wyjątkowo
szczeniackie i żałosne wygłupy z ich strony, ale właściwie, dlaczego mieliby
tego nie zrobić? </div>
<div class="MsoNormal">
Z chwilowej
zadumy wyrwał go dźwięk oznajmiający, że winda znalazła się na odpowiednim
piętrze, a jej drzwi jak na rozkaz, rozchyliły się przed nim. Wyszedł na
korytarz, ciągnąc za sobą metalowy wózek. Rozejrzał się wokół, szukając
wzrokiem swojej towarzyszki lub kogoś, przed kim musiałby się ukryć, jednak nie
napotkał nikogo. Skoro nieznajoma zniknęła bez śladu wraz ze sprzątaczką,
stwierdził iż nie ma potrzeby ciągać za sobą wózka. Zostawił go na boku, przy
ścianie. Szpitalny uniform w zupełności wystarczał, jeśli nie chciał zwracać na
siebie zbytniej uwagi. </div>
<div class="MsoNormal">
Gdy znalazł salę, w której leżała Sunny,
począł bić się z myślami. A co, jeśli rankiem nie będzie chciała z nim
rozmawiać lub znów zabraknie mu języka w gębie i oboje będą siedzieć w
milczeniu? Co wtedy? </div>
<div class="MsoNormal">
Z drugiej
strony, nie mógł ciągle zwlekać. Nie mógł odkładać każdej rozmowy, jaką chciał
z nią przeprowadzać, na jutro lub na najbliższy czas. Chciał być gotowy, jednak
prawda była taka, że nigdy by nie był. Zawsze w jakimś stopniu bałby się, a
odwlekanie wszystkiego tylko pogarszało sprawę. Chciał, by była świadoma tego,
że jest dla niej oparciem… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;"><a href="https://www.youtube.com/watch?v=qjxy5PtW1dc" target="_blank">podkład</a></span></div>
<div class="MsoNormal">
Przez chwilę zdawało mu się, że słyszy
jakieś szmery w głębi sali. Przekroczył jej próg. Nie było już odwrotu.</div>
<div class="MsoNormal">
Miał
wrażenie, że Sunny nie śpi. Jej drobnym ciałem co chwilę wstrząsały jakieś
dziwne drgawki. Gdy się do niej zbliżył, do jego uszu dobiegł jej szloch.</div>
<div class="MsoNormal">
- Sunny? </div>
<div class="MsoNormal">
Natychmiast
się odwróciła. Słabe smuga światła, dobiegająca do nich zza uchylonych drzwi,
opadła delikatnie na jej umęczoną twarz. Jej chude, zapadnięte policzki były
mokre od łez, a oczy czerwone i opuchnięte. Ten widok chwycił go za serce. </div>
<div class="MsoNormal">
Nagle
zmarszczyła delikatnie nos, a jej usta mimowolnie wykrzywiły się w nikły
uśmiech. Pragnął wydusić z siebie cokolwiek, jednak uprzedziła go.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dlaczego masz na sobie szpitalny uniform? </div>
<div class="MsoNormal">
Rozluźnił
się, gdy w jego uszach zabrzmiał jej uroczy chichot. Uśmiechnął się pod nosem,
drapiąc się po głowie.</div>
<div class="MsoNormal">
- Cóż, to długa historia… - usiadł na krześle tuż obok jej
łóżka i wierzchem dłoni otarł samotną łzę, spływającą wzdłuż jej policzka.
Westchnęła cicho. – Powiedz mi, dlaczego płaczesz? Coś się stało? – spytał,
zatroskany.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dobrze wiesz, co się stało – spuściła wzrok. – Odkąd
odzyskałam świadomość bez ustanku męczą mnie wyrzuty sumienia. Nie potrafię
wybaczyć sobie tego, co zrobiłam… - ostatnie dwa słowa niemalże wyłkała. –
Matthew, to wszystko moja wina. To ja uparłam się na to kretyńskie prawo jazdy,
na to badanie i… </div>
<div class="MsoNormal">
Widząc w
jakim jest stanie, podniósł się, nachylił nad nią i wtulił w siebie, pozwalając
wypłakać się we własne ramię. Nie mógł znieść jej łez, każda z nich sprawiała
mu niewyobrażalny ból. </div>
<div class="MsoNormal">
- Tęsknię za moją mamą… - szepnęła nagle, po czym zaniosła
się jeszcze głośniejszym płaczem. Matthew usiadł na jej łóżku i przyciągnął ją
do siebie. Natychmiast usiadła na jego kolanach i objęła dłońmi jego szyję. Wtulił ją w siebie, kołysząc delikatnie jej ciałem. </div>
<div class="MsoNormal">
- Ciii, skarbie… - mruknął jej do ucha, głaszcząc ją po
plecach. – To był wypadek. Nie miałaś wpływu na to, co się stanie. Nie mogłaś
nic zrobić. Wiem, że jest ci ciężko i uwierz, gdybym mógł coś na to poradzić,
zrobiłbym wszystko…</div>
<div class="MsoNormal">
- Kocham cię.</div>
<div class="MsoNormal">
Świat na moment jakby ucichł. Sunny mocniej objęła jego
szyję, delikatnie wtulając w nią swoją twarz. </div>
<div class="MsoNormal">
- Kocham cię… wątpię, bym kiedykolwiek, w ciągu całego swoje
życia zdołała ci się odwdzięczyć za to co dla mnie robisz.</div>
<div class="MsoNormal">
Nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Język mu zdrętwiał.
Uśmiechnął się tylko i ucałował czubek jej głowy, po czym oparł na nim swoją
brodę. Milczał.</div>
<div class="MsoNormal">
Nagle głowa
Sunny bezwładnie opadła mu na ramię, a jej oddech zrobił się miarowy i
spokojny. Zasnęła. </div>
<div class="MsoNormal">
Objął ją
mocniej i powoli ułożył na szpitalnym łóżku, uważając przy tym, by nie
uszkodzić wenflonu, który tkwił w jej prawej ręce. Przykrył ją szczelnie kołdrą
i już miał zająć miejsce na plastikowym krzesełku, gdy zauważył jakiś papier,
leżący na podłodze obok łóżka. Podniósł
go i dostrzegł zapisany na nim ciąg liter, układający się w jakieś wyrazy.
Wytężył wzrok. Charakter pisma rozpoznał niemal od razu… Było to pismo Sunny. Tylko
dlaczego pisała cokolwiek na serwetce?</div>
<div class="MsoNormal">
<i>Kocham Matthew, choć
nieustannie go ranię</i>, mruknął w myślach i uśmiechnął się do siebie. Cóż, po
tym co ci zrobiłem, masz do tego pełne prawo, pomyślał. </div>
<div class="MsoNormal">
Odłożył
serwetkę na szafkę i opadł na krzesło. Bawiła go myśl o tym, że nieznajoma być
może wciąż wysłuchuje niestworzonych historii ów kobiety i błąka się gdzieś
wśród szpitalnych sal.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<i> <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
Czułam się…
szczęśliwa. Oszałamiająco szczęśliwa. Zupełnie jak tamtego dnia, nim miał
miejsce ten feralny wypadek. W przeciągu kilku sekund przyczyniłam się do
śmierci dwóch niewinnych osób i jednej nie całkiem bez winy. Mojej matki,
nienarodzonego dziecka i… mnie. </div>
<div class="MsoNormal">
Tamtego dnia
zginęłam wraz z nimi. Odeszłam i jestem gdzieś tam, sama nie wiem gdzie.
Tęsknie za sobą… za tą częścią mnie, która pognała w nieznane, na zawsze.
Sądzę, że już nigdy nie odzyskam siebie z tamtych lat. </div>
<div class="MsoNormal">
Choć może to i dobrze?</div>
<div class="MsoNormal">
Kiedyś byłam
wyjątkowo samolubna. Jak mogłam wymagać od ludzi, by darzyli mnie sympatią, gdy
jedynym co wówczas dostrzegałam był czubek własnego nosa? Byłam przekonana, że
żyję w świecie bezpodstawnych oskarżeń, choć w gruncie rzeczy to ja byłam ich
głównym źródłem. Jedyną rzeczą, w której byłam naprawdę dobra było narzekanie
na wszystko wokół, dosłownie. </div>
<div class="MsoNormal">
Odkąd pamiętam, byłam sama. Nic więc
dziwnego, że tylko we własnym towarzystwie czułam się naprawdę dobrze. Ciało
stanowiło swego rodzaju skorupę, która chroniła mnie przed światem zewnętrznym.
Okropnie się go bałam. </div>
<div class="MsoNormal">
Jedyną
osobą, przed którą potrafiłam się otworzyć była moja ukochana Helga.
Wychowywała mnie. Mimo to, nie była w stanie zastąpić mi matki. Ta z kolei żyła
w ciągłym pośpiechu. Robiła to dla mnie, teraz to wiem, jednak wcześniej nie
potrafiłam tego zrozumieć, a może nie chciałam? Nie miałabym wtedy kogo
obarczać winą za mój każdy gorszy dzień. </div>
<div class="MsoNormal">
Podczas gdy
ja uciekałam od problemów najzwyczajniej w świecie zamiatając je pod dywan,
mama starała się zapomnieć, biorąc na siebie masę obowiązków. Obie miałyśmy z
tym problem… szkoda, że nie potrafiłyśmy rozwiązać go razem.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Nagle
nieodparte szczęście, wypełniające mnie swym ciepłym blaskiem po brzegi zaczęło
niesłychanie szybko blednąć. Poczułam narastający w duszy niepokój. W jednej
chwili ramiona Matthew, w których niemalże utonęłam, zniknęły od tak. Ich
ciepło zastąpił mi podmuch lodowatego wiatru, którego chłodny dotyk wywołał na
moim ciele gęsią skórkę. Czułam się, jakbym błądziła we mgle… Nawet moje
uczucia przysłaniała jakaś niewidoczna dla oka bariera, która zdawała się
trzymać mnie z dala od wszystkiego, co rzeczywiste. </div>
<div class="MsoNormal">
Rażące
bielą, szpitalne ściany ni stąd ni zowąd zaczęły się kurczyć, aż otoczyły mnie
sobą, przypominając kształtem wnętrze… samochodu?</div>
<div class="MsoNormal">
Poczułam
falę gorąca, napierającą na moje ciało. Mimo to zaczęłam się trząść. </div>
<div class="MsoNormal">
Spostrzegłam, że moje dłonie spoczywają na kierownicy. Zacisnęłam je
nerwowo. Nie potrafiłam ich z niej zdjąć, jakby były z nią spojone. Zauważyłam,
że nie stoję już w miejscu. Przed sobą dostrzegłam drogę, wyłaniającą się z
wszechobecnej mgły, którą pokonywałam w coraz to większym tempie. </div>
<div class="MsoNormal">
Odruchowo
spojrzałam w lusterko tuż nad moją głową. Dostrzegłam w nim… twarz. Mimo, iż
nie potrafiłam jej zidentyfikować, wiedziałam jedno – nie była mi obca. Z
pewnością jest to twarz dziecka, pomyślałam, dostrzegając w niej coś niewinnego
i świeżego. Miała delikatne, spokojne rysy. Ogromne, brązowe oczy okalały
gęste, ciemne rzęsy, rzucające cień na zaróżowione policzki. Postać uniosła
wzrok. Był to mały chłopiec… Sposób, w jaki na mnie patrzył… jak mnie
hipnotyzował, nie potrafiłam tego opisać. Znałam tylko jedną osobę, która
działała na mnie w ten sposób, jednak to nie możliwe bym… </div>
<div class="MsoNormal">
Zaraz.</div>
<div class="MsoNormal">
Nie.</div>
<div class="MsoNormal">
Nie, nie, nie.</div>
<div class="MsoNormal">
To nie mógł być on… </div>
<div class="MsoNormal">
Chłopiec
uśmiechnął się, gdy spostrzegł, że mu się przyglądam. Był… idealny. Nie
potrafiłam uzasadnić, dlaczego tak uważałam, jednak gdy on się uśmiechał,
miałam ochotę zrobić to samo. </div>
<div class="MsoNormal">
Sposób, w jaki wykonywał drobne gesty, spoglądał na mnie i
ten błysk w oku… Ich kolor. Czekolada, delikatnie przyprószona miedzianym
pyłkiem. To był on. Skłamałabym, gdybym zaprzeczyła.</div>
<div class="MsoNormal">
To nasz syn.
Widziałam naszego syna, odbijał się w lusterku. Był tak cholernie podobny do
Matta… Siedział na foteliku tuż za mną. Czułam bijące od niego ciepło, niemalże
słyszałam jego maleńkie serduszko, wystukujące miarowy rytm. Była to muzyka dla
moich uszu. </div>
<div class="MsoNormal">
Nagle spokój
zniknął z twarzy chłopca. Jego usta wykrzywione grymasem rozpaczy zawołały:
Spójrz! </div>
<div class="MsoNormal">
Wskazywał na drogę tuż przede mną, był przerażony…
Odwróciłam wzrok.</div>
<div class="MsoNormal">
W oddali
dostrzegłam postać, stała na środku jezdni. Pędziliśmy prosto na nią. Wszelkie
próby uratowania nas, których się podjęłam spełzły na niczym, ponieważ strach,
który mnie sparaliżował, nie pozwolił mi się choćby ruszyć. Mogłam tylko
bezradnie patrzeć jak zderzamy się z tajemniczą postacią. W ostatniej sekundzie
dostrzegłam w jej twarzy twarz własnej matki. To z nią się zderzyłam… </div>
<div class="MsoNormal">
Ciało
chłopca przemknęło mi przed oczyma, by po chwili uderzyć o przednią szybę i
upaść bezwładnie tuż przed maską samochodu… Jego kruche, maleńkie ciałko
leżało, pozbawione życia kilka metrów ode mnie. Zabiłam go… Zabiłam ich oboje
przez własną głupotę. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Zaczęłam
krzyczeć. Nie potrafiłam się powstrzymać. Ból wywołany okropieństwami, których
przed chwilą doświadczyłam, niemal rozerwał mi serce na pół… Wrzeszczałam jak
opętana.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Błądził
gdzieś na granicy między snem, a jawą, gdy rozkoszny stan brutalnie przerwał mu
przerażający krzyk, dobiegający do jego uszu. Początkowo sądził, że to zły sen,
jednak gdy odzyskał wreszcie kontakt z rzeczywistością zauważył, że to nie jego
wyobraźnia płata mu figle, lecz Sunny naprawdę krzyczy z przerażenia, wyszarpując
sobie włosy z głowy. </div>
<div class="MsoNormal">
Natychmiast
poderwał się z krzesełka i chwycił ją za nadgarstki, chwiejąc się na
odrętwiałych nogach. </div>
<div class="MsoNormal">
- Sunny! Sunny! – potrząsał nią delikatnie, starając się do
niej dotrzeć. – Przestań, to tylko sen! – chwycił ją za policzki, próbując tym
samym zmusić ją, by na niego spojrzała. – Sen, słyszysz? Sen! </div>
<div class="MsoNormal">
Zamrugała
kilkakrotnie oczyma, oddychając ciężko. Jej skronie błyszczały od potu, a powieki
zaszły łzami. Poczuł, jak jej mięśnie powoli się rozluźniają. </div>
<div class="MsoNormal">
- Widziałam go – szepnęła, przerażona. – Widziałam naszego
synka… Umarł na moich oczach.</div>
<div class="MsoNormal">
Poczuł jak
grunt chwieje mu się pod nogami. Nie był pewien, czy za sprawą zmęczenia, czy
też ugiął się pod ciężarem, który spadł na jego serce wraz z jej słowami. </div>
<div class="MsoNormal">
- Co tu się dzieje?! – do sali wbiegł lekarz, wraz z
pielęgniarką. Oboje byli wystraszeni nie na żarty. – Pan Collins? Co pan tu
robi o tej porze?! </div>
<div class="MsoNormal">
Cholera,
jęknął w myślach.</div>
<div class="MsoNormal">
- I dlaczego ma pan na sobie ten uniform? – pielęgniarka
skrzyżowała ręce na piersiach. – Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, że godziny
odwiedzin skończyły się wieki temu? Nie wspominając już o tym, że ukradł pan
coś, co należy do szpitala! – zaczęła wymachiwać rękoma. – Jak można być tak
nieodpowiedzialnym, jak można…</div>
<div class="MsoNormal">
- Jones, do jasnej cholery, nie pora na to! – wtrącił
mężczyzna. – Panno Sunny? Wszystko w porządku? </div>
<div class="MsoNormal">
- Tak, to… to tylko zły sen, przepraszam – mruknęła. –
Proszę się mną nie przejmować.</div>
<div class="MsoNormal">
- Czy jest pani tego pewna? Może chciałaby panna porozmawiać
z psychologiem? Mogę załatwić pani wizytę na popołudnie… - dopytywał, notując
coś we własnym notesie. </div>
<div class="MsoNormal">
- Nie. Po prostu muszę odpocząć, dziękuję – uśmiechnęła się
uprzejmie. </div>
<div class="MsoNormal">
- Dobrze… W takim razie życzę miłej nocy – odwzajemnił gest
i przeniósł wzrok na Matthew. Mina natychmiast mu zrzedła. – A pana, panie
Collins zapraszam do mnie. Opowie mi pan, jakim cudem pan się tu znalazł i skąd
ma pan to ubranie.</div>
<div class="MsoNormal">
Chłopak
zaklął pod nosem i ruszył w kierunku drzwi, układając w głowie jakąś stosowną
wymówkę. </div>
<div class="MsoNormal">
- Moment! – zawołała Sunny. – Nie chcę go w żaden sposób
usprawiedliwiać, ale proszę, niech pan nie będzie dla niego zbyt surowy. To
moja wina. Matt dobrze wie, że bardzo zależało mi na tym, żeby był dzisiaj przy
mnie – spojrzała na niego przelotnie. – Miał dużo pracy i nie mógł wyrwać się
wcześniej, więc wślizgnął się tu w przebraniu sprzątacza – zachichotała pod
nosem. – Błagam pana, niech mu pan odpuści. Nie uważa pan, że paradowanie w
takim kostiumie to wystarczająca kara? </div>
<div class="MsoNormal">
W tym
momencie mężczyzna przeniósł swój wzrok na Matthew, który pokiwał ochoczo
głową, wysuwając przy tym swoją dolną wargę, robiąc minę zbitego psiaka.
Wyglądał wyjątkowo komicznie. Sunny roześmiała się. </div>
<div class="MsoNormal">
- No… - lekarz zdjął z nosa okulary i ścisnął palcami nasadę
swojego nosa, wzdychając ciężko. - …dobrze. Ale następnym razem niech pan po
prostu zgłosi się do recepcji i zobaczymy, co da się zrobić, jasne? </div>
<div class="MsoNormal">
- W porządku – chłopak wzruszył ramionami, po czym wybuchł
śmiechem. Odprowadził wzrokiem mężczyznę, który niemalże natychmiast opuścił
salę, zamykając za sobą drzwi. Przez okienko z widokiem na korytarz oboje
dostrzegli jak wykłóca się z ową pielęgniarką. </div>
<div class="MsoNormal">
Po dłuższej
chwili ciszy usłyszał jej szept:</div>
<div class="MsoNormal">
- Widziałam go, naprawdę.</div>
<div class="MsoNormal">
Spojrzał na nią niepewnie. Wyglądała na
spokojną, jednak dobrze wiedział, że w każdej chwili może wybuchnąć
histerycznym płaczem. </div>
<div class="MsoNormal">
- Był cudowny, Matthew… </div>
<div class="MsoNormal">
Oczy zaszły
jej mgłą.</div>
<div class="MsoNormal">
- Do którego z nas był bardziej podobny? – spytał nagle, gdy wreszcie udało mu się
przełknąć gulę rosnącą w jego gardle. </div>
<div class="MsoNormal">
Minęło kilka
minut, nim się odezwała.</div>
<div class="MsoNormal">
- Do ciebie. Zdecydowanie.</div>
<div class="MsoNormal">
Mówiła tak
cicho, że słowa musiał wyczytywać z ruchu jej warg. </div>
<div class="MsoNormal">
- Miał twoje piękne oczy – dodała po chwili. Uśmiechnął się
pod nosem, słysząc to. – Był idealny… - jęknęła. – Tak bardzo chciałabym go
znów zobaczyć, dotknąć… marzę o tym, Matt. </div>
<div class="MsoNormal">
Dłońmi
objęła swój brzuch i zacisnęła je delikatnie. W jej oczach rozbłysły łzy, które
chwilę potem zakreśliły srebrzyste szlaki wzdłuż jej policzków. </div>
<div class="MsoNormal">
- Czuję się teraz taka… pusta w środku, gdy go nie ma. </div>
<div class="MsoNormal">
Natychmiast
znalazł się przy niej. Usiadł na łóżku, tuż obok i chwycił jej drobną dłoń.
Teraz, gdy znacznie schudła, wyglądała na jeszcze bardziej kruchą i delikatną
niż dotychczas. </div>
<div class="MsoNormal">
- Wiem. – westchnął. Był na siebie wściekły, ponieważ nie
potrafił powiedzieć jej nic więcej… nic więcej, oprócz głupiego <i>wiem</i>. – Spójrz na mnie – rozkazał. Gdy
nie zareagowała, chwycił jej podbródek i zwrócił jej twarz ku sobie. Wierzchem
dłoni otarł jej wilgotne policzki. – Może tak właśnie miało być?... Ja też za
nim tęsknię, choć go nie poznałem. Pocieszam się myślą, że tam, gdzie teraz
jest będzie mu znacznie lepiej, niż tu. </div>
<div class="MsoNormal">
Wpatrywała
się w pustą przestrzeń tuż przed nimi. </div>
<div class="MsoNormal">
- Może to samolubne, ale wolałabym mieć go tylko dla siebie.
Móc obserwować go każdego wieczoru, podczas snu – oparła głowę o jego ramię,
zrobiła to jednak tak delikatnie, że nie zdołał spostrzec, kiedy.</div>
<div class="MsoNormal">
W pewnej
chwili podniosła się i spojrzała przenikliwie w jego oczy, tak, jakby chciała
wyczytać z nich, co tak naprawdę czuje. </div>
<div class="MsoNormal">
- Pocałuj mnie – rzekła nagle głosem nie znoszącym
sprzeciwu. Nie czekając na jego reakcję, przymknęła powieki i wydęła delikatnie
usta. </div>
<div class="MsoNormal">
Był
oszołomiony jej prośbą, jednak spełnienie jej było dla niego ogromną
przyjemnością. Nachylił się nad nią ostrożnie i jednym ruchem połączył ich
spragnione wargi w jedność. Czuł jak szybko bije jej serce i uśmiechnął się pod
nosem, dumny, że swoim pocałunkiem potrafi zaprowadzić chaos w jej ciele.</div>
<div class="MsoNormal">
Poczuła się zupełnie
błogo, gdy jego usta subtelnie pieściły jej. Pragnęła na moment oderwać się od
ziemi i znaleźć się ponad przytłaczającymi ją problemami. </div>
<div class="MsoNormal">
Wplotła dłoń
w jego miękkie włosy, ciągnąc go za nie delikatnie. Zamruczał pod nosem,
oddając się w pełni przyjemności, jaką mu sprawiła. Złapał zębami jej dolną
wargę i przygryzł ją, po czym wsunął język do jej ust. Dłońmi złapał ją za
policzki i przyciągnął ku sobie. Czując ciepło bijące od jej ciała, westchnął
cicho. </div>
<div class="MsoNormal">
Nigdy dotąd nie całował jej w ten sposób,
nie czuli nawzajem swojej bliskości tak intensywnie, jak w tamtej chwili.
Zsunęła dłonie na jego kark, jakby łaknęła dotyku jego miękkiej skóry. </div>
<div class="MsoNormal">
Całowali się
tak intensywnie, aż puchły im wargi. Pragnęli przelać wewnętrzny ból i kłębiące
się w nich uczucia w ten pocałunek. Dzielili nawzajem swój ból i cierpienie. </div>
<div class="MsoNormal">
Nagle
oderwali się od siebie. Długo nie mogli zaczerpnąć wystarczająco dużo
powietrza. Uśmiechali się głupkowato, tak, jakby robili to po raz pierwszy. W
tamtej chwili przeżywali ich miłość od nowa. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Przeciągnęła
się ospale, trącając przypadkowo drzemiącego jeszcze chłopaka. Pisnęła cicho,
widząc, że marszczy delikatnie brwi i rozchyla powoli powieki. Zasnęli, wtuleni
w siebie na szpitalnym łóżku. </div>
<div class="MsoNormal">
Na dworze
świtało. W słabym, porannym świetle dostrzegła, że uśmiechnął się do niej i
musnął ustami jej obojczyk. Zauważył, że wywołał tym gęsią skórkę na jej ciele,
więc kontynuował pocałunki wzdłuż jej ramienia. Z każdym kolejnym coraz mocniej
zagryzała dolną wargę. Nie potrafiła pokonać rosnącego w niej pożądania.</div>
<div class="MsoNormal">
Widząc to,
zachichotał, podniósł się szybko i usiadł na brzegu łóżka. Chwycił ją za
nadgarstki i przyciągnął do siebie, tuląc twarz do jej szyi. Nie ważyła mu się
sprzeciwić. Najpierw zaczął jeździć po niej nosem, chwilę później dotknął jej
skóry koniuszkiem swojego języka. Sunny jęknęła cichutko, rękoma sunąc po jego
plecach. </div>
<div class="MsoNormal">
Nie mógł się
dłużej powstrzymać, chwycił więc palcami kołnierz jej szpitalnej piżamy i
powoli pociągnął go w dół, odsłaniając górną część jej klatki piersiowej. </div>
<div class="MsoNormal">
Czując jego
usta coraz niżej, westchnęła głośno, wplatając dłoń w jego włosy. Matt położył
dłoń na jej plecach i przyciągnął ją bliżej siebie, po czym wsunął ręce pod jej
koszulkę, delikatnie gładząc palcami jej brzuch…</div>
<div class="MsoNormal">
Nagle ktoś
odchrząknął donośnie, sprawiając, że oboje odskoczyli od siebie niczym
oparzeni. </div>
<div class="MsoNormal">
- Dzień dobry państwu – przywitał ich doktor Schneider. Tuż
obok niego stała Marie. Oboje byli nieco zmieszani, ale i rozbawieni zaistniałą
sytuacją. </div>
<div class="MsoNormal">
Matthew
zaczął w pośpiechu poprawiać włosy, a Sunny owinęła się kołdrą i pozwoliła by
niesforne kosmyki jej włosów opadły na twarz, przysłaniając tym samym zalane
rumieńcem policzki. </div>
<div class="MsoNormal">
- Przyszliśmy sprawdzić jak się dziś pani miewa po wczorajszym,
nocnym ekscesie, jednak jak widzę obecność pana Matta działa na pani nerwy
niezwykle kojąco – mrugnął do nich porozumiewawczo i roześmiał się, a wraz z
nim i Marie. – Myślę, że nie jesteśmy tu chyba potrzebni, jak pani sądzi? – zwrócił
się do kobiety.</div>
<div class="MsoNormal">
- Oczywiście, że nie. Myślę, że lepiej będzie, jeśli
zostawimy ich samych – zachichotała. </div>
<div class="MsoNormal">
Już mieli
wychodzić, gdy lekarz odwrócił się na moment.</div>
<div class="MsoNormal">
- Zapomniałbym! Otrzymałem wczoraj wyniki pani ostatnich
badań. Wszystko wraca do normy panno Sunny. Myślę, że opuszczenie przez panią
szpitala to kwestia kilku, do kilkunastu dni. – oznajmił pogodnym tonem i zniknął
za drzwiami wraz z matką Matthew.</div>
<div class="MsoNormal">
- Słyszałaś? – chłopak nachylił się nad nią. Całe
zażenowanie jakby w jednej sekundzie z niego uleciało. – Już za kilka dni będę
miał cię tylko dla siebie… - nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wpił się w jej
usta. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Myślę, że
mój zaskakująco prędki powrót do zdrowia nie był kwestią przypadku. To może
zabrzmieć dość banalnie, ale według mnie to Matthew stanowił mój lek na całe
zło tego świata. Ilekroć pojawiał się w drzwiach szpitalnej sali z uśmiechem na
ustach, czułam, że unoszę się ponad chmury. </div>
<div class="MsoNormal">
Niestety,
doszłam do wniosku, że to rozkoszne uczcie szczęścia, które towarzyszy mi przy
każdej jego wizycie, odchodzi wraz z nim, gdy ten zmuszony jest mnie opuścić. Staję
się wówczas wyjątkowo markotna i dopadają mnie te wszystkie troski, o których
zapominam, gdy jesteśmy razem. Wciąż nie mogę pozbyć się uciążliwych wspomnień
i poczucia winy, które z każdym dniem narasta. </div>
<div class="MsoNormal">
Bardzo
brakuje mi matki. Ilekroć o niej pomyślę, łzy cisną mi się do oczu i czuję ten
nieprzyjemny ucisk w gardle, jakby cała ta gorycz, która mnie wypełnia,
chwytała mnie za krtań i miażdżyła ją w żelaznym uścisku… Była jedną z niewielu
osób, których ciepła tak bardzo potrzebowałam. Przecież miałyśmy zacząć od
nowa, wszystko naprawić… dlaczego to wszystko przydarzyło się akurat mnie? I to
teraz, kiedy nagle moje życie odzyskiwało dawno utracony sens…</div>
<div class="MsoNormal">
Nie znałam
odpowiedzi na ani jedno zadawane przez siebie pytanie. Obawiam się, że na wiele
z nich nigdy jej nie znajdę. Nie potrafiłam porozmawiać z kimś o tym otwarcie.
Nawet psycholog, który dotąd się mną zajmował, miał ogromne trudności, aby
nawiązać ze mną kontakt. Zbywałam wszystkich, którzy zdołali zauważyć, że coś
jest nie tak. Tłumaczyłam, że to przez pogodę, albo, że miałam gorszy dzień.
Gówno prawda. Po prostu wolałam dusić to wszystko w sobie.</div>
<div class="MsoNormal">
Do pewnego
momentu tylko przy Matthew potrafiłam się odnaleźć, mówić o uczuciach, do
których do tej pory bałam się przyznać. Jedno jego czułe spojrzenie zdołało
obalić każdą blokadę, którą miałam wewnątrz siebie i sprawić, że słowa mi
ciążące wylewały się ze mnie potokiem. </div>
<div class="MsoNormal">
Czasami zapominałam, że ów chłopak, który
przesiadywał tu ze mną większość swojego wolnego czasu i którego tak bardzo
kochałam, jest kimś naprawdę wielkim. Jest jednym z najbardziej utalentowanych
aktorów młodego pokolenia, pożądanym przez większość kobiet w tym kraju i na
świecie, pozbawionym prywatnego życia, otaczanym tłumami namolnych
dziennikarzy… I to mój największy błąd.</div>
<div class="MsoNormal">
Doktor
Schneider polecił mi któregoś dnia, bym korzystała z pięknej pogody tak często,
jak to tylko możliwe. Postanowiłam więc każdego popołudnia wybierać się na
spacer do przyszpitalnego parku. Matthew towarzyszył mi w nim niemal
codziennie. Wydawać by się mogło, że obrał sobie za cel poświęcać mi więcej
czasu. I na całe szczęście, był ze mną również tego feralnego dnia…</div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div class="MsoNormal">
Oparłam łokieć o śnieżnobiały blat kontuaru,
przy którym uprzejma, starsza pielęgniarka zawzięcie kartkowała pismo dla
kobiet. Raz po raz spoglądałam znudzonym wzrokiem w stronę czytanych przez nią
artykułów, nie potrafiłam jednak się skupić, ponieważ moje myśli krążyły wokół
jego osoby. Może to trochę niepoważne z mojej strony, ale wciąż miałam w sobie
coś z dawnej siebie – z tej gderliwej, rozhisteryzowanej nastolatki – wciąż byłam
w nim desperacko zakochana i dostawałam nagłej gorączki na samo wspomnienie o
nim. Nie potrafiłam zmienić się pod tym względem, dorosnąć. A może po prostu
nie chciałam?</div>
<div class="MsoNormal">
Prawdę mówiąc… dopiero teraz, gdy dochodzę do
siebie w szpitalu, mamy czas, by porozmawiać, poznać się nawzajem, od początku
do końca. Tak, jak powinniśmy zrobić to wcześniej. Mimo ran, jakie sobie nawzajem
zadaliśmy, czuję, że potrafimy być razem szczęśliwi. Nie chcę myśleć o
przeszłości… o tych błahych problemach, które sama sobie stwarzałam i o
brutalnej i nieokrzesanej naturze Matta, tego, który zniknął już kilka miesięcy
temu.</div>
<div class="MsoNormal">
Myśli na
tyle mnie pochłonęły, że zupełnie zapomniałam o Bożym świecie i o tym, na kogo
właściwie czekam. Nagle poczułam jak czyjeś dłonie oplatają czule mój brzuch.
Nie mogłam powiedzieć, że były mi obce. Od razu je rozpoznałam. Potrafiłam
odróżnić jego dotyk od dotyku każdego innego mężczyzny. Nikt nie obchodził się
ze mną równie ostrożnie. </div>
<div class="MsoNormal">
Mimo, iż
czyjaś bliskość, zwłaszcza jego, wciąż mnie onieśmielała i wprawiała w
zakłopotanie, nie chciałam okazywać mu swoich słabości. Bałam się, że zranię go,
gdy kolejny raz go odtrącę. Jednak z każdym jego czułym gestem, czy choćby
wspomnieniem o nim, wracały również makabryczne obrazy z moich snów…</div>
<div class="MsoNormal">
Uśmiechnęłam
się, ujrzawszy tuż przed sobą tę rozpromienioną twarz. Dostrzegłam w jego oczach
blask, którego nigdy dotąd nie uświadczyłam. Poczułam ciepło, w okolicach
serca. Swym pocałunkiem, który nastąpił kilka sekund później sprawił, że
rozeszło się po całym moim ciele i wypełniło je po brzegi. Zagryzłam subtelnie
dolną wargę.</div>
<div class="MsoNormal">
- W porządku? Dobrze się czujesz? – spytał, pomagając mi
narzucić bluzę na szpitalną piżamę. </div>
<div class="MsoNormal">
Zauważyłam,
że z pewnej odległości przygląda nam się tęgi mężczyzna. Od stóp do głów ubrany
był na czarno, przez co bardzo wyróżniał się na tle wszechobecnej, sterylnej
bieli. Poczułam się trochę nieswojo, jednak starałam się go ignorować. </div>
<div class="MsoNormal">
- O wiele lepiej niż przed twoim przyjściem – odparłam po
chwili. </div>
<div class="MsoNormal">
Roześmiał
się. </div>
<div class="MsoNormal">
- Musimy porozmawiać, ale… nie tutaj, na zewnątrz, w parku. Idź
już, nie czekaj na mnie. Chciałbym zamienić słowo z doktorem Schneiderem, Marie
mnie o to prosiła. To zajmie mi dosłownie kilka sekund, dogonię cię i zaraz
wszystko ci wyjaśnię – powiedział, po czym, nie czekając na odpowiedź, ruszył w
kierunku windy. </div>
<div class="MsoNormal">
Chwilę
stałam przed szklanymi drzwiami, byłam bowiem trochę zdezorientowana jego
tajemniczością. Poza tym wciąż czułam na sobie wzrok tajemniczego mężczyzny. On
sam zdawał się nie kryć z tym, że mnie obserwuje.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;"><a href="https://www.youtube.com/watch?v=M2A0UhghH8E" target="_blank">podkład</a></span></div>
<div class="MsoNormal">
Świat
cieszył się ostatkami słonecznych promieni, które ledwie wyglądały zza
horyzontu, gdy pchnęłam drzwi zdecydowanym ruchem. Omiotłam spojrzeniem
opustoszały parking – w końcu godziny odwiedzin już dawno minęły. W oczy rzucił
mi się samochód, który jako jedyny sterczał pod szpitalem – czarny, z przyciemnianymi
szybami. Wyglądał wyjątkowo tajemniczo. Był jedyny, co oznaczało, że to nim
Matthew się tu dostał. Tylko skąd ta nagła dbałość o dyskrecję?</div>
<div class="MsoNormal">
Powolnym krokiem
ruszyłam w kierunku parku, niesiona delikatnym, majowym wiatrem, gdy nagle
usłyszałam tupot czyichś stóp oraz niewyraźnie wrzaski. I nie był to tupot
pojedynczej osoby, jakby było ich kilkunastu… Spojrzałam w bok. Nagle, jakby
spod ziemi, parę metrów ode mnie wyrósł tłum ludzi. Biegli wprost na mnie,
wymachując czymś w rękach. Nie miałam pojęcia, czego mogą chcieć, czy chodzi o
mnie… Rozejrzałam się wokół. Nikogo oprócz mnie nie było na parkingu. </div>
<div class="MsoNormal">
Zrobiło mi
się cholernie gorąco. Biegli ku mnie już nie tylko z przeciwka, otoczyli mnie z
każdej strony, tworząc pętle, która z wolna zaciskała się wokół mnie. Pojawiali
się jakby znikąd. Krzyczeli coś, jednak nie mogłam ich zrozumieć. Usłyszałam
trzaski, a wokół mnie rozbłysły jasne światła. To flesze, a mnie dopadła zgraja
dziennikarzy. </div>
<div class="MsoNormal">
Poczułam się
jak w pułapce. Biegłam to w tę, to we w tę, szukając drogi ucieczki. Oni
pozostawali jednak nieugięci, śledzili każdy mój krok i nie mieli zamiaru
puścić mnie wolno.</div>
<div class="MsoNormal">
- <i>Czy Matthew był
ojcem twojego dziecka?!</i></div>
<div class="MsoNormal">
- <i>Czy specjalnie
spowodowałaś wypadek by się go pozbyć?</i></div>
<div class="MsoNormal">
- <i>Czy to Collins
zlecił ci zabójstwo syna, by nie wyszło na jaw, że jest ojcem?</i></div>
<div class="MsoNormal">
Sama nie
byłam pewna, kiedy właściwie zaczęłam wylewać z siebie słone łzy, próbując
wybłagać u tych bezlitosnych hien, by puściły mnie wolno. Oni jednak nie mieli
zamiaru odpuścić. Sycili się moim bólem, niczym sępy starą padliną. Rozdrapywali
świeżo zabliźnione rany, zupełnie nie zważając na stan, w jakim się
znajdowałam. </div>
<div class="MsoNormal">
- Dość! Dość tego, dość! – krzyczałam rozżalona. – Puśćcie
mnie! – szarpałam ich za ręce ostatkami sił, próbując uciec.</div>
<div class="MsoNormal">
Ktoś nagle
zaczął przeciskać się przez tłum. Wśród nieustających błysków fleszy ujrzałam
ów mężczyznę, który przedtem przyglądał mi się w szpitalu. Teraz skutecznie
odganiał fotoreporterów i starał się trzymać ich z dala ode mnie, a po chwili
zjawiło się o wiele więcej rosłych mężczyzn w czarnych strojach, krzyczących: „Odsunąć
się!”</div>
<div class="MsoNormal">
- Zostawcie ją!</div>
<div class="MsoNormal">
Jego głos.
Jego cudowny głos tuż przy moim uchu. Marzyłam, by znalazł się tuż obok mnie,
by znów mnie uratował… Mój wieczny wybawca. </div>
<div class="MsoNormal">
To działo
się tak szybko… Podbiegł do mnie, przedarłszy się przez zgraję dziennikarzy i
bez słowa objął i przycisnął do siebie, roztrzęsioną i w kompletnej rozsypce. </div>
<div class="MsoNormal">
Jak na
rozkaz po raz kolejny rozbłysły flesze. To jeszcze bardziej go rozjuszyło. Natychmiast
narzucił mi na głowę kaptur i nagle poczułam, że się unoszę… i płynę w
powietrzu, otoczona jego silnymi ramionami. Wtuliłam twarz w jego szyję,
trzęsąc się niczym osika, gdy on szeptał mi do ucha:</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Już dobrze, spokojnie… Jestem tu i nie pozwolę im cię
skrzywdzić.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Od autorki</b>: Uwaga! Powracam! Jest 03:24, a ja za chwilę muszę wstawać, haha. Osobiście jestem zadowolona z rozdziału. Jakaś nowość... Cóż, mam nadzieję, że trafiłam w Wasze gusta, Kochani. <b>Mam tylko prośbę - tycią, tyciusieńką! Każdy, kto przeczyta ten rozdział, kto czyta cokolwiek, co piszę - <span style="color: #cc0000;"><u>Proszę, niech wyrazi swoją opinię lub napisze chociaż głupie "Czytam"</u></span>, tylko tyle</b>. Do niczego nie zmuszam, tylko proszę :)</div>
<div class="MsoNormal">
<br />
<u>Nie było wcześniej okazji, dlatego z całego serca chciałabym życzyć moim stałym Czytelnikom i tym nowym szczęśliwego nowego roku, wielu sukcesów i spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń. Mam nadzieję, że ten rok będzie dla Was o wiele lepszy niż poprzedni, nieważne czy 2013 był dobry, czy też zły! :)</u></div>
</div>
</div>
Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-5660803531826982601.post-60984354895388935082013-11-29T15:01:00.001-08:002013-11-29T15:01:55.364-08:00InformacjaWitajcie, drodzy Czytelnicy<div>
<i>O ile jakichkolwiek tu jeszcze zastanę...</i></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
Tak wiem, ja zawiniłam. Zostawiłam Was na długi czas, nie dodawałam rozdziału, a gdy dodałam, zrobiłam to zbyt późno. Zapewne byliście wykończeni ciągłym oczekiwaniem na to, aż łaskawie to zrobię. Szczerze mówiąc, nie dziwię się Wam. Nie będę się tłumaczyć brakiem czasu, czy weny, bo i po co?</div>
<div>
Pragnę jednak ogłosić, iż dłużej nie wytrzymam rozłąki z Mattem oraz Sunny. <b>Mam jednak pytanie, czy i wy również zamierzacie kontynuować lekturę ów historii? </b>Czekam na Wasze odpowiedzi :)</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
Pozdrawiam, </div>
<div style="text-align: right;">
autorka</div>
Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-5660803531826982601.post-19929423604075877732013-02-25T06:00:00.000-08:002013-05-19T03:43:14.439-07:00Rozdział dwudziesty trzeci. "Co dzień walczył o Ciebie z własnym strachem"<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: xx-small; line-height: 24px;"><a href="http://www.youtube.com/watch?v=XL2Uzz4j01s" target="_blank">podkład</a></span></div>
<span style="font-family: Georgia; font-size: 15px; line-height: 24px;">- </span><span style="font-family: Georgia; line-height: 24px;"><span style="font-size: x-large;">P</span></span><span style="font-family: Georgia; font-size: 15px; line-height: 24px;">owinieneś być silny - mawiali. </span><i style="background-color: white; color: #333333; font-size: 15px; line-height: 24px;"></i></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">To zabawne. Traktowali sprawę tak, jakby ona już odeszła, jakby zniknęła w odmętach ziemi, a oni na siłę próbowali wypełnić pustkę, którą zostawiła po sobie. Ich pesymizm doprowadzał go niemal do obłędu. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> I ów obłęd począł dawać o sobie znaki w chwilach najmniej odpowiednich. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Przedzierał się wśród tłumu. Kroczył jedną z ruchliwszych, nowojorskich ulic. Był niemal pewien, że żadne z obecnych tam ludzi, nie rozpoznałoby go. Ba, żadne z nich zapewne nie zdołało obdarować go choćby nikłym spojrzeniem. Powodów mogło być wiele. Może zdawał się być tak po prostu zwyczajnym? Lub okazali się być zbyt zajęci, zabiegani, by dostrzec w owym, obcym młodzieńcu kogoś, kto wciąż obecny jest w ich ulubionych programach rozrywkowych, czy też filmach, które goszczą w ich domach w każdy, piątkowy wieczór? </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Wśród wielu, zachęcających i przyjemnych dla oka sklepików, dostrzegł małą, skromną kwiaciarnię, która w ostatnich dniach zwykła być jego pierwszym, porannym przystankiem. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Oh, pan Collins! - pewien mężczyzna przywitał go niemal u progu i poprosił do środka. Ten jednak ukłonił się uprzejmie i kiwnął głową na uroczy bukiet świeżych, kanarkowych tulipanów, spoglądających nań zza ogromnej, sklepowej szyby. - Rozumiem... to co zwykle, specjał dnia! - sprzedawca uśmiechnął się serdecznie, po czym sięgnął po kwiaty. - Czy u niej choćby trochę się poprawiło? - łypnął nieśmiało na Matta, który wzruszył smutno ramionami.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Nic - odchrząknął, poprawiając naciągnięty na twarz kaptur. - Jednak lekarze wciąż powtarzają, że trzeba być dobrej myśli. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Cóż, pozostaje czekać - mężczyzna zawiesił się na chwilę, a jego pusty wzrok utkwił w jednej z wiązanek, przyozdabiających półkę naprzeciw. - Oby urocza pani Collins wybudziła się wkrótce, bo zbankrutuje pan przez te codziennie wizyty u mnie! - zachichotał. Matta bardzo bawiło, gdy ów sklepikarz nazywał Sunny "panią Collins". Czasem wieczory w szpitalu dłużyły mu się, zwykł wtedy rozmyślać nad przyszłością, w której oczywiście uwzględniał ją, jako swoją... żonę? Narzeczoną?... Niemniej jednak, była to daleka przyszłość. Szybko bowiem doszedł do wniosku, iż obecnie jest zbyt smarkaty, by wiązać się na stałe. Do takiej kobiety, jak ona, wypadałoby dorosnąć.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Pieniądze nie grają tu większej roli. Takie drobnostki bardzo cieszą, choćby pielęgniarki. Chciałbym sprawić, by mimo, że nie ma jej przy mnie, inne kobiety mogłyby zazdrościć jej, choćby tych świeżych kwiatów, które przynoszę ze sobą, każdego ranka - uśmiechnął się pod nosem, po czym odebrał od mężczyzny związane wstążką tulipany, uprzednio płacąc. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Miłego dnia! - sprzedawca krzyknął za nim, nim się oddalił, jednak ten myślami uciekł już gdzieś daleko. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> U drzwi szpitala napotkał doktora Schneider'a, lekarza prowadzącego Sunny. Przywitał się z nim uściskiem dłoni i uchylił przed nim drzwi, zważywszy na teczki, którymi zwykł być obładowany. Przy recepcji oboje zastali uroczą Amy, panią w podeszłym wieku, z którą Matthew w wolnych chwilach często zamieniał kilka lub więcej słów. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Ah, Matt! Z tej naszej Sunny to szczęściara! - zawołała, spoglądając tęsknym wzrokiem na związane wstążeczką kwiaty, które trzymał ostrożnie w dłoniach. Uśmiechnął się, wyswobodził z bukietu jednego z tulipanów i wręczył jej, po czym ucałował szarmancko jej drobną dłoń. - Jesteś pierwszym mężczyzną od dwudziestu lat, który ofiarował mi coś romantyczniejszego, niż kawalerka na przedmieściach, czy wypad do pubu na frytki, w dniu rocznicy! - oboje roześmiali się, po czym chłopak ruszył w stronę windy. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Sala numer dwieście dwadzieścia siedem. Uchylił ostrożnie drzwi, po czym pchnął je i wkroczył do środka, powoli zbliżając się do łóżka, na którym spoczywała. W sali była sama. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Wyjął kwiaty z poprzedniego dnia, z wazonu i wyrzucił do kosza, po czym zastąpił je świeżymi. Usiadł tuż obok łóżka, na którym spoczywało jej uśpione, wymizerniałe ciało, a jego dłonie ujęły jej. Chwycił jedną z nich, wplótł jej zimne palce w swoje, przyciskając do swoich spierzchłych, gorących warg.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Mógł tkwić w tej pozycji nawet długimi godzinami. W ten sposób spędzał każdy jeden dzień. Każdy dzień tych pieprzonych, bolesnych, trzech miesięcy. Do domu wracał jedynie na noc, by uspokoić nieco Marie, wiedział bowiem, że przeżyła to równie mocno, co on sam. Nie chciał narażać jej na ciągły stres. Jednak wiedział również, że domyśla się, w jakim stanie psychicznym znajduje się teraz jej syn.<br /> Rzadko pił. Rzadziej jadł. Noce mijały mu na rozważaniach, sen może czasem przekraczał cztery godziny. Czasem w ogóle nie przychodził.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Często męczyły go koszmary, w których Sunny nigdy się nie budzi lub on zapomina o niej, zostawia ją, gdy brakuje tak niewiele, by się wróciła... Ogarniał go strach. Strach przed tym, że straci szansę, na odzyskanie jej. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Matthew - odwrócił się gwałtownie, wzrokiem napotykając Rosie, naburmuszoną. Skrzyżowała ręce na piersiach, wpatrując się w niego niemal wyczekująco. - Jaki dziś dzień?</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Wtorek? - mruknął bez chwili zastanowienia, marszcząc brwi.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Ugh! To dziś, zgodnie z terminem, wyznaczonym przez CIEBIE, powinny rozpocząć się zdjęcia, jednak ty nie raczyłeś nawet zjawić się na planie! - tupnęła zabawnie nogą, jak to miała w zwyczaju, zwłaszcza, gdy była zirytowana. - Zbieraj się, wychodzimy - machnęła lekceważąco ręką, łapiąc oddech.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Nigdzie nie idę - zarzekł, akcentując starannie każde słowo. - Nie zostawię jej samej - szepnął, jakby składając kolejną obietnicę.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Rusz się, nie możesz przesiadywać tu całe dnie! - pisnęła, jakby z irytacją. Wciąż jakaś jej część pragnęła, choćby w małym stopniu, mieć nad nim kontrolę. - Matt... - najwyraźniej ochłonęła. Przybrała niemal pobłażliwy ton głosu, którego słodycz wręcz drażniła jego uszy. - Zrozum... Minęły trzy miesiące - widząc, że po raz kolejny stara się ją po prostu zignorować, zbliżyła się doń i dotknęła ostrożnie dłonią jego ramienia, kciukiem znacząc koła, wzdłuż jego barku. - Z każdym dniem maleje szansa na to, że ona kiedykolwiek...</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Co chcesz przez to powiedzieć? - nie omieszkał omieść ją lodowatym niemal spojrzeniem, nim podniósł się i chwycił oparcie krzesła, zaciskając nań dłonie, nerwowo. - Powinienem się odzwyczaić, tak!? Powinienem odejść!? Powinienem przestać się oszukiwać, zacząć życie na nowo... Wiesz, to zabawne, ale moje życie - w przeciągu kilku sekund pokonał dzielącą ich przestrzeń, która na pierwszy rzut oka do najdalszych nie należała. Teraz stali twarzą w twarz, jednak Rosie nie śmiała choćby podnieść wzroku. Dobrze wiedziała, że gdyby tylko jego organizm nie był na tyle wycieńczony... - ...To ona. I nie pozwolę wmówić sobie, że jest inaczej. Przez lata żyłem w klatce, złudnie sądząc, że moje życie od zawsze należało do mnie. Teraz, gdy jestem na tyle świadomy i na tyle silny, by dźwignąć ów klatkę i odrzucić ją na bok - chwycił ją za kołnierz koszulki, po czym wtulił twarz w jej szyję, szepcząc złowrogo wprost do ucha. - Nie pozwolę komuś takiemu jak ty po raz kolejny mydlić mi oczu. Zrozumiałaś? - warknął, po czym, nie czekając na odpowiedź, odepchnął ją od siebie. Uniosła zbolały wzrok, a ich spojrzenia spotkały się.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Wiesz co?... - zacisnęła na chwilę wargi, które niemal zsiniały, tak, jakby ze wszystkich sił chciała powstrzymać łzy, które właśnie zwilżyły jej powieki. Daremnie. - Nieważne w jakiej sprawie będziesz... "walczył" - rzekła z ironią, naśladując palcami cudzysłów. - Nigdy się nie zmienisz, nie wygrasz. A jeśli ty się nie zmienisz, to i również twoja sytuacja - jej głos wydawałby się cichy, słaby. Jednak ten <i>szept</i> w jego uszach był niemal <i>krzykiem</i>. - Zawsze będziesz tym samym brutalnym, parszywym, porywczym gnojkiem, jakim jesteś teraz. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Poczuł najpierw delikatne mrowienie, a już w chwilę później oczy zapiekły go niemiłosiernie, po czym spod grubych rzęs wyswobodziło się kilka słonych, gorących łez. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Rosalie była pełna sprzeczności. Od zawsze należała do osób, które mimo, że zwykły twardo stąpać po ziemi, traciły głowę wobec swoich słabości. I taką słabością dla niej okazał się, niestety, Matthew. Gdyby była taka sposobność, zapewne i w ogień skoczyłaby za nim, dlatego jej słowa, zwłaszcza te karcące, najbardziej nim wstrząsały. Te bolały, ze względu na to, że do tej pory nieśmiała powiedzieć o nim choćby jednego, złego słowa, mimo, że dobrze wiedziała, jaki był. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Nie wiem, jak mogłam zakochać się w kimś takim i nie wiem, jakim sposobem również i ona się zakochała - kontynuowała monolog. - Wiesz... zaczyna być mi jej trochę żal, że ktoś taki jak ty wpakował się w jej, już, smętne życie. Myślałam... - zbliżyła swoją, niemal porcelanową twarz, do jego, lecz on swoją zwrócił w zupełnie innym kierunku. Gdy poczuł, jak jej spokojny oddech rozkosznie otula jego skroń, w czasie wypowiadania kolejnych słów, uśmiechnął się nikle. Jej bliskość przypomniała mu w owej chwili bliskość Sunny. Jej zapach... tak bardzo podobny do zapachu blondynki. - ...że się zmieniłeś. Jednak to tylko twoje dziecinne igraszki. Zabawiasz się ludzkimi uczuciami, jakby nie były nic warte. I nagle okazuje się, że to ty nic nie jesteś wart... - zwrócił ku niej wzrok, jednak nim się zorientował, zniknęła, za drzwiami. Pozostawiła go, samemu sobie...</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> W tym momencie, jak nigdy w życiu, czuł się naprawdę samotny.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Dłonie wciąż cholernie mu się trzęsły, a poczucie winy nie ustawało, choć od rozmowy z Rose minęło kilka godzin, a słońce z wolna staczało się już ku horyzontowi, rozsiewając ostatki swego blasku po obrzeżach purpurowego nieba. I gdy ledwie rozpraszało ciemne sukno nocy, sięgnął do szuflady, z której dna wydobył małe pudełeczko tabletek uspokajających. Jednak wraz z nim chwycił coś jeszcze. Brązową kopertę, której zawartość była jego przekleństwem.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">*</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i> Oparł głowę o dłonie i spoglądał co chwilę na drzwi sali, w której leżała. Od wypadku minął tydzień, a tu i ówdzie wciąż kręcili się fotoreporterzy, dziennikarze czy policjanci, przeprowadzający dochodzenie. Tych pierwszych skutecznie odstraszał osobisty ochroniarz, czy lekarze, lecz natrętność tych ostatnich poczęła coraz bardziej mu doskwierać. Dla niego sprawa była prosta - Sunny była ofiarą wypadku, podobnie jak ich nienarodzone dziecko i jej matka, którzy mieli o wiele mniej szczęścia, niż ona sama. Miał dość ciągłych pytań, rozdrapywania świeżo zabliźnionych ran. </i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Panie Collins! - z nostalgii wyrwał go jeden z niebieskich. - Jestem Stanley, Stanley Wilkins, pamięta mnie pan? - wyciągnął ku niemu dużą, spracowaną dłoń. Uścisnął ją bez zastanowienia, jednak szczędził sobie słów. - Wprawdzie, powinienem oddać to odpowiednim ludziom, ale doszedłem do wniosku, że lepiej będzie, jeśli pan to zatrzyma - zauważył, że mężczyzna wyjmuje z teczki pewną brązową kopertę. - Jednak nim ją panu przekażę, czy jest pan pewien, że chce zobaczyć zawartość? - cofnął rękę, gdy Matthew sięgał po ów paczkę. </i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Oczywiście, że tak. Zresztą, niech mi pan to po prostu da - mruknął z niemałą irytacją. Chwycił kopertę, rozerwał ją, lecz to, co było w środku, było ostatnim, czego mógłby się spodziewać...</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Znaleźliśmy to w torbie panny Duncan, która leżała kilka metrów od wraku samochodu. Nie otwierałem, ponieważ była zaadresowana do pana - obrócił ją w dłoniach. Rzeczywiście, na skrawkach papieru widniało jego imię, a charakter jej pisma rozpoznał od razu. W środku były zdjęcia USG, dokładniej zdjęcia jej brzucha, a na nich niewyraźny zarys maleńkiego człowieczka. Mimo to dostrzegł każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Maleńki nos, powieki, czy paluszki... </i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Z koperty wypadła jeszcze jakaś mała karteczka. Drżącymi dłońmi podniósł ją i odwrócił.</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Jednak miałeś rację, więc powitaj proszę swojego synka, Marcusa... - szepnął, po czym zgniótł kartkę i zacisnął powieki, czując morze łez, wypływające spod nich. </i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i><br /></i></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>*</i></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i><br /></i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Swe pośpieszne kroki skierował ku przyszpitalnej kaplicy, by móc po raz kolejny, w ciągu tych kilku tygodni, oddać się rozmowie z Bogiem. Nigdy nie robił tego równie często, jednak ta zmiana, w przeciwieństwie do szeregu innych, nie przerażała go. Potrafił skupić swoje myśli na czymś innym, niż ból, czy cierpienie. Mógł tę chwilę odpocząć i choć otaczała go idealna cisza, wiedział, że nie był sam. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Wciąż ci ufam - szepnął cicho, gdyż jego płuca dławiły się ciężkim, słodkim dymem wyłaniającym się spomiędzy kilku rozżarzonych węgielków w małym piecyku, którym ogrzewana była świątynia. - Mimo, że jej ciało ani drgnęło - pragnął, by ton, który przybrał, był mocny, lecz za każdym razem, gdy wydusił choćby słowo, jego głos łamał się, swym dźwiękiem przypominając coś w rodzaju żałosnego jęku. - Z dnia na dzień jest mi coraz ciężej przyglądać się jej, marnieje w oczach - ukrył twarz w dłoniach. - To bez sensu. To wszystko jest bez sensu! - warknął i podniósł się gwałtownie, opuszczając kaplicę. Nim jednak, odwrócił się ostatni raz, omiatając pomieszczenie obojętnym wzrokiem, nadto oziębiając już ponurą atmosferę. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Nim ponownie wszedł do sali, przystanął na chwilę tuż przy szybie, dzielącej go od niej. Przyglądał się jej uśpionemu ciału przez dłuższą chwilę, kolejny raz dokładnie studiując każdy, choćby najdrobniejszy jego skrawek.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Chwilę później ponownie znalazł się tuż przy niej. W jego emocjonalnej agonii, po krótkim czasie zaczęła towarzyszyć mu jedna z pielęgniarek, majstrująca coś zawzięcie przy kroplówce Sunny. Przysunął się nieznacznie w stronę jej ciała, po czym jak najdelikatniej ułożył głowę na jej ramieniu, w taki sposób, że jego wysmagana wiatrem czupryna łaskotała lubieżnie jej skroń.</span></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: xx-small; line-height: 24px;"><a href="http://www.youtube.com/watch?v=p52SqtcCN4s" target="_blank">podkład</a></span></span></div>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Nagle czyjaś dłoń musnęła subtelnie jego policzek. Nie śmiał uwolnić oczu spod płaszcza powiek, bał się bowiem, że ów dotyk był jedynie wytworem jego wyobraźni. Jednak nie... niemożliwe. Zdawał się być tak... znajomy. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Smukłe palce skierowały się nieco niżej, czule badając kąciki jego ust, które mimo jego usilnych starań, uniosły się nieznacznie w górę. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Otworzył oczy, spragniony widoku tej tajemniczej istoty, której pieszczotom nie mógł się oprzeć. Wśród blasków popołudniowego słońca dostrzegł tę roześmianą, zmizerniałą twarz. Od tak dawna jedynym, czego pragnął był ten właśnie widok... Jego anioł zstąpił z niebios i powrócił do niego, w tej właśnie chwili. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Tęskniłam. - spomiędzy jej warg wydostał się cichy jęk. Dźwięk jej głosu, niemal zupełnie zapomniany, był dla niego najpiękniejszą melodią. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Tkwił na jej ramieniu, zupełnie oniemiały. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Stojąca nieopodal pielęgniarka wybiegła z sali, krzycząc... siejąc chaos, jednak nie zwrócił najmniejszej uwagi na sens jej słów. Niczym zaczarowany, nie mogąc wydusić z siebie zupełnie nic, wpatrywał się w nią, gdy jego oczy zaszły jakby mgłą. Tuż pod powiekami poczuł łzy, które z wolna wydostawały się spod nich, jedna po drugiej, kreśląc wilgotne ślady wzdłuż jego policzka. Zastanawiał się, czy śni, czy też jawa w oka mgnieniu przybrała tak wiele blasku i kolorów.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Ona nieporadnie podniosła dłoń i drżącą zapragnęła dotknąć jego policzka, była jednak zbyt wycieńczona i w połowie drogi kończyna opadła bezwładnie na poszarzałą pościel. Najmniejszy ruch kosztował ją wiele wysiłku, jej organizm nadal był wycieńczony. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Nagle jej twarz chorobliwie zbladła. Był to jedynie moment, kilka sekund, gdy chwyciła się kurczowo jego koszulki, jakby cały świat runął w jej oczach. Rozejrzała się niespokojnie po sali.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Gdzie... mama? - szepnęła, wpatrując się w niego oczyma przepełnionymi niepokojem. Wydawała się zagubiona. Poczuł ciężki głaz, ciążący mu na duszy, lecz nie była to prawda, którą winien jej przekazać, to sposób w jaki się w niego wpatrywała... tak niewinnie. Wydała mu się taka mała, krucha, więc w pewnym momencie przyciągnął ją do siebie ostrożnie i zamknął szczelnie w swoich ramionach, jakby próbując uchronić tę drobinę przed całym złem tego świata. Serce biło mu jak oszalałe. Czas gnał, jak na złość.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Gdzie... - odezwała się ponownie, tym razem dotykając swego brzucha. - Boże... co ja... - załkała natychmiast, całym swoim korpusem przylegając do niego. Jej ciałem wstrząsnęły silne drgawki. Źrenice powiększyły jej się nienaturalnie, jakby tuż przed nimi przewijały się kolejne retrospekcje każdego z najgorszych dni. Była zlękniona. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Wcześniej zauważył pewną iskrę w jej oczach, jakby nikły blask samochodowych reflektorów, która rozbłysła i w tym momencie natychmiast zgasła... oczy zaszły jej łzami, a z ust wydobył się jedynie żałosny jęk, pełen rozpaczy, lęku... goryczy, rozrywając na strzępy ciszę wokół nich i jego umęczone serce. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Aparatura, do której była podłączona, momentalnie zwariowała. Tętno gwałtownie wzrosło, ciśnienie również. Sprzęt począł potwornie piszczeć, a na salę, siejąc zamęt, wbiegło kilkunastu lekarzy wraz z ów pielęgniarką, która zniknęła nieco wcześniej. Na kilka sekund stracił kontakt z rzeczywistością. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Był w sali.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Zbudziła się.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Cierpi.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Gdy odzyskał panowanie nad swym ciałem oraz umysłem, wyczuł przeszywający ból w okolicy płuc. Zauważył, że ona resztkami sił wbiła palce pomiędzy jego żebra, przylegając do niego, podczas gdy kilku lekarzy wszelkimi sposobami próbowało ją od niego odciągnąć. Jeden z nich chwycił go za kołnierz i odciągnął na bok. Widział przerażenie, malujące się na jej twarzy. Była wystraszona i... samotna. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Nagle wyswobodziła jedną z dłoni i straciwszy panowanie nad własnym ciałem, strąciła wszystkie rzeczy z szafki, stojącej tuż przy łóżku. Po sali rozszedł się dźwięk tłuczonego szkła. Zawyła rozpaczliwie, po czym zerwała prześcieradło z łóżka, próbując ustać samodzielnie na nogach Zachwiała się niebezpiecznie, wyrywając ramiona z ich ucisku. Dostała czegoś w rodzaju napadu paniki. Zaczęła zaciskać dłonie na swoich nadgarstkach, jakby próbując przebić palcami własne żyły. Jej paznokcie natychmiast uszkodziły cienką skórę, przez co zaczęła obficie krwawić. Pochwycili ją więc i brutalnie powykręcali chude ręce, wbijając długą igłę w jej ramię. Zaczęła się szarpać i przeraźliwie wrzeszczeć, siejąc zamęt wokół siebie. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Płakał. Wył, omal nie wyszarpując sobie włosów z głowy. Przycisnął dłonie do skroni i uszu, pragnąc, by jej przeraźliwe krzyki wkrótce ucichły. Nie wiedział kim była ta rozjuszona istota, której poczynania był skazany oglądać.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Uniósł bojaźliwy wzrok. Nawoływała go. Spoglądała wprost na niego, bezdźwięcznie wypowiadając jego imię. Błagała o pomoc. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Podniósł się gwałtownie, nie mógłby jej zignorować i już chciał chwycić choćby jej dłoń... przekazać choćby odrobię wsparcia, odepchnęli go jednak, rzucając jego sponiewieranym ciałem o ścianę. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia; font-size: 15px; line-height: 24px;">Osunął się po niej niemalże bezwładnie, z dezolacją szukając jej zagubionego wzroku, błądzącego gdzieś wśród ścian.</span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Zostawcie! - krzyknął, zlekceważyli go jednak. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Gdzie jest moje dziecko!? Gdzie moja matka!? - ów nawoływanie echem odbijało się wśród szpitalnych korytarzy. - Zabiłam! - zawyła żałośnie, osłabiona, opadając na kolana. Drgała niespokojnie jeszcze przez chwilę, po czym osunęła się wprost na ręce lekarzy, niczym szmaciana laleczka. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Matthew - z jej ust wydobyło się ciche westchnienie, nim całkowicie straciła przytomność. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Zostawcie... - jęknął, zapłakany.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Znów mu ją odebrano.</span></span><br />
<br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Nigdy nie zapomni jej oczu, przepełnionych żalem. Spojrzenia, którym szukała wśród oprawców choćby jednego, który mógłby pomóc. I tych krzyków, na których samo wspomnienie po jego plecach przechodził dreszcz. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">I uczucia... że nie był wstanie jej przed nimi uchronić. Nie mógł znieść własnej bezsilności. Nie dotrzymał kolejnej ze składanych obietnic. Ten dzień już na zawsze odcisnął piętno na jego sercu, zapisał się w kartach jego pamięci. Za nic w świecie nie mógł pozbyć się tak wadzącego mu wspomnienia. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Gdy myśli o czasie sprzed jej przebudzenia, całym sobą pragnie do niego powrócić. Jego Sunny zniknęła. Odeszła, najprawdopodobniej bezpowrotnie. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Był początek maja. Ptaki igrały wzajemnie, niosąc za sobą piękne pieśni, w parkowych alejkach rozkwitły różnokolorowe, pachnące kwiaty. Zakochani spacerowali wśród zieleni lub przesiadywali na ławkach większość swojego wolnego czasu. A on? Próbował pogodzić pracę z opieką nad Sunny. Tak. Opieką. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Dziewczyna zupełnie się zmieniła. Sytuacja taka, jak ta z dnia, w którym się przebudziła, powtarzała się niemal codziennie. Nie było również dnia, by nie zapłakała. Krzyczała w nocy, we śnie, jeśli szczęśliwie w niego zapadła. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Diagnoza była jedna. Depresja.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">On również balansował na cienkiej linii między psychicznym wyczerpaniem, a jakąś normą. Kochał ją wciąż, całym sobą i jedynie tego był pewien, w stu procentach. Jednak wszystko wokół zupełnie go przerosło, ciężar rzeczywistości spadł na niego tak nagle. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Wpadł w nałóg... choć sam nie wiedział, czy mógłby to tak nazwać. Była to swego rodzaju <i>odskocznia</i> od wszechobecnych problemów. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Gdy kończył pracę na planie, przyjeżdżał do Sunny i przesiadywał u niej aż do czasu gdy <i>zasypiała</i>. Ich rozmowa polegała na wzajemnym milczeniu, jakby byli sobie zupełnie obcy. Co dzień oddalali się od siebie. Obawiał się, że pewnego dnia straci ją zupełnie.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">W nocy wychodził do klubów, zabawić się... zapomnieć. Robił to o tej porze, ponieważ nie chciał narażać jej na zmartwienie, nie chciał okazać jej swoich słabości, gdyż to on stanowił w tym czasie jej jedyną podporę. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Nie szukał przygodnego seksu, nie mógł choćby wyobrazić sobie cielesnych doznań, nawet nieświadomych, z inną kobietą... nie mógłby jej zranić, lecz próbował w jakiś sposób odreagować, topiąc smutki w kieliszkach wódki, a było ich wiele...</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> W sali numer dwieście dwadzieścia siedem jak co dzień, panowała dość napięta atmosfera. Matthew co chwilę zerkał to na jej starannie zabandażowane nadgarstki, to na swoje splecione dłonie, ułożone na kolanach. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Większość dnia spędzała, milcząc. Najczęściej robiła to w pozycji siedzącej, ze wzrokiem utkwionym w oknie, ukazującym południową część miasta. Jej spojrzenie było wyjątkowo puste, pozbawione wszelkich emocji. Nie mogłaby pozwolić sobie na jakąkolwiek słabość. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Skarbie... - rzekł czule, nie śmiał jednak na nią spojrzeć. Wiedział bowiem, że tylko niepotrzebnie igrałby z jej zszarganymi nerwami. Kąciki jej ust drgnęły delikatnie, jakby pragnęła się natychmiast uśmiechnąć. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">O dziwo, zwróciła się ku niemu. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Proszę... odezwij się do mnie - wyciągnął ku niej swą dłoń, jednak ona niczym oparzona, odsunęła się gwałtownie. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Nie zrobiła tego, by go zranić. Bała się. Bała się dotyku. Uczuć. Wszystkiego, co ludzkie.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Musisz mi zaufać, ja... - zaczął niepewnie.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Śniadanko! - jego monolog został brutalnie przerwany przez jedną z tutejszych pielęgniarek, roznoszących jedzenie pacjentom. - Panno Sunny, mam nadzieję, że tym razem skosztujesz choćby odrobiny mojego wybornego omletu, hm? - kobieta uśmiechnęła się promiennie, stawiając na szafce tacę z talerzem. Dziewczyna nie zwróciła na nią jednak najmniejszej uwagi.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Powinnaś coś zjeść, nie możesz żyć na kroplówkach - brunet chwycił naczynie i widelec, po czym nabił na niego kęs omletu i przysunął tuż do jej ust. - Jesteś taka szczuplutka, że niedługo znikniesz - zaśmiał się cicho, mówiąc przy tym słodkim głosem, siląc się na szczęśliwego.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Myślisz, że ile ja mam lat? - warknęła przez zaciśnięte zęby. - Może i jesteś świetnym aktorem, ale dobrze wiem, że gdyby nie to cholerne dziecko, nigdy byś się mną nie zainteresował. Nie potrzebuję niczyjej litości! A już na pewno nie twojej! - rozwścieczona, wyrwała mu z rąk nieszczęsne naczynie i rzuciwszy nim o ziemię, rozbiła go w drobny mak, dysząc głęboko.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Jej słowa bolały. Potrafiła zrujnować go psychicznie i robiła to, co dzień. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Odwrócił wzrok w przeciwnym kierunku, starając się ignorować jej karcące spojrzenie. Nie mógłby zapłakać, czuł, jakby karmiła się jego bólem. Syciła głód widokiem jego łez. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Podniósł się i wraz z nieco przerażoną pielęgniarką, odszedł tuż pod drzwi. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Przepraszam za nią... jest... chora - kątem oka zerknął w jej stronę, położyła się, tyłem do nich. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Wiem, wspominano mi o jej przypadku - położyła dłoń na jego ramieniu, wzdychając ciężko. - Przykro mi... to okropne, co śmierć bliskich robi z człowiekiem... - zwrócili ku niej oczy. On odetchnął i otarł łzę, wypływającą spod powieki. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Tak. Okropne. - uśmiechnął się niemrawo. - Czy mógłbym prosić o coś, czym mógłbym to posprzątać? - machnięciem głowy wskazał kawałki talerza oraz resztki jedzenia, porozrzucane po podłodze.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Oczywiście, za chwilę coś przyniosę - uśmiechnęła się i odeszła, by po chwili powrócić z miotłą w dłoni. - Zbierz to do jakiejś torebki, kubeł na śmieci jest przy szafce - już miał odejść, gdy chwyciła go za ramię. - Nie bierz sobie do serca jej słów. Kocha cię, jest po prostu zbyt słaba, by to okazać... Bądź przy niej, dotychczas wychodziło ci to wspaniale - po tych słowach uśmiechnął się półgębkiem. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Przykucnął i zaczął ostrożnie zbierać kawałki szkła do woreczka. Nagle zauważył czyiś cień, padający na jego twarz. Uniósł wzrok. Stała nad nim i przyglądała mu się uważnie. Chwilę później również przykucnęła. Próbował ją ignorować, oddając się w pełni czynności, której się podjął.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Matthew... - zamrugała kilkakrotnie oczyma, niczym kilkuletnie dziecko. Mimo, że jej cienki głosik chwycił go za serce, nie złamał się. - Wiesz... ja tak wcale nie myślę. To, co powiedziałam... to było pod wpływem chwili. Słowa same wylewały mi się z ust, nie mogłam tego powstrzymać... - zatrzymał się na chwilę, jednak nie uraczył jej spojrzeniem. - Przepraszam... Wybacz mi, proszę - zacisnął dłonie. Nie mógł wybaczyć jej od tak. Nie potrafił. - To... to wszystko moja wina. To ja nie potrafiłam skupić się na drodze, gdy ona wciąż cię obrażała. Chciałam cię jakoś obronić, wiedziałam, że byłbyś wspaniałym ojcem... Ale ona mnie nie słuchała. Zdenerwowałam się. Uniosłam głos... I wtedy ona zaczęła krzyczeć. I te... te światła... one... oślepiły mnie, ja... ja nic... - jej głos w pewnym momencie się załamał i ucichła, szlochając. Ukryła twarz w dłoniach. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Z każdym kolejnym jej słowem, coraz to nowe obrazy przewijały mu się przed oczyma. Nie czekając ani chwili dłużej, przysunął się do niej na kolanach, chwycił ją w pasie i przycisnął do siebie delikatnie, pozwalając jej swobodnie płakać w jego ramię. Chwyciła się jego koszulki, zaciskając jej skrawki w dłoniach. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Wciąż jednak czuł, jakby dzieliła ich ogromna przestrzeń. </span></span><span style="font-family: Georgia; font-size: 15px; line-height: 24px;">Cóż cierpienie czyni z dwojgiem bliskich sobie ludzi?...</span><br />
<span style="font-family: Georgia; font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia; font-size: 15px; line-height: 24px;"><b>Od autorki: </b>Boże, odpuść. Ten rozdział jest... szkoda słów. To chyba najgorszy rozdział, jaki w życiu napisałam. Jest też dość krótki, ale nie będę męczyć tematu. <b>PRZEPRASZAM</b>, jestem beznadziejna, wiem. <b>OBIECUJĘ,</b> że kolejny rozdział dodam szybciej. O WIELE! Chciałabym tylko wspomnieć, że zbliża się rocznica, jeszcze tylko dwa miesiące i Sunny i Matthew będą z Wami dwa lata :3<b> DZIĘKUJĘ</b> za wejścia!</span></div>
</div>
<div _mce_style="color: #000000; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; line-height: normal;" style="color: black; font-style: normal;">
<div _mce_style="color: #000000; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; line-height: normal;" style="color: black; font-style: normal;">
<div style="color: inherit; font-style: inherit; margin-bottom: 1.625em;">
<div style="font-size: medium; line-height: normal;">
</div>
</div>
<i style="background-color: white; color: #333333; font-size: 15px; line-height: 24px;"><i style="color: #333333;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">
</span></i></i></div>
</div>
<i style="background-color: white; color: #333333; font-size: 15px; line-height: 24px;">
</i>Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-5660803531826982601.post-78205476589980398492013-01-28T03:53:00.001-08:002013-01-28T03:53:15.394-08:00Rozdział dwudziesty drugi. "Cisza przeraża, bo krzyczy całą prawdę o nas"<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: inherit; font-family: Georgia; font-size: 15px; font-style: inherit; line-height: 24px; text-align: left;"> </span><span style="color: inherit; font-family: Georgia; font-style: inherit; line-height: 24px; text-align: left;"><span style="font-size: x-large;">C</span></span><span style="font-family: Georgia; font-size: 15px; line-height: 24px; text-align: left;">hłód ponownie tego wieczoru uderzył w jego ciało, jednak jego organizm jakby wyzbył się homeostazy*, jakby do prawidłowego funkcjonowania zabrakło mu jej uśmiechu. O ironio. Któż pomyślałby, że jego zlodowaciałe serce, wyrzekłszy się dawnych uciech, zabije znów, dla niej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: inherit; font-family: Georgia; font-size: 15px; font-style: inherit; line-height: 24px; text-align: left;">Czym jest ich miłość, mocą porównywalna do przybrzeżnej skały, o którą wciąż wadzą kolosalne fale? I choćby nawet ocean był przeciw, ona nie rozkruszy się, nie upadnie; Czymże jest to liche na pozór uczucie? Szczeniackie niemal... choć styczność mamy z dwójką dojrzałych ludzi. </span></div>
<div _mce_style="color: #000000; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; line-height: normal;" style="display: inline !important;">
<div style="display: inline !important; margin-bottom: 1.625em;">
<div _mce_style="color: #000000; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; line-height: normal;">
<div style="margin-bottom: 1.625em; text-align: left;">
<div style="color: inherit; font-style: inherit;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Odnaleźli się, czy przypadkiem? Kierowany rządzą, pragnął jej, nigdy jednak nie kochał. Czy to jej gorące, słone łzy zdołały roztopić lód, jakim spowite było jego serce? Może rozczuliło go, że pokochała potwora, jakim się stał...? </span></span></div>
</div>
<div style="color: inherit;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Liche me przypuszczenia. Umysł jego wciąż zagadką.</i></span></span></div>
</div>
<div style="color: inherit;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i><br /></i></span></span>
</div>
</div>
<div style="color: inherit; text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>*</i></span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i><br /></i></span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i> </i>Chuchnął w skostniałe dłonie, potarł nimi, by ogrzać się choć trochę. Spędził tę noc na cmentarzu. Mrok zupełnie go pochłonął, niewiedza przytłoczyła. Nie mógł być pewien niczego... że jeszcze żyje, że choćby jej tchnienie nie ustało? Pragnął, by jej policzki na nowo oblały się różem, czy to z zimna, czy ze wstydu. Byleby znów ujrzał ją taką, jaką pokochał. </span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Podniósł się ostrożnie z pobliskiej ławki, jego kończyny zupełnie odmówiły mu posłuszeństwa, ponieważ tkwił w owej pozycji kilka ostatnich godzin. Nie był pewien, ile minęło, jednak noc dobiegła końca - świtało. </span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Wiele myśli na nowo poczęło mieszać mu w głowie. Obijało się o ściany czaszki... pragnęło pochłonąć resztki jego nadziei. Chwilami widywał obrazy, w których pogrzebowy korowód ciągnie się mozolnie ku bramom cmentarza, niosąc jego ukochaną ku wiecznej nicości. Odganiał je, próbował zastępować czymś wesołym, czymś innym, jednak wracały, niczym wygłodniałe sępy, łaknące bólu.</span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Wsiadł do auta i niepewnie spojrzał w lusterko. Sam wyglądał, jakby wybierał się w zaświaty. Nigdy nie widywał u siebie równie ciemnych sińców pod oczyma, nawet po tych najobficiej zakrapianych przyjęciach. </span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Westchnął ociężale i oparł głowę o kierownicę. Przypomniał sobie, jak pewniej nocy, całkiem niedawno, godzinami wpatrywał się w jej ciało, gdy kraina Morfeusza spoglądała nań nieprzychylnie. </span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Uśmiechnął się delikatnie, choć łzy poczęły kreślić już swe ścieżki na jego policzkach. Uniósł głowę, zapiął pasy i odjechał z parkingu. Nie był gotowy, by ją ujrzeć, ani by najprawdopodobniej dowiedzieć się o jej śmierci, jednak w tej chwili, jak nigdy przedtem, chciał to zrobić. Po prostu być. Przy niej.</span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="color: inherit; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><a href="http://www.youtube.com/watch?v=PzciL2A9i8Q" target="_blank">podkład</a></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Wolnym krokiem mijał kolejne sale. Nie przyglądał się ludziom, którzy w nich przebywali, odwracał wzrok. Dziś był zbyt wrażliwy na jakikolwiek ból.</span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Nagle ktoś przepchnął się obok niego, wadząc o jego ramię. Matthew zatrzymał się na chwilę, zauważył bowiem, że była to jedna z sanitariuszek. Wielu ich biegło, ciągnąc na noszach nieznaną mu dziewczynę. Zapewne umierała; Tuż za nimi biegł chłopak, niewiele starszy od bruneta. Krzyczał rozpaczliwie, błagał o jej życie, o pomoc... </span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Był nim. </span></span></div>
<div style="color: inherit; text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Matt zatrzymał się na moment, obserwując oddalającą się grupę. Zniknęli gdzieś za zakrętem. Nie minęła chwila, by zrozumiał, jak bardzo zależy mu, by zastać Sunny żywą. Przyśpieszył kroku, niemal biegł, wzrokiem szukając Rosalie, czy własnej matki. Dostrzegł tę pierwszą, na krzesełkach naprzeciw sali, w której swoją drogą panował rumor. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Matt - uśmiechnęła się bez wyrazu.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Co tu się dzieje? - spojrzał w stronę okna, ukazującego wnętrze. Dostrzegł ją, pogrążoną we śnie. Obok niej lekarzy, którzy konwersowali między sobą, kręcąc się przy aparaturze, do której była podłączona. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Przenoszą ją - skwitowała. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Jak to? Gdzie? - odwrócił się gwałtownie w jej stronę. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Pan Collins jak mniemam? - poczuł obcą rękę na swoim ramieniu, wzdrygnął się i zajrzał przez nie. - Doktor Parks wiele mi o panu wspominał, mimo że znacie się dość krótko - starszy, posiwiały mężczyzna zaśmiał się pod nosem, po czym kontynuował. - Jestem Bernard Schneider, jestem lekarzem prowadzącym niejakiej Sunny Duncan. Myślę, że informacje, które mam państwu do przekazania, zainteresują państwa. - rzekł dobitnie, zerkając do teczki, którą trzymał w dłoniach. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Wyjdzie z tego? - Matthew wyrwał się niemal natychmiast, robiąc krok w przód. Zauważył, że Rosalie również podniosła się z krzesła. Stali teraz ramię w ramię. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Proszę o spokój, powiem wszystko, co wiem - mężczyzna uniósł dłoń. Chłopak zrobił serię wdechów, starając się uspokoić łomoczące serce. - Stan panny Duncan bardzo się poprawił wciągu nocy, jakby jej organizm oprzytomniał - w tym momencie brunet uśmiechnął się nikle pod nosem, uniósł wzrok i szepnął ciche <i>dziękuję</i>. Czyżby On był mu przychylnym? - Jednak wciąż nie wiemy, kiedy się wybudzi. To może być kwestia dni, tygodni, a może nawet i miesięcy. Musimy uzbroić się w cierpliwość i dać jej ciału czas na zregenerowanie się. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Miesiące? Tygodnie?... często same godziny bywały dla niego niczym wieczność. Cierpliwość? Czy mógłby zamknąć się w nicości na tak długo? Umierać co dnia od nowa, wraz z nią? </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Jest także pewne ryzyko... - Schneider zagryzł nerwowo popękane, spierzchłe wargi, po czym ścisnął palcami nasadę swojego nosa. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Ryzyko? - Matthew uniósł się nagle. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Mogą wystąpić... powikłania powypadkowe - mruknął, niepewnie spoglądając na bruneta. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Powikłania? - tym razem głos zabrała Rose. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Cóż... - zaciął się na chwilę, porządkując myśli. - Następstwem uderzenia samochodu w przydrożne drzewo był dość mocny wstrząs, dziewczyna zawadziła głową o siedzenie i doznała poważnego urazu. Najprawdopodobniejszymi dolegliwościami, z jakimi może się borykać panna Duncan są luki w pamięci długotrwałej, zaburzenia pamięci krótkotrwałej, amnezja... a nawet problemy z komunikowaniem się. Wszystko zależy od jej organizmu i siły wstrząsu. Pozostaje nam czekać. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Matthew podniósł zbolały wzrok. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Amnezja? - szepnął jakby do siebie. - Nie będzie mnie pamiętać? - zwrócił się do mężczyzny. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Przez krótki okres czasu... najprawdopodobniej. To, ile będzie pamiętać, zależne jest od tego, jaka część mózgu uległa urazowi - brunet opadł na krzesło. Sam nie był pewien, co bolałoby bardziej, jej całkowita strata, czy fakt, że jej umysł wyzbył się związanych z nim wspomnień...? </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Zakrył twarz dłońmi, a ręce oparł o kolana. Poczuł jak Rosie ostrożnie obejmuje go i kładzie głowę na jego ramieniu. Uczuł, że nie przeszkadza mu jej bliskość. Wcześniej uważał, że jest zbyt natarczywa, może po prostu nie dostrzegał, że robi wszystko, by go wesprzeć. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Przez kilka kolejnych minut tkwili w powyższej pozycji. Matt był pewien, że doktor Schneider obserwował ich, choć oddalił się parę kroków, by dać im trochę czasu, na ochłonięcie. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Chłopak spojrzał na niego, zaciskając dłonie w pięści. Ostatnie chwile poświęcił na bitwę z własnymi myślami.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Czy mógłbym... wejść do niej? - spytał niepewnie. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- W tej chwili to niemożliwe - mężczyzna kątem oka zajrzał do wnętrza sali, gdzie wciąż przygotowywano dziewczynę do przenosin. - Jak zapewne wiesz, jej układ odpornościowy bardzo się osłabił, na skutek poronienia - słowo to kolejny raz przeszyło go na wskroś. Oczy zapiekły go niemiłosiernie. - Osoba z zewnątrz często przenosi na sobie bakterie, które dostawszy się do organizmu pacjentki, bardzo szybko doprowadziłyby do poważnych schorzeń, nie chcielibyśmy...</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Rozumiem - przerwał natychmiast, zirytowany. Z wolna podniósł się z niewygodnego siedzenia i zbliżył się do grubej szyby, dzielącej go od niej. Tak bardzo pragnął dotknąć jej... choćby poczuć, że jest naprawdę blisko, poczuć, że <i>jest</i>. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Położył dłoń na szkle, po czym oparł o nie czoło, oddając się całkowicie tęsknocie. Był tak blisko i tak daleko za razem. Czuł wstręt do samego siebie, za cierpienie, które jej sprawiał. </span></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: x-small; line-height: 24px;"><a href="http://www.youtube.com/watch?v=xyqQ4iT4IeU&feature=endscreen&NR=1" target="_blank">podkład</a></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">"<i>Obiecuję, że wrócę do ciebie. Choćby nie wiem ile miało mnie to kosztować, wrócę"*</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Zacisnął dłonie w pięści, poczuł jak z dawna wygasły w nim ogień tli się na nowo. Ręce poczęły mu się przeraźliwie trząść, sam nie był pewien, czy z bezsilności, czy to tłumione wciąż emocje na nowo znalazły ujście. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Rosie zauważywszy, że coś jest nie tak, również podniosła się z krzesła i z wolna zbliżyła do chłopaka. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Matt - szepnęła drżącymi wargami, niepewnie dotykając jego ramienia. - Nie powinieneś brać tego ciężaru jedynie na siebie. To zbyt dużo. Sunny nie chciałaby... </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Nie wymawiaj tego imienia! - warknął, odwracając się gwałtownie w jej stronę. Chwycił ją za ubrania, czując napływający wciąż gniew, po czym trącił jej ciałem, przyciskając je do ściany. Oddychał ciężko, błędnym wzrokiem wodząc po jej twarzy. Nie panował nad sobą... nie potrafił. Dopiero po upływie kilku minut, dostrzegłszy strach malujący się w jej oczach, puścił ją i z przerażeniem spoglądał to na nią, to na własne dłonie. Oddalił się kilka kroków. - Po... powinienem już iść... tak, powinienem. - był roztrzęsiony. <i>Jeśli to w ogóle możliwe, tracił panowanie nad własnym ciałem, jednocześnie przejmując je całkowicie. </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Sunny, proszę wróć... bo wraz z tobą i on odchodzi... - załkała Rosalie, osuwając się po ścianie. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Bezszelestnie kroczył długim, blado-białym, szpitalnym korytarzem, starając się jakkolwiek wydostać, jak to zwykł mawiać, z owej <i>umieralni, </i>jak najszybciej. Tonąc w głębinach własnych myśli, trącił kobietę, idącą obok, na tyle feralnie, by zachwiała się i upadła. Szepnął ciche <i>przepraszam</i>, nieudolnie starając się jej pomóc. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Miał już odchodzić, gdy jego wzrok niby to przypadkiem zbłądził w stronę jednej z pobliskich sal. Nie spodziewał się niczego wielkiego, jednak ta... zupełnie różniła się od tych, które widywał tu wcześniej. Zaintrygowany, zbliżył się doń, a gdy zajrzał wgłąb przez ogromną szybę, ukazującą wnętrze, poczuł, jak jego serce na moment zaprzestaje bicia. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Dzieci. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Maleńkie istotki, to uśpione, to rozglądające się dookoła.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Jeden moment, <i>gdy po prostu stał</i>... stał zupełnie wyzbyty jakichkolwiek ludzkich odruchów, osamotniony, otumaniony przez uczucia, które z wolna przejmowały nad nim kontrolę. <i>I ono</i>. To maleństwo, spojrzało na niego swymi niewinnymi oczyma. Ich spojrzenia spotkały się. <i>I ból,</i> który nastąpił, który trącił nim, który zjawił się zupełnie znikąd. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>To mogło być moje dziecko.</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Bezwładnie opadł na kolana, pozbawiony duszy, tak brutalnie mu wyrwanej. Łaknął tlenu, jednak ból przybrał tu postać kata, chwytając go za krtań i miażdżąc ją niemal, krzywiąc parszywą gębę w srogim uśmiechu. Uniósł zbolały wzrok, z trudem zagłuszając w sobie agonalne jęki.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Towarzyszem było mu jedynie cierpienie, jego jedyny dotychczasowy przyjaciel, równie oddany. Płuca z wolna mu więdły, nie mogąc uchwycić choćby tchnienia. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Retrospekcje poczęły pośpiesznie przetaczać się przed jego oczyma, chcąc czym prędzej odgonić fałszywe, makabryczne obrazy, które niczym hieny, gotowe wyrwać mu choćby resztki nadziei. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">* </span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i> Uśmiechał się triumfalnie, rzucając okiem na wieczorne zdobycze, które zewsząd go otoczyły i lgnęły wciąż ku niemu, niemal pozbawiając go tchu. Lillian ułożyła głowę na jego ramieniu, szepcząc mu koło ucha różne świństwa. Była kompletnie pijana, ledwie trzymała się na nogach. Jej stan był jednak nieistotny, wiedział, że jakkolwiek umiliłaby sobie wieczór, rób nie umiliła wcale, byłaby jego. </i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Zbliżał się do schodów z zamiarem spełnienia choćby jednej z jej wieczornych fantazji, gdy nagle czas jakby przyśpieszył. </i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Ona wpada na niego. On podnosi wzrok, czując jak wzbiera w nim wściekłość. Ona również jest zniesmaczona, padły wyzwiska, dużo wyzwisk. Krzyczał, chciał nawet szarpnąć, jednak zaraz podszedł do niej chłopak, jego dawny przyjaciel... i odciągnął ją. Odchodząc, pozostawiła po sobie jedno spojrzenie, którym zmieniła go zupełnie. Nienawidził jej... lecz chciał spotkać, jeszcze choćby raz...</i></span></span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>* </i></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i><br /></i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Począł przeraźliwie kaszleć, krztusić się. Łapczywie chwytał powietrze w usta, lubując się w choćby biciu własnego serca. Był jej podporą, był jedynym, który jej został i choćby skazany był, na ciągłe boleści i pokuty, swym ogromem nie porównywalne nawet do tej, której zaznał kilka minut wstecz - nie byłby w stanie jej zostawić, uciec w śmierć...</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Brzydzę się tchórzostwem.</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Podniósł się gwałtownie, zatoczył koło, chwiejąc się niebezpiecznie. Gdy tylko jego umysł otrzeźwiał, ten rzucił się pędem w stronę wyjścia. Niczym opętany, zagubiony gdzieś między snem, a rzeczywistością - tą zbyt okrutną, by w nią uwierzyć. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Dotarł do domu, choć drogi doń nie pamiętał, jakby ktoś skradł ją z ruin pozostałych w jego podświadomości. Wtargnął do środka niczym rozjuszone zwierze, przewracając wszystko, co napotkał. Zrzucał rzeczy z półek, zrywał firany z okien, tłukł obrazy w szklanych oprawach - niszczył świat, który go otaczał, ten toksyczny, bez słońca, bez blasku... Jego słońce gasło w szpitalnych murach.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Trzask... dźwięk tłuczonego szkła. Krew... rozcięte dłonie kreślące czerwienią niezrozumiałe znaki na ścianach.</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Zdążył zaprowadzić chaos niemal wszędzie, nim dotarł do swego azylu. Rozwarł ostrożnie drzwi, jakby śmiał twierdzić, że kogokolwiek za nimi zasta. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">I tu rozpoczął wojnę z otoczeniem. Wywrócił krzesło, zerwał z łóżka pościel i materac, powywracał lampki, przy oknie, rzucił starą figurką o ścianę, by dziką niemal satysfakcją spoglądać na moment, gdy o nią uderza, gdy rozbija się na kawałki... niczym jego serce... niczym jego krucha Sunny, gdy zderzała się z...</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Ryknął przeraźliwie i rzucił się ku drzwiom od szafy. Strącał kolejne przedmioty z poszczególnych półek, przykrywając nimi zupełnie tamtejszą podłogę. Nagle coś jakby przemknęło mu przez dłoń. Odwrócił się gwałtownie i zaczął rozpaczliwie szukać wzrokiem odtrąconej zabawki. Znalazł ją, gdzieś obok. Drżącymi dłońmi dotknął jej, ostrożnie, po czym chwycił i zbliżył ku sobie.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Był to niepozorny miś. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">I znów zatracił się w przeszłości, której pragnął się wyzbyć. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Przeszłości niedalekiej, aczkolwiek bolesnej, bo i ona weń...</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">*</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<br />
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Kątem oka zauważył, że ona przeciąga się ospale. Zbudziła się.</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Czego ty tam tak szukasz? - zachichotała, spoglądając na niego zza fałd satynowej pościeli. Nachylał się nad szafą.</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Mam coś dla ciebie - mruknął tajemniczo, obdarowując ją uśmieszkiem z domieszką nonszalancji w głosie. Natychmiast się podniosła.</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Wiesz, że nie lubię niespodzianek. To było zupełnie niepotrzebne... - jęknęła z niezadowoleniem.</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Spodoba ci się - ciągnął, jakby do siebie, zupełnie ignorując jej słowa. </i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Wreszcie w którejś z szuflad, głęboko pod ciuchami znalazł to, czego szukał. Uradowany, przysiadł obok niej, bez choćby słowa i wręczył jej małą, pluszową zabawkę. Uroczego misia. Nie był najpiękniejszy, zważywszy na lata użytkowania, jednak biło od niego tajemnicze ciepło. - To dla naszego dziecka. Pomyślałem, że miś będzie dość uniwersalny, skoro jeszcze nie wiemy, jaka będzie płeć. Wybacz, za jego stan, ale gdy mając pięć lat i tłukłem nim o ścianę nie zastanawiałem się, czy podaruję go kiedyś swojemu potomkowi. - przyglądał się jej uważnie. Mimika jej twarzy zmieniała się kilkanaście razy na sekundę. Promieniała, odgarniając co chwilę włosy, opadające na jej twarz. Wciąż obracała w dłoniach ową maskotkę, jakby starała się zapamiętać choćby najmniejszy szczegół.</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Jest... piękny - wydukała, unosząc wzrok. Oplotła rękoma jego szyję, tuląc się do niego. </i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i><br /></i></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>*</i></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i><br /></i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Niczym oparzony, odrzucił przedmiot gdzieś w najdalszy kąt i osunął się na podłogę. Zacisnął zęby, starając się jakkolwiek udźwignąć ciążący na nim ból. Poczucie winy sprawiało, że sam oddech był dla niego bolesnym. Bo gdy stracimy kogokolwiek bliskiego, z własnej winy, pustka, którą czujemy, przytłacza nas zupełnie i uwierzcie - samemu nie sposób jej znieść. Głosy w głowie przeraźliwie krzyczą, pozbawiając nas snu, a cisza bywa najgorszym wrogiem, gdyż to ona nęka nas prawdą. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Potrzebował jej. Jedynym jego pragnieniem było, by pojawiła się, tu, blisko. Jednak ona umierała gdzieś w głębiach szpitala, w którejś z ciemnych, zimnych sal. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Schody w dół. Szybki krok. Skrzyp małych drzwiczek. Kilka łyków. Tych większych i mniejszych. Poczuł jak przyjemne ciepło smaga jego krtań. Przechylił butelkę jeszcze raz. Świat z każdą sekundą stawał się coraz piękniejszy. </span></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia; font-size: x-small;"><span style="line-height: 24px;"><i><a href="http://www.youtube.com/watch?v=QgQaa_B6ATI" target="_blank">podkład</a></i></span></span></div>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Wbrew wszystkiemu, wsiadł do auta i śmiejąc się samemu do siebie, przekręcił kluczyk w stacyjce. Tuż obok rzucił butelkę szkockiej whiskey, której słodki smak pieścił wciąż jego usta. Dziś, jak nigdy wcześniej, czuł się przegrany. Los pozbawił go wszystkiego, co dawało szczęście. Już nie wyobrażał sobie świtu, kolejnych, płynących u jej boku lat. Kochał i był kochany. Czy więc nie osiągnął pełni szczęścia? </span></span></div>
</div>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Osiągnąłem, co chciałem osiągnąć - ledwie wybełkotał. - Zwyciężyłem. </span></span><span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Skręcił w boczną uliczkę, tym samym, skracając sobie drogę do celu.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Był rozdarty. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Gdziekolwiek by poszła, ruszyłby za nią, jednak czy był jakikolwiek sens w tym wszystkim? Śmierć ich obojga? W imię uczucia? Jego życie z wolna zamieniało się w komiczny dramat, jeden z tych, w których grywał główne role na deskach teatru, nim stał się rozpoznawalny. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Zatrzymał się. Bramy cmentarza, niby to poruszone wiatrem, rozwarły się, skrzypiąc przeraźliwie. Witały go, jakby miał w chwilę później przywitać się ze śmiercią, jak z przyjacielem, z dawna poznanym. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Jego decyzją było jednak, czy naprawdę pragnie odejść.</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> W towarzystwie trunku, przysiadł znów na ławce obok grobu ojca. Spędził tu wczorajszą noc i część poranka, a zdawało mu się, jakby znów minęły długie lata. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Cisza zdawała się jakby gęstnieć w przestrzeni... chwilami miewał wrażenie, że dociera do niego coraz mniej jakichkolwiek odgłosów. Ognisty płyn zmył jakiekolwiek obawy, zaistniałe w jego sercu. Począł już nawet nieco mieszać mu w głowie...</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Dawno cię nie widziałem, wyrosłeś... - </i>ledwie dotarły doń owe przepełnione żalem słowa. Chłopak uczuł, jak krew przyśpiesza w jego żyłach, niemal je rozsadzając. Serce miażdżyło mu żebra, a oddech wydawał się płytszy. Zwrócił wzrok ku źródłom głosu. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- C...co... co ja... - błądził oczyma po cmentarnym krajobrazie. - Cholerne pomyje - syknął pod nosem. Mimo, że uparcie twierdził, iż się przesłyszał na chwilę poczuł się nieswojo, jakby czyjaś obecność odebrała mu kontenans*.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Masz rację. Nie masz chyba głowy do alkoholu. Może to i lepiej?</i> - podskoczył niczym oparzony, dostrzegając tuż obok siebie zarys jakiejś postaci. Była niewyraźna, niby mgła, siedziała zgarbiona, spoglądając na niego. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Zgłupiałem. Zamkną mnie u czubków - zakrył twarz dłońmi, oddychając głęboko. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Zrobią to i bez mojej pomocy</i> - postać wykrzywiła blade usta w cynicznym uśmiechu. Teraz miał pewność, że nic mu się nie wydaje. Tuż obok siedział jego martwy ojciec. Nie ma w tym choćby krzty logiki, jednak co zrobić? </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Oszalałem - syknął przez zaciśnięte zęby. - Czego chcesz? </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Porozmawiać. Rzadko kiedy mamy do tego sposobność - </i>rzekł nieśmiało. Był najwyraźniej świadomy swych przewinień względem... chłopca. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Dziwisz się? - prychnął. - Miałeś tylko wrócić. Nawet tego nie potrafiłeś zrobić - na moment przechylił butelkę z trunkiem, upijając łyk, ewentualnie dwa. - Jesteś zerem w moich oczach. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Postać zakryła twarz dłońmi, po czym odgarnęła zmierzwione włosy. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Tak wiele spraw cię jeszcze nie dotyczy... </i>- uniósł wzrok znad ziemi. - <i>Właściwie, co ty tu robisz? Powinieneś być teraz z nią</i>.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Matthew zmarszczył brwi z niepokojem. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Skąd wiesz, że istnieje jakakolwiek <i>ona</i>? </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Zawsze jestem przy tobie, zwłaszcza gdy tego potrzebujesz. Bywam też niestety w chwilach, w których być nie powinienem... - </i>mężczyzna odchrząknął teatralnie, a policzki Matta oblały się bladoróżowym rumieńcem. Na dłuższą chwilę zapanowała między nimi krępująca cisza. - <i>Synu! - </i>w pewnym momencie przerwała ją owa postać. - <i>Ugh! Przez łóżko przewinęła ci się spora część damskiej populacji! - </i>rzekł jakby z odrazą.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Do rzeczy! - burknął chłopak, starając się odgonić od siebie wspomnienia minionych lat. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Jestem tu, bo boję się o ciebie - </i>zaczął. Matthew darował sobie w tym momencie jakiekolwiek nieuprzejme komentarze. - <i>Boję się, że popełnisz moje błędy... </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Nie chcę nigdy więcej jej skrzywdzić, a tylko to robię od początku naszej chorej znajomości. Chciałem ją tylko mieć, skąd mogłem wiedzieć, że zajdzie w ciążę i że... to wszystko potoczy się tak, a nie inaczej? - nachylił się. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Więc żałujesz, że ją poznałeś? </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Oczywiście, że nie! - rzekł natychmiast. - Kocham ją. Całym sobą. Gdyby ceną jej szczęścia była moja śmierć, to sam wskoczyłbym pod samochód, ale - zatrzymał się na chwilę, porządkując myśli. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Ale?</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- </i>Nie chcę jej znów krzywdzić - szepnął. Przymknął powieki, czując jak gorzkie łzy napływają mu do oczu. - Dlatego chcę ją zostawić. Chcę, by zapomniała, że ktoś taki jak ja w ogóle istniał. Zrezygnuję z wszystkiego co mam i zaszyję się gdzieś, gdzie nikt nie naruszy mojego spokoju. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Ty chyba żartujesz. Słyszysz się, co ty mówisz, czy słowa to jedynie szum w twoich uszach?! - </i>mężczyzna oburzył się i chwycił syna za ramiona. Dotyk zjawy można by porównać do chłodnego wiatru, smagającego skórę jegomościa. Matthew wzdrygnął. - <i>To brzmi wręcz idiotycznie! Nie chcesz jej bólu, tak? Więc wyobraź sobie co poczuje, gdy po prostu znikniesz. Poczuje się niepotrzebna, zapomniana, nie chciana, zupełnie jak... </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Ja... - szepnął brunet.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Gdy umarłem - </i>dodał. - <i>Chcesz tego? Chcesz tego dla niej!? - </i>zaczął przeraźliwie nim trząść. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Nie chcę! - krzyknął, próbując jakoby obronić się przed chłodem, którym emanował mężczyzna. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Nigdy nie odchodź od tych, których kochasz dla ich domniemanego dobra. Pustka boli najbardziej - </i>mimo, iż jego ojciec odsunął się od niego, jego głos rozbrzmiewał w jego uszach jeszcze przez dłuższy czas. - <i>Nie popełniaj moich błędów. Popełniaj własne</i>. <i>I kochaj. Kochaj tą kruszynę, ona cię teraz potrzebuje. Zgaduję, że jesteś pierwszą osobą, jaką zechce zobaczyć tuż po przebudzeniu -</i> nagle niebo jakby rozjaśniało. Smugi światła przedarły się przez gęstwinę chmur i padły na ich zmęczone twarze. - <i>Na mnie czas - </i>szepnął mężczyzna, spoglądając w stronę syna. <i>- Przepraszam. Byłem złym ojcem, jednak... wyrosłeś chyba na ludzi, co? - </i>uśmiechnął się. O dziwo, Matthew odwzajemnił jego gest. - <i>I nie pij proszę, zwłaszcza gdy prowadzisz. Zbyt dużo śmierci wokół. Teraz jedź do niej. Jedź i bądź - </i>poklepał go po ramieniu. Zaczął niknąć w przestrzeni. - <i>I przekaż matce... że ją kocham.</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Zniknął. Od tak. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Chłopak uniósł ociężałe powieki i rozejrzał się wokół. Spędził tu kolejną noc.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Rozprostował zdrętwiałe kończyny i podniósł się do pozycji siedzącej, by, nim wstanie, złapać jako taki kontakt z otaczającym go światem. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Wolnym krokiem zmierzał ku bramom cmentarza i jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał weń własną matkę. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Marie? - mruknął jakby do siebie. - Co ty tu robisz? - dodał głośniej.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Bogu dzięki! - kobieta wzniosła oczy ku niebu, po czym rzuciła się synowi w ramiona. - Prosiłam cię, byś od tak nie znikał! </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Nie było cię w szpitalu - brunet uniósł brwi. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Ja... - westchnęła ciężko. - Załatwiałam sprawy, dotyczące pogrzebu. Pomyślałam, że odciążę cię trochę, zajęłam się wszystkim. Wiem, jakie to trudne dla ciebie, wiem też, jak bardzo cierpisz... - odgarnęła ostrożnie włosy z jego czoła. Zawsze, mimo wszystko, starała się być dla niego jak najczulsza; Zauważyła pojedyncze łzy na jego policzkach. Po chwili jak gdyby nigdy nic, ułożył głowę na jej ramieniu i wtulił jej drobne ciało w swoje. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Mamo... - szepnął cicho i zaniósł się płaczem. Od tak dawna nie udało jej się wykrzesać tego słowa z jego ust. Wystarczyła chwila, kilka błahych gestów, by znów był dla niej małym, zagubionym chłopcem, tulącym się do matczynej spódnicy. Znalazło się kilka nieznacznych różnic. Dziś to on chylił się ku niej, by mogła go objąć i tulić. Dziś to ona stawała na palcach, była równie zagubiona, co on. Oboje dorośli. Mimo upływu lat, wielu wzajemnych ran i zwad, kochali się nadal. Jej maleńki synek jakby jedynie czekał, ukryty gdzieś głęboko w jego sercu. I w tym momencie dziękowała jedynie Sunny. Za to, że przywróciła jej dziecko do życia. Że zrobiła to, co dla niej przez lata było zbyt trudne. - Mamo, rozmawiałem z nim... Mówił, że cię kocha - mruknął i uniósł głowę. Spoglądał na nią. I ona wybuchła płaczem. Nie smuciła się jednak, uśmiechała. Uśmiechała przez łzy, do głębi wzruszona. On ujął jej twarz w dłonie i ucałował czoło. - I ja również cię kocham - uśmiechnął się lekko. Łkali oboje. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Ileż to istnień pochłonęły czeluści piekieł, czy bramy nieba? Co dzień ktoś znika, by zrobić miejsce innym, by i oni mogli radować się owym darem. Darem życia. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Niektórzy owego daru nie doceniają, inni nie mają szans, by go zasmakować. Umierają, umierają. <i>Danse macabre</i>* </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- ...Dziś spytacie - Dlaczego Bóg odwołał do wieczności tak młodego człowieka? Być może od poczęcia przeznaczony był, by wstąpić w bramy nieba? Niech spoczywa w pokoju. Bracia, siostry, oddajmy się modlitwie nad tymi bezbronnymi duszami - ksiądz i obecni pogrążyli się zadumie. Tylko on nie mógł znieść przytłaczającej ciszy i bólu. W ostatnich dniach było go zbyt wiele. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Zbliżył się ku<i> </i>trumnie, która chwilę później miała zostać opuszczona, pogrążona w zapomnieniu wraz ze wspomnieniami. </span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Żegnaj...</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Wtem wspomnienie, jedno, bolesne, zawładnęło na moment jego umysłem.</span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">*</span></span></div>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>"- Oh, więc ja wybiorę imię dla dziewczynki, ty natomiast dla chłopca - uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z oczu. </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Muszę się wysilić, w końcu oczekujemy syna - uniósł brwi i zaśmiał się. </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Niedoczekanie twoje! - pstryknęła go palcami w nos. Nastała dłuższa chwila ciszy. </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Co powiesz na... Francis? - rzekł nagle.</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Zbyt... kobiece - zachichotała. </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Johny? </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Obrzydliwe! </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Anthony? Gregory? Alan? Felix? - warknął pod nosem. - JAY-Z?! - krzyknął, a ona wybuchła głośnym śmiechem. </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Marcus... - szepnęła w pewnym momencie.</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Słucham?</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Marcus! - podniosła się i spojrzała na niego. </i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>- Marcus... "Marcus wynieś śmieci", "Marcus nie zaglądaj tej pani pod spódnice"... - zaczął wymieniać, kolejny raz rozbawiając dziewczynę. - Pasuje. Jest piękne - podniósł się na łokciach i dotknął jej brzucha. - On chyba uważa to samo."</i></span></span><br />
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i><br /></i></span></span>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>*</i></span></span></div>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i><br /></i></span></span>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>-...</i>Marcus, synku - rzucił symboliczną różę, która opadła bezwładnie na maleńką, białą trumienkę. Cofnął się kilka kroków w tył, po czym, wyzbyty jakichkolwiek sił... upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Nikt nie ważył się choćby zbliżyć. Z tym bólem Matthew poradzić sobie musiał sam.</span></span><br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* <i>homeostaza - zdolność utrzymania stałości parametrów wewnętrznych w organizmie (np. temperatury)</i></span><br />
<span style="font-size: x-small;">* <i>kontenans - swoboda ruchów i poczynań</i></span><br />
<span style="font-size: x-small;">* <i>danse macabre - w dos. tł. taniec śmierci</i></span><br />
<i><br /></i>
<span style="font-family: Georgia;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><b>Od autorki</b>: Przepraszam! Przepraszam, że tak długo, naprawdę, strasznie mi przykro! Miałam gorsze dni, brak weny, szkoła... sami rozumiecie. Postanowiłam jednak dopisać parę wątków, więc witam Was długim rozdziałem i mam nadzieję, że uda mi się napisać w końcu coś szybciej! Bardzo dziękuję za komentarze, jesteście wspaniałe! ♥</span></span></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="color: inherit; font-style: inherit; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 19.5pt;">
<o:p></o:p></div>
</div>
<div _mce_style="color: #000000; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; line-height: normal;" style="color: black; display: inline !important; font-style: normal; line-height: normal;">
<em style="background-color: white; color: #333333; text-align: left;"><em style="color: #333333; line-height: 1.625;"><em style="color: #333333; line-height: 26px;">
</em></em></em></div>
</div>
</div>
</div>
<em style="background-color: white; color: #333333; font-size: 15px; line-height: 24px; text-align: left;">
</em></div>
Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-5660803531826982601.post-86183932481622892452012-11-30T17:10:00.004-08:002012-12-01T00:17:20.814-08:00Rozdział dwudziesty pierwszy. "Śmierć zagarnęła swe plony"<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: large;"> </span><span style="background-color: white; color: #333333; line-height: 24px;"></span></span></div>
<div style="color: inherit; display: inline !important; line-height: 1.625; margin-bottom: 1.625em;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: large;"> I </span><span style="font-size: 15px;">nagle uświadamiasz sobie, że twoje starania są zupełnie znikome, niepotrzebne. Po cóż co dzień tracić cenny czas na naukę czy pracę? Skąd wiesz, za rok, miesiąc, tydzień nadal będziesz w stanie podnieść się o własnych siłach? Może doświadczysz wypadku, może ciężko zachorujesz? Musimy wreszcie uświadomić sobie, że nic w życiu nie jest trwałe, nic nie jest pewne. Każdy kolejny dzień jest darem, ale i zagadką. Tykającą bombą zegarową.</span></span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="background-color: white; color: #333333; line-height: 24px;"></span></span></div>
<div style="color: inherit; display: inline !important; line-height: 1.625; margin-bottom: 1.625em;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px;">Jesteśmy jedynie pionkami w czyichś rękach, to od tego Kogoś zależy nasz kolejny ruch. Możecie wciąż naiwnie wmawiać sobie, że jesteście panami swego życia - powiadam - <i>Gówno prawda. </i></span></span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="background-color: white; color: #333333; line-height: 24px;"></span></span></div>
<div style="color: inherit; display: inline !important; line-height: 1.625; margin-bottom: 1.625em;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px;"> Człowiek jest istotą niedoskonałą, często zbyt kruchą, by unieść ciężar, jakim jest życie. Żadne z nas nie zauważa, że mimowolnie jesteśmy poddawani naturalniej selekcji, już jako nastolatkowie. Objawia się to w różnoraki sposób - załamania nerwowe, słabe zdrowie, spowodowane dużą dawką stresu, zawody miłosne, często niestety prowadzące do przewlekłych chorób lub samobójstw... Sami odbieramy sobie szansę. Sami co dzień narażamy się na śmierć. </span></span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="background-color: white; color: #333333; line-height: 24px;"></span></span></div>
<div style="color: inherit; display: inline !important; line-height: 1.625; margin-bottom: 1.625em;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px;">Ale warto. Uwierzcie - warto.</span></span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=bK4ENDMAo6g" target="_blank">podkład</a></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Mężczyzna po męczącej szarpaninie wydostał się wreszcie z tira, którym kierował i z bojaźnią w sercu zbliżył się do osobówki, która wytrącona z równowagi, uderzyła w drzewo, mijając go. Jej prawa część była całkowicie zmiażdżona, całą swą siłą wbiła się w pień sędziwego, przydrożnego dębu. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Jęknął pod nosem, z przerażeniem spoglądając wgłąb auta przez wybitą, przednią szybę. Zauważył weń drobną, urokliwą postać, jakby uśpioną snem wiecznym. Jej pobladła twarz przerażała go, wyglądała bowiem koszmarnie. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Niewiele myśląc, rzucił się do drzwi, próbując otworzyć je na wszelkie sposoby. Widząc, że na nic się to nie zda, pędem ruszył w stronę pozostawionego na uboczu kolosa, którym się przemieszczał i wyswobodził z niego pokaźną skrzynkę z narzędziami. Z tej wyjął łom i wrócił do drzwi, próbując otworzyć je za wszelką cenę. Po kilku minutach ślęczenia i wysiłku usłyszał chrzęst. Zamek puścił. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Chwycił dziewczynę i najostrożniej jak potrafił, wyciągnął z auta. Oddalił się kilka kroków i rzucił swoją kurtkę na pobocze, po czym położył na niej jej ciało. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Podniósł się z klęczek i westchnął rozpaczliwie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Co ja narobiłem... Boże odpuść! - zwrócił oczy ku niebu, po czym opamiętawszy się, wyjął telefon z kieszeni. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Ochotnicze pogotowie medyczne przy szpitalu Świętego Maurycego, słucham? - </i>sanitariuszka wyrecytowała spokojnym głosem. Głos ugrzęzł mu w gardle. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Ja... Ja chciałbym zgłosić wypadek... - zająknął, sprawdzając puls dziewczyny. - Dokładnie dwanaście kilometrów od centrum, przedmieścia, skrzyżowanie ulic Evy oraz Backercy. Proszę, błagam o pomoc! Młoda dziewczyna... i jakaś kobieta w samochodzie. Umierają, błagam! </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Czy sprawdził pan stan zdrowia poszkodowanych? Czy ma pan pewność, że obie żyją? - </i>spytała nieco podniesionym głosem, a w tle słychać było narastający rumor. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Sprawdziłem dziewczynę, ale do kobiety nie ma dostępu, samochód wbił się w drzewo od strony pasażera, nie byłem w stanie nic zrobić... - łkał do słuchawki, spoglądając na blednące wciąż kończyny blondynki. - Taka młoda kruszyna, proszę... </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- <i>Niech się pan natychmiast uspokoi. Karetka pogotowia już zmierza w pańską stronę, proszę ułożyć dziewczynę w pozycji bezpiecznej i oczekiwać sanitariuszy. - </i>jedyne co nastąpiło później, to głucha cisza. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Wokół wraku samochodu zebrał się tłum gapiów, zaintrygowany odgłosami karetki. Każdy pragnął podejść jak najbliżej, każdy łaknął sensacji... Sępiąc informacji od ratowników czy policji, ślęczeli nad ludzką tragedią, niczym nad filmem sensacyjnym czy szokującą książką. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Mike! MIKE! - krzyczała jedna z sanitariuszek. Tuż obok niej znalazł się nagle ów mężczyzna, którego nawoływała. - Traci dużo krwi, nie wiem czy zdołam ją uratować. - złapała się za głowę i spojrzała na niego, żebrząc pomocy. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Zidentyfikowałaś główną przyczynę krwawienia? - odtrącił ją ramieniem, dłońmi sunąc po skostniałym ciele. - Diana, gdzie jest rana?! - wrzasnął, starając się wybudzić ją z rozmyślań. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Nie ma Mike... Nie ma... - złapała go za dłonie. - W tym rzecz. Ona nie ma ani jednej głębokiej rany, pasy uratowały ją od jakichkolwiek poważniejszych obrażeń, ale wciąż traci wiele krwi... - szepnęła zrozpaczona. - Wydaje mi się, że ona była...</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Co tu się do cholery dzieje?! - tuż obok nich kucnęła doświadczona lekarka. - Dlaczego nic nie robicie? - zwróciła się ku nim, po czym sprawdziła tętnicę szyjną dziewczyny. Puls słabł... - Wykrwawi się! Jeśli umrze, odpowiecie za to! - dokładnie zlustrowała ciało dziewczyny. Największa, purpurowa niemal plama, szerzyła się w obrębie jej ud i podbrzusza. - Mike, nosze, natychmiast! - gestykulowała nerwowo rękami. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Co jej jest?!... </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Dziewczyna była w ciąży. Co tak stoisz, rusz się! - uniosła głowę, niemal zabijając go wzrokiem. Kilka sekund później nieśli ją już w stronę karetki. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Co teraz? - szepnęła, wciąż przerażona sanitariuszka, stojąc przy półce z lekami, w którą zaopatrzony był ambulans. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Musimy oczyścić drogi rodne inaczej będzie tracić o wiele więcej krwi. - nachyliła się nad drobnym ciałem. W tym momencie w zawrotnym tempie ruszyli w stronę szpitala. Głuchym echem odbijał się przeraźliwy ryk karetki. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Co z matką? - dziewczyna uniosła niepewnie wzrok. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Jej ciało jest w stanie, którego nie da się opisać... Zgon na miejscu, jednak... umarła szybko, nie cierpiała. - skwitowała kobieta, po czym zapanowała grobowa cisza. Rzekomy Mike chwycił w dłonie dokumenty należące do owej blondynki. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Sunny Melanie Duncan - westchnął pod nosem. - Siedemnaście lat... - kiwnął przecząco głową, rozmasowując dłońmi skronie. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Gdy dotrzemy, zawiadomię rodzinę... - sanitariuszka mruknęła niepewnie. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Cicho. Ponuro. Ja więźniem we własnym ciele. Mimo to czuję, jednak nie potrafię zareagować...</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Nie sądzisz, że to dziwne? Spóźnia się już od godziny - zagryzł nerwowo wargi, starając się jakkolwiek rozładować narastający w nim niepokój. </span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Może akurat natrafiły na korek? To Nowy York! - Rosie skrzyżowała ręce na piersiach, daremnie próbując przybrać stanowczy ton. </span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Klinika jest raptem paręnaście minut stąd! - uniósł się, zirytowany tym, że wciąż wodziły go za nos. Wiedziały niewiele więcej od niego, więc jakim prawem śmiały go pocieszać?</span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Przestań - skarciła go wzrokiem, widząc, że Marie o mało nie wyszła z siebie. Kobieta bardzo zamartwiała się o nią, może nawet bardziej niż sam Matthew? Nie. Zgrzeszyłaby, gdyby choćby pomyślała w ten sposób. - Jestem pewna, że... - w tej samej chwili po domu echem odbił się piskliwy dźwięk telefonu. Rosalie odebrała go pośpiesznie, gdyż stała tuż obok. Nim to jednak zrobiła, szepnęła pod nosem ciche <i>nareszcie, </i>złudnie sądząc, że to wieści od Sunny. </span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> W pewnym momencie jej twarz wydała się bledsza, niż zwykle. Oparła się bezwładnie o ścianę. Dygocącymi wargami szeptała niezrozumiałe dla niej wyrazy, jakby tym mogła cokolwiek zmienić, jakby prośby miałby zostać wysłuchane. </span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">A on spoglądał na nią, czując, że jego serce już za chwilę wyskoczy mu z piersi. </span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Nagle słuchawka jakby wyślizgnęła się z jej dłoni, podczas gdy ona tępo spoglądała w przestrzeń, tuż przed sobą. Aparat zadyndał na długiej sprężynie, bujając się powoli, to w lewo, to w prawo. Te kilka sekund wystarczyło, by zrozumiał, że jego życie najprawdopodobniej dobiegło końca. </span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">- Matthew - dziewczyna dotknęła drobną dłonią jego ramienia. Usłyszał cichy szloch swojej matki, tuż obok. Czuł, że to wszystko jest zbyt ciężkie, że uderzyło w niego ze zbyt wielką siłą. - Sunny... ona jest w szpitalu. Proszę, tylko... - nie dane jej było jednak czegokolwiek dokończyć. </span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"> Zerwał się z krzesła i pobiegł w stronę drzwi, zupełnie ignorując nawoływania Rosalie. Jakby sens wraz z <i>nią </i>najprawdopodobniej zatracił się w bezkresnej otchłani. Ogrom rozpaczy, jaki zdążył ogarnąć jego umysł w kilka sekund, przeraził go zupełnie. </span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;"><i>Na nic starania, na nic wysiłek. Jest znikomy w porównaniu z mocą, jaka mi cię odebrała. </i></span></span><br />
<span style="color: #333333; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px; line-height: 24px;">Odpalił silnik i wjechał na jezdnię, zaciskając trzęsące się dłonie na kierownicy. Robił to na tyle mocno, by po chwili odczuwać ból mięśni. Jakby chciał swym cierpieniem fizycznym dorównać psychicznemu. </span></span><br />
<br />
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="background-color: white; color: #333333; font-size: 15px; line-height: 24px;"></span></div>
<div style="font-size: medium; line-height: normal;">
<div style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-style: inherit;"> </span>Wskazówka na liczniku już dawno zdążyła przekroczyć sto kilometrów na godzinę. Mało jednak przejmował się swym życiem, było dla niego nic nie warte, jakby już nie należało do niego. Jedyne, co go tu trzymało, to ciało, które w kilka minut stało się najgorszym więzieniem.</span></div>
<div style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>To moja wina.</i></span></div>
<div style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Poczuł jak jego stopa drętwieje pod wpływem miażdżącej siły, jakiej używał, cisnąc nią pedał gazu.</span></div>
<div style="font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>Znów kogoś tracę, znów ktoś umrze z mojej winy.</i></span></span></div>
<div style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Koła ślizgały się niebezpiecznie po wilgotnej nawierzchni. Na drogach gdzieniegdzie utworzyły się zaspy i kałuże z lodu, przez topniejący śnieg i poranne przymrozki.</span></div>
<div style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Nagle przed jego oczyma nie było już wyniosłych, kosztownych budynków, z horyzontu zniknęły dobrze mu znane drapacze chmur, których wierzchołki tonęły we wszechobecnym smogu. Była tylko ona i związane z nią obrazy, jakby retrospekcje, których była głównym tematem. To, jak w charakterystyczny sposób marszczyła piegowaty nos, gdy martwiła się lub denerwowała. Dotykiem uśmierzała jego psychiczny ból, sprawiała, że zapominał o dręczących go problemach, one same stawały się mniej ważne i... robiła to bezinteresownie.</span></div>
<div style="font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif; line-height: 1.625;">Z transu wyrwał go dźwięk klaksonu, w oczach mignęło mu się jedynie krwistoczerwone światło. Zahamował nagle, tuż przed karawaną pędzących samochodów. Opadł na fotel, czując jak krople potu zwilżają jego skórę. Dreszcz poraził jego ciało, gdy tuż przy swoim uchu słyszał jej pobłażliwy szept. Rozpacz poczęła targać jego zmysłami. Sposób w jaki </span><span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif; line-height: 1.625;">ona</span><span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif; line-height: 1.625;"> </span><span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif; line-height: 1.625;">wypowiadała jego imię, był jednym z najpiękniejszych. Urzekał go jej anielski głos.</span></div>
<div style="font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Znów pędził szaleńczo, jednak wśród tej gonitwy znalazł czas na przemyślenia. Dlaczego wcześniej wydawała mu się na domiar zwyczajna, by poświęcić jej choćby cień uwagi? Jakim cudem nagle otworzyły mu się oczy, a jej nieśmiałość urzekła go? Czyżby jego serce samoistnie przyswoiło ją sobie niczym wskazany dla niego <span style="line-height: 1.625;">lek</span> na ból, z jakim mierzył się na co dzień? A może odtrącając ją, sam robił sobie krzywdę, usilnie próbując skryć się przed światem?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Zaparkował przy szpitalu i wybiegł z samochodu, nie zamykając go nawet. Będąc już u szklanych wrót szpitala, pchnął je, a widząc w pobliżu jedną z pielęgniarek, zbliżył się do niej. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Proszę - ledwie załkał, gdyż nie mógł złapać tchu. - Niech mi pani powie... - złapał ją za ramiona. Kobieta przyglądała mu się uważnie z niemałym zaciekawieniem. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Uspokój się chłopcze - uśmiechnęła się ciepło i pogłaskała go ostrożnie po policzku, gdy ten starał się przywrócić miarowość oddechu. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dziewczyna... najprawdopodobniej miała wypadek, bardzo poważny, chciałbym wiedzieć... - upadł na kolana i złapał ją za dłonie, czując jak emocje powoli przejmują nad nim kontrolę. - Czy ona żyje? - niemal szepnął, spoglądając na nią z bojaźnią. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ah, tak. - zagryzła nerwowo wargi, kartkując swój mały notes. - Nim jednak, kim pan jest dla owe dziewczyny? - uniosła wzrok. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ja... - momentalnie spuścił wzrok. - Ja sam nie wiem, kim dla niej jestem... - nie śmiał unieść wzroku. - Ale wiem, że ona jest dla mnie wszystkim. To banalne, ale jest moim życiem. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Kobieta przez chwilę wahała się, jednak westchnęła i zajrzała do swojego zeszytu. On w tym czasie podniósł się ociężale i otrzepał kolana. Zwróciła ku niemu niepewny wzrok. - Błagam, muszę być teraz przy niej. Obiecałem, że nie pozwolę, by ktokolwiek ją zranił, nie wybaczę sobie... - poczuł jak pod powiekami zbierają mu się łzy. Pierwszy raz od kilku lat jego oczy stały się szkliste. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dobrze, już dobrze - uniosła dłonie w geście poddania i poczęła masować swoje skronie. - Żyje. Znajduje się na oddziale ratunkowym, wkrótce jednak przeniosą ją... - nie czekając na kontynuację, pobiegł w stronę, którą wskazała. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Jego ciało zadrżało gwałtownie, jakby ktoś zdjął z niego część ciężaru, z jakim się borykał. Nagle poczuł, jakby znów miał powód, dla którego powinien żyć. </span><br />
<span style="background-color: white; color: #333333;"></span><br />
<div _mce_style="color: #000000; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; line-height: normal;" style="color: black; font-size: medium; line-height: normal;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"></span><br />
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Proszę się zatrzymać! To oddział zamknięty! - krzyczała za nim, wymachując dłońmi, on jednak niewzruszony darł wciąż przed siebie, przepychając się między pacjentami, a sanitariuszami. Wreszcie dostrzegł w oddali, przy samym końcu korytarza dość duże zbiorowisko. Minął wielkie stalowe drzwi, wytrącając przy tym z równowagi postawnego lekarza, którego notatki opadły bezwładnie na podłogę.</span></div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">
</span>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Hej! - warknął za nim po czym zostawił papiery i ruszył w pogoń. - Osoby z zewnątrz nie mają tu wstępu, proszę się natychmiast cofnąć! - wrzeszczał przeraźliwie, zwracając przy tym uwagę innych pracowników szpitala. Ci natomiast rzucili się na bruneta, a wspomniany wcześniej lekarz przycisnął go do ściany. - Co pan do cholery wyprawia!? Mam wezwać policję!? - szarpnął nim, on jednak nie śmiał nawet spojrzeć mu w twarz, bo co mógłby mu powiedzieć?</span></div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Szukam... dziewczyny... - wydyszał.</div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Jak my wszyscy - burknął mężczyzna, a wszyscy wokół ryknęli śmiechem.</div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Pan nic nie rozumie! Dziewczyna, którą przywieźliście... miała wypadek, gdzie teraz jest?! - począł się wyrywać, jednak nie był dość silny, w tym momencie potrafił powstrzymywać jedynie kolejne łzy.</div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Nie mogę udzielać informacji o pacjentach osobom, które nie należą do ich rodziny. Kim pan jest? - puścił go, lecz dla pewności zagrodził mu drogę. </div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Nim jednak zdążył uporządkować myśli, podbiegła do nich jedna z pielęgniarek, będących w pobliżu. </div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Doktorze, odebrałam telefon z dyżurki. Rodzina dziewczyny po wypadku samochodowym, która dotarła do nas około godziny jedenastej, stawiła się. Poleciłam im tu przyjść, bardzo zależy im na informacjach - rzekła wyniośle. </div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Cynthia - mężczyzna chwycił się za głowę i westchnął ciężko. - Ja rozumiem, że jesteś tu nowa, jednak wolałbym, byś wzięła sobie do serca, że oddział zamknięty przeznaczony jest jedynie dla pacjentów oraz personelu. - skarcił ją wzrokiem. Nie dane mu było dokończyć, gdyż Matthew w oddali zauważył biegnącą ku niemu Rose. Gdy tylko wystarczająco się zbliżyła, rzuciła się w jego ramiona, dusząc go niemal. </div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Jesteś niepoważny! Jak mogłeś nas tak wystraszyć!? - lamentowała Marie. On jednak zdawał się być niewzruszony. Jedyne, czego pragnął, to informacji. - Doktorze - mruknęła po chwili, widząc, że syn kompletnie ją ignoruje. - Czy mogłabym uzyskać jakieś informacje na temat zdrowia obu poszkodowanych? Bardzo się martwimy... </div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Mężczyzna przybrał nieco poważniejszy wyraz twarzy i poluzował kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli. Matthew poczuł, jak Rosalie ściska delikatnie jego dłoń. </div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Cóż, nie mam dobrych wieści - westchnął jakby od niechcenia, najwidoczniej starał się zachować kamienną twarz. Chłopak kątem oka zauważył jak jego matka zaczyna się panicznie trząść. - Niestety, naprawdę bardzo mi przykro... - jego serce przyśpieszyło w ciągu kilku sekund. Czyżby pielęgniarka zwodziła go? Czyżby tu właśnie miało się skończyć ich<span style="font-style: inherit;"> </span><i>długo i szczęśliwie</i><span style="font-style: inherit;">? - Ale pani Meredith* Duncan nie przeżyła wypadku. Zginęła na miejscu... - widział, jak Marie ledwie łapie oddech. Lekarz złapał ją pod ramię, widząc, że niebezpiecznie się chwieje. - Nie byliśmy w stanie nic zrobić... - kobieta usiadła na plastikowym krześle i załkała głośno, chowając twarz w dłoniach. - Siostro! Proszę o wodę - krzyknął, do wspomnianej wcześniej pielęgniarki. </span></div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span style="font-style: inherit;">- Co z dziewczyną? - wyrwał się nagle, robiąc niepewny krok do przodu. </span></div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Sunny miała nieco więcej szczęścia - odetchnął cicho. - Co nie zmienia faktu, że jej stan jest naprawdę ciężki. Doznała silnego krwotoku, ma złamane dwa żebra, które cudem nie przebiły jej płuc. Zbyt słaba odporność, powoduje, że jej organizm nie jest w stanie się zregenerować, a organy... są wycieńczone. Wszystko za sprawą ciąży... - każde jego słowo było ostrzem. Sunęło po ciele bruneta, rozcinając jego skórę, zagłębiając się w niej, rwąc mięśnie, nerwy.<br />
I nagle wtedy jakby płuca wyrzekły się tlenu.<br />
- Dziecko - wyjąkał, niczym epileptyk przy napadzie. - Co z moim dzieckiem!? - krzyknął nagle. Oddał się emocjom, chwycił lekarza za kołnierz i pchnął nim o ścianę. Wydawał się być nieokrzesanym.</div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
- Proszę się natychmiast uspokoić! - wrzasnął mężczyzna i odtrącił od siebie bruneta. Nim ten zdążył ocknąć się z transu, on uderzył w niego najsurowszym wyrokiem. - Dziewczyna poroniła na skutek silnego uderzenia. To było powodem krwotoku!<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=N_lVOTPRGnw" target="_blank">podkład</a></div>
</div>
<div _mce_style="margin: 0cm; margin-bottom: .0001pt;" style="color: inherit; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Uderzył plecami w ścianę tuż za nim i osunął się na niej, jakby był marionetką, której ktoś nagle zapragnął odciąć sznurki. Ku swej uciesze.<br />
<i>Ciach, ciach.</i><br />
Opadł na ziemię, skronią smakując lodowatej posadzki. Rozchylił usta, czując jak słone łzy rozgrzewają jego policzki, jak znaczą ścieżki na jego skórze. Coś ścisnęło jego sercem, jakby żal chwycił go i pragnął zgnębić bardziej.<br />
Jego własne życie przypominało mu igraszkę losu, jakby ten przybrał postać wiatru, targającego nim, niczym jesiennym liściem. Nic nie znaczącym, jesiennym liściem.<br />
Bóg zapewne stał teraz nad nim i śmiał mu się w twarz, sprawiając swą mocą, że jego życie kolejny raz runęło, niczym przysłowiowy domek z kart. A on rzucał się po podłodze, krzycząc co chwilę dosłownie - <i>Sunny! </i>Jakby na jego oczach u wrót śmierci stała i wahała się, czy weń wejść, czy nie.<br />
Trząsł się przeraźliwie, czując jak jego ciało obumiera, jak on sam więdnie, jak ten wspomniany wyżej liść. Wiercił się, krzycząc, płacząc, rwąc włosy z głowy.<br />
Wycieńczony, przymknął na chwilę powieki, uspokajając oddech. Czy to personel, czy pacjenci, każdy spoglądał nań pobłażliwie, ze skruchą, który z nich wiedział jednak, co ten młody człowiek przeżywa?<br />
- Pójdę po kolegę, musimy go uspokoić, bo zrobi sobie krzywdę. - skwitował mężczyzna i już miał się oddalić, gdy Rosie dotknęła dłonią jego przedramienia. Spojrzała na niego błagalnie.<br />
- Proszę, nie - szepnęła ochrypłym głosem, ocierając chusteczką zarumienione policzki. - On sam musi dać sobie radę, jest naprawdę uczuciowym człowiekiem, radziłabym więc pozostawić go samemu sobie. Nie chcę, by wywiązała się niepotrzebna bójka. Jest mu naprawdę ciężko.<br />
- Rozumiem - skinął głową. - Ale niech przynajmniej się uciszy, bo będę zmuszony poprosić państwa o opuszczenie oddziału. Już teraz jestem państwu na rękę, ponieważ osoby z zewnątrz nie mają tu wstępu.<br />
- Dobrze, lecz zanim pan odejdzie... - tu, myśląc, że nie zauważy, wzrokiem powędrowała ku skulonemu pod ścianą chłopakowi. - Czy ona wyjdzie z tego? - mruknęła nieco ciszej, złudnie sądząc, że nie usłyszy.<br />
- Więc... nie mogę pani okłamywać. Cudem będzie, jeśli dziewczyna przeżyje tę noc - ciało bruneta zaczęło drgać, jakby starało się przywołać go do życia. Zagryzł wargi najmocniej, jak tylko potrafił, powodując ich krwawienie. Zaczął jęczeć pod nosem, jakby pragnął łez, lecz nie mógł ich już z siebie wycisnąć.<br />
Słysząc, że mężczyzna oddala się, podniósł się gwałtownie, choć jego nogi przypominały watę. Chwiejnym krokiem podążył za lekarzem, chwycił go za ramię i odwrócił ku sobie.<br />
- Gdzie ona leży? - szepnął cicho. Gardło niemal mu płonęło, od krzyków. Sam oddech sprawiał mu ból.<br />
- Nie wiem, czy powinienem... - pokręcił głową przecząco.<br />
- Zaprowadź mnie do niej, błagam - ledwie rzekł, spoglądając nieznacznie w bok.<br />
- Dobrze. Za mną - uległ i wyminął Matthew, który szybko dorównał mu kroku. Mijali kolejne sale, w których ratowano życie, podtrzymywano je, czy odbierano. Śmierć niczym pies, plątała im się pod nogami, zbierając swe krwawe żniwo. On co chwilę zatrzymywał się, zastanawiając się, czy jest gotowy, by ją ujrzeć.<br />
- To tu. - lekarz zatrzymał się przed jedną z sal, przystając przy sporym oknie, ukazującym wnętrze. Chłopak zrobił kilka niepewnych kroków, a gdy był już ramię, w ramię z mężczyzną, przymknął oczy i odetchnął głęboko. Łudził się, że uda mu się przygotować na tę chwilę.<br />
Rozchylił powieki, a żal znów ścisnął jego sercem, powieki przepełnione były gorącymi łzami...<br />
Leżała, jakby bez życia. Jakby już odeszła duszą, lecz jej ciało więziło ją tu. Sińce pod oczami znacznie się powiększyły, zajmowały już pewną część policzka. Nie rumieniła się, jej spierzchłe, blade usta niemal zlewały się z alabastrową, czystą cerą. Na twarzy miała jakby maskę, która rurką połączona była z pompą, dostarczającą jej tlenu. Ciche pikanie urządzenia nadzorującego bicie jej serca, było w tym momencie poezją dla jego uszu. Mógłby godzinami dziękować za to, że dane jest mu to jeszcze słyszeć. Klatka piersiowa dziewczyny unosiła się nienaturalnie miarowo - nie żyła sama. To urządzenie pomagało jej przetrwać.<br />
Nie mógł patrzeć na to dłużej. Nie mógł patrzeć na te wszystkie kable pod jej skórą, nie mógł słuchać tego wycia. Cofnął się kilka kroków w tył, po czym po prostu uciekł. Zaczął biec, jakby chciał odejść od przytłaczającej rzeczywistości.<br />
- Matthew! - usłyszał nagle, a ktoś pociągnął go za dłoń. Rosalie. - Matt, proszę, nie rób nic głupiego, nie odchodź teraz... - chwyciła go za ramiona. Wyrwał jej się i odepchnął ją.<br />
- Sam sobie poradzę! - wrzasnął. Zauważyła jak ogień pali jego tęczówki. Rumienił się na twarzy, gniew gotował się w nim.<br />
- Proszę...<br />
- Sam, rozumiesz!? SAM! - potrząsnął nią i znów podążył ku wyjściu. Rany które zadawał, były niczym w porównaniu do tych, które przez długi czas nie zabliźnią się w jego sercu.<br />
Wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon. Cel poznał dopiero w drodze. Dziś musiał dorosnąć, dziś musiał po raz kolejny stawić czoła przeszłości.<br />
Zaparkował tuż obok bramy, prowadzącej na jeden z większych i okazalszych cmentarzy w Nowym Yorku. Wybiła już szósta po południu, o tej porze roku było już ciemnawo, mimo dość wczesnej pory.<br />
Pchnął zardzewiałe wrota, a mosiężne zawiasy zaskrzypiały ciężko. Dało się słyszeć charakterystyczny chrzęst metalu. Dookoła panował półmrok, jedynie palące się pojedyncze znicze pozwalały cokolwiek dostrzec. Udał się w miejsce, gdzie pochowany był jego ojciec. Nie odwiedzał go od dobrych trzech lat, może <i>dziś</i> jest właśnie tym dniem, w którym powinien to nadrobić.<br />
- Nie będę udawał, że tęskniłem - skwitował, kucając tuż przy marmurowej płycie. Wyjął z kieszeni pudełko zapałek, by podpalić choćby jedną ze zużytych już świeczek. - Opowiadaj, co u ciebie? - mruknął, sącząc wypowiedź w ironii. - Nic nie mówisz? Czyżby odjęło ci mowę? - zaśmiał się gburowato pod nosem i przysiadł na ziemi, opierając dłoń o głowę. - Prawda jest taka, że czy chcę, czy nie, zawsze będę taki, jak ty. Kłamca. Łgarz. Obiecałem jej. Obiecałem, że nie będzie cierpiała i co!? - załkał nagle, chowając twarz w dłoniach. - Ufała mi! A teraz umiera! - zacisnął usta, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. - Zabiłem... zabiłem nasze dziecko. Mam jego krew na swoich dłoniach - uniósł ręce. Zaczął przyglądać się panicznie trzęsącym się dłoniom.<br />
W tym samym momencie z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople, które uderzały o jego skórę. Znów zaczął krzyczeć z bólu, wijąc się po trawie. W ciągu kilku minut deszcz przybrał na sile. Teraz zdawał się być niebanalną ulewą. - Boże! Błagam... - klęknął i złożył dłonie do modlitwy. - Nigdy nie śmiałem o nic prosić, dziś błagam! Kurwa, błagam cię! - zacisnął dłonie w pięści, oddając się rozpaczy. - Jeśli chcesz jej, zabierz ją proszę do siebie, spraw, by była szczęśliwa, by nie zaznała więcej bólu, jaki jej sprawiłem, proszę! Ale nie pozwól mi żyć, bo to byłoby najgorszą męką, nie chcę znów przywdziewać dzień w dzień obcej skóry! Nie chcę! - krzyczał, a chłodne krople obmywały jego skórę. Klęczał przez dłuższą chwilę, oddychając ciężko. Spoglądał co chwilę w niebo, zdążył przemoknąć do suchej nitki.<br />
<br />
<i>Z chwilą, gdy zrozumiałem, że wtargnęła do mojego życia jako zbawienie, nie kara, pokochałem ją. Pokochałem jak szczeniak, jej usta, włosy. Lubowałem się w jej uśmiechu, pragnąłem widywać go codziennie. Chciałem wywoływać go błahostkami, być bliżej niej, niż ktokolwiek był. </i><br />
<i>Chciałem powłoki, jaką była otoczona. Dopiero w trakcie zdobywania jej, zrozumiałem, że ma w sobie coś. Że ma w sobie duszę piękniejszą, niż jej oblicze. Gdybym jej nie znał, pomyślałbym, że jest świątynią ludzkich mądrości. </i><br />
<i>I czy miłością nie jest fakt, że już nie pragnąłem jedynie wyglądu, lecz i jej słów?</i><br />
<i><br /></i>
Z wolna podnosił się z klęczek. Ile tak tkwił? Czas nie liczył się tego dnia. Jakby przestał płynąć wraz z momentem, gdy jej serce przestało być zdolne do samodzielnego bicia. I czy gdy się zbudzi, nadal będzie kochać go równie mocno?<br />
<div style="text-align: center;">
<b>I czy się zbudzi?...</b><br />
<b><br /></b>
<div style="text-align: left;">
<b>* </b>matka Sunny. Nigdy nie podawałam jej imienia, więc wyjaśniam.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<b>od autorki: </b></div>
<div style="text-align: left;">
z połowy jestem zadowolona, z połowy nie. cóż, wam zostawiam opinię. </div>
<div style="text-align: left;">
<b>Dziękuję za 21 komentarzy, wejścia i za szablon</b>, który jak widać zmieniłam.</div>
<div style="text-align: left;">
jest wspaniały!</div>
</div>
</span></div>
</div>
</div>
</div>
<div>
<i style="background-color: white; color: #333333; font-family: 'Helvetica Neue', Helvetica, Arial, sans-serif; font-size: 15px; line-height: 24px;">
</i></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: Georgia;"><o:p></o:p></span></div>
</div>
Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-5660803531826982601.post-26161220955098872502012-11-02T17:41:00.000-07:002014-03-30T13:15:08.559-07:00Rozdział dwudziesty. "Tańcem śmierci uwieńczona" <br />
<div _mce_style="text-align: center;" style="color: #333333; line-height: 1.625; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: xx-small;">[ <a _mce_href="http://www.youtube.com/watch?v=BpypkvZjJiI" class="ge_a" href="http://www.youtube.com/watch?v=BpypkvZjJiI" style="color: #1b8be0; font-style: inherit; line-height: 1.625; text-decoration: none;" target="_blank" title="">podkład</a> ]</span></div>
</div>
</div>
<div style="color: #333333; line-height: 1.625; margin-bottom: 1.625em;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px;"> </span><span style="font-size: large;">M</span><span style="font-size: 15px;">rok pochłonął wszystko w zasięgu jego wzroku. Jedynie pojedyncze smugi latarnianego światła wpadały do pokoju spomiędzy naciągniętych żaluzji, jaskrawymi ostrzami rwąc na strzępki ciemność. </span></span></div>
</div>
<div style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; margin-bottom: 1.625em;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif; line-height: 1.625;">Od kilku tygodni doskwierała mu bezsenność, czemu akurat tego wieczoru miało być inaczej? Podparty plecami o drewniany zagłówek łóżka, wbił wzrok w ścianę naprzeciw. Jego dotychczasowe życie z perspektywy czasu zdawało się nie mieć sensu. Kim był tak naprawdę, jeszcze kilka tygodni wstecz? Dobrym aktorem. </span></div>
</div>
<div style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Jak to jest budzić się w swojej skórze, a jednak z poczuciem, że jest nam zupełnie obca? Jak to jest udawać dzień w dzień, że jest się samo wystarczalnym, podczas gdy potrzeba bliskości wyniszcza naszą podświadomość? I gdy świat wali nam się na głowę, spoglądamy na to z obojętnością, w duszy błagając Boga, by zakończył nasze męki. </span></div>
</div>
<div style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ale nie był w stanie odebrać sobie życia, choć nie miał do czego wracać. Nie chciał być tchórzem, nie chciał być jak jego ojciec. </span></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: center;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: center;">
</div>
<div _mce_style="text-align: center;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">***</span></div>
</div>
</div>
<div _mce_style="text-align: center;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: center;">
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">" - Czy naprawdę musisz wyjeżdżać? - szepnęła, spoglądając na niego. - Dochody z twojej dotychczasowej pracy w zupełności nam wystarczały, nie ma potrzeby... </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Praca w sklepie? Marie, błagam, myśl racjonalnie. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem! - mruknął nieprzyjemnym tonem, dopinając torbę. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tata? - oboje przenieśli wzrok na chłopca stojącego w drzwiach. - Gdzie wyjeżdżasz? - w mgnieniu oka wdrapał się na łóżko i zajął miejsce obok matki. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Matty, proszę, wracaj do łóżka... - rzekła błagalnym tonem, czując jak kolejna fala łez stara się wydostać spod powiek.</span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie powiedziałaś mu!? - mężczyzna uniósł się. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kevin... zrozum, ja nie chcę wychowywać syna sama... - stanęła naprzeciw niego, złudnie przekonując się, że może uda jej się zatrzymać go przy sobie. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ja chcę tylko, by nasz syn miał dobrą przyszłość... nie chcę dla niego dzieciństwa, jakie mieliśmy my, Marie... - rzekł nieco ciszej, zważywszy na obecność chłopca. Kobieta ukryła twarz w dłoniach, szlochając cicho. Spojrzał na nią z politowaniem. - Kochanie, zawsze będę przy was, tutaj. - dotknął dłonią jej klatki piersiowej, w miejscu gdzie jej serce biło jak oszalałe. - Wrócę, nim się obejrzysz. - szepnął, odsłaniając jej twarz, po czym ujął ją w dłonie i ucałował jej czoło. Nie wiele myśląc, wtuliła się w niego. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Obiecaj... - jęknęła. - Obiecaj, że wrócisz. - uniosła głowę, po czym znów ułożyła ją na jego ramieniu. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Obiecuję. - uśmiechnął się nieznacznie. Wtedy usłyszeli trąbienie samochodu, co znaczyło, że zostało im niewiele czasu. Mężczyzna wziął chłopca na ręce, a kobieta pochwyciła jego bagaż, po czym skierowali się na werandę. On polecił jej, by dała im chwilę sam, na sam. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tatusiu, nie odchodź... - załkał ośmiolatek, gdy ten postawił go na ziemi. Kucnął obok niego. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie martw się, Matt, nie zdążysz za mną zatęsknić, a już będę z powrotem. - pogłaskał go po rozczochranych włosach. - Będziemy mieli więcej pieniędzy, będziemy mieszkać w wielkiej willi, jak pan Nicolas, mój szef. - zaśmiał się. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Takiej wielkiej!? - krzyknął z uradowaniem malec. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tak, takiej wielkiej! - rzekł z rozbawieniem. - Będziesz miał każdą zabawkę, jaką tylko zapragniesz i własny pokój...</span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ale ja wolałbym mieć ciebie i mamę razem. - zamrugał zaspanymi oczkami, w końcu wybiła już trzecia, a na niebie błyszczało milion gwiazd. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ja wiem, synku... - położył dłonie na jego drobnych ramionach. - Będę pisał do ciebie kiedy tylko znajdę czas i przyjeżdżał na przepustki. - chłopiec rozchmurzył się. Wtedy znów usłyszeli głośne trąbienie. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Collins, ładuj swoje spasione dupsko do samochodu! - usłyszeli nagle. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Co to? - szepnął Matthew, spoglądając na swoją matkę, która stanęła tuż obok niego.</span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Oh nic, to tylko wujek Francis robi sobie żarty. - warknęła, nieco zażenowana. - Swoją drogą, Kevin, idź już, nim pobudzą nam sąsiadów. - westchnęła, krzyżując ręce na piersiach. Mężczyzna wybuchł śmiechem. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Moja Marie, zawsze twardo stąpająca po ziemi. Czy ty kiedykolwiek polubisz moich znajomych? - objął ją w biodrach, przyciągając do siebie. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nigdy. - również się zaśmiała, odgarniając kasztanowe włosy za ucho. - Kocham cię, Kevin. - szepnęła, a jej oczy błysnęły łzami. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Oh, Marry. Oh, Marry Lou, I love you.. - zaczął nucić pod nosem, wywołując szeroki uśmiech na jej twarzy. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jesteś niemożliwy. - pokręciła przecząco głową. - Idź już, bo za chwilę nigdzie cię nie puszczę. - pocałowała go delikatnie w usta. Odsunął się od niej i zwrócił się do chłopca. - Baczność! - krzyknął, a gdy ten wykonał rozkaz, kontynuował. - Masz mi się tu słuchać mamy, jeść warzywa i co najważniejsze - zawsze szanować kobiety! Ustępować im miejsca w autobusach i przepuszczać w drzwiach! </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tak-jest-kapitanie! - wydukał, salutując.</span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie słyszałem? </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- TAK JEST KAPITANIE! - wrzasnął malec, śmiejąc się przy tym głośno. - Kocham cię, tatusiu! - przytulił się do jego nogi, zważywszy na niski wzrost. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ja ciebie też kocham, szkrabie. - pogłaskał go po włosach i ucałował w główkę. - Trzymajcie się, napiszę najszybciej, jak to będzie możliwe! - wskoczył do auta. Wystawił za szybę jedynie rękę, machając wciąż, nim zniknął za horyzontem. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kocham cię, tatusiu. - szepnął chłopiec, po czym wszedł za matką do domu. "</span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br style="color: inherit; font-style: inherit; line-height: 1.625;" /></span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: center;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">***</span></i></div>
</div>
</div>
<div _mce_style="text-align: center;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br style="color: inherit; font-style: inherit; line-height: 1.625;" /></span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i style="color: inherit; line-height: 1.625;"> </i>Zacisnął dłonie w pięści, hamując łzy, które zebrały się pod jego powiekami. Bolesne wspomnienia zawładnęły na moment jego umysłem. Westchnął, ocierając policzki. </span></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie rycz. - warknął do siebie, po czym gwałtownie zerknął w stronę blondynki, upewniając się, czy aby jej nie obudził. Uśmiechnął się pod nosem, widząc, że kosmyki włosów zupełnie zasłoniły jej twarz. Odgarnął je ostrożnie, na co ona zareagowała cichym pomrukiem. </span></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Myślami wrócił znów do swojej przyszłości. </span></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
</div>
<div _mce_style="text-align: center;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">***</span></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: center;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: center;">
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Mówię ci, ta Becky z siódmej klasy jest kompletnie świrnięta! Puściła plotkę, że całowaliśmy się na boisku, pod bramką! - lamentował chłopiec, zaciągając torbę na ramie. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Rzeczywiście, świrnięta! - parsknął drugi z zażenowaniem. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- A tak właściwie, kiedy twój taka w końcu przyjeżdża? Spóźnia się już od.. - zaczął pierwszy, wpychając sobie do ust spory kawałek bułki z dżemem. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Od dwóch miesięcy, taaak. Ale obiecał, że na urodziny przyjedzie. W końcu nie codziennie kończy się trzynaście lat. - uśmiechnął się szeroko. Nim zdążyli wkroczyć na ogródek spod jego domu odjechał czarny samochód. Nieco zdziwiony Matthew wkroczył na werandę wraz z przyjacielem. Zastali uchylone drzwi. </span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Mamo? - mruknął, a gdy ujrzał Marie, siedzącą tyłem do nich podbiegł szybko. - Mamo! Nie ma obiadu? - rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym usiadł obok niej. - Mamo? Mamo, co się stało!? - trącił ją w ramię, gdy usłyszał jej cichy szloch. - Mamo! - ona podsunęła mu pod nos karteczkę, którą trzymała w dłoniach. A było na niej napisane, że oddany żołnierz, Kevin Maksymilian Collins umarł śmiercią tragiczną, zabity przez nieznanych szpiegów. Matthew opadł na krzesło, wpatrując się w poszczególne literki, lecz po chwili i one i cały obraz przed jego oczyma zaczęły się rozmazywać... Cierpiał. Bardzo cierpiał. (...)</span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625;">
<div style="text-align: left;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jak mogłeś nam to zrobić!? - krzyczał jak opętany, kopiąc co chwilę nogą w marmurowy pomnik. - Obiecałeś! Obiecałeś, że wrócisz! Ty pieprzony zdrajco! - opadł na ławeczkę tuż obok grobu i spuścił głowę, starając się uspokoić swój oddech. - Nienawidzę cię. Nienawidzę matki, że była tak naiwna, by ci wierzyć, nienawidzę świata, który mi cię zabrał. Nienawidzę ludzi, którzy mogą zaznać szczęścia, którego ja nie zaznałem. - uśmiechnął się nieznacznie, podnosząc wzrok. - Nie chcę być taki jak ty... - podniósł się i już miał odchodzić. - Nie chcę uczuć, których mnie nauczyłeś. Odrzucam od siebie człowieczeństwo. - zaśmiał się gburowato, po czym opuścił cmentarz..."</span></i></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<i style="color: inherit; line-height: 1.625;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">***</span></i></div>
</div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 1.625; text-align: left;"><br /></span></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dlaczego nie śpisz? - ocknął się nagle i zwrócił wzrok ku miejscu, z którego dochodził głos. Sunny wpatrywała się w niego zaspanymi oczyma. </span></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie mogłem zasnąć. - ułożył się na łóżku obok niej, w taki sposób, że stykali się niemal nosami. - A ty? Dlaczego nie śpisz? Obudziłem cię? - mimo panującego mroku zauważył uroczy uśmiech, malujący się delikatnie na jej twarzy. </span></div>
</div>
<div _mce_style="text-align: left;" style="color: #333333; font-size: 15px; line-height: 1.625; text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie... obudziłam się sama z siebie. - mruknęła cicho, wpatrując się w jego oczy. Zdawała się być nieco onieśmielona zaistniałą sytuacją. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie musisz się mnie wstydzić, możesz się zbliżyć, w końcu poniekąd jesteśmy razem, więc powinniśmy być sobie bliscy. - wyszeptał, ostrożnie odgarniając niesforne kosmyki z jej czoła. Był niemal pewny, że właśnie w tej chwili jej policzki oblały się rumieńcem. Odczuł pragnienie bycia przy niej zawsze, gdy tego potrzebowała, lecz by to się stało musiał poświęcić dużo czasu i wysiłku, budując tę relację na solidnych fundamentach. Samo uczucie, czy pożądanie pozwala przetrwać związkom jedynie w głupich filmach... </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Jakby na rozkaz, zbliżyła się do niego, wtulając twarz w jego szyję. Uśmiechnął się, czując jej miarowy oddech drażniący jego skórę.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Obudziłam się, bo... - odchrząknęła lekko. - Ciebie nie było blisko i poczułam dziwną pustkę. - drżącą dłonią dotknęła jego torsu. Gdy poczuł jej lodowaty dotyk ujął jej ręce w swoje i zbliżył do swoich ust, przytykając je do nich ostrożnie. Przez dłuższą chwilę spoglądał w jej oczy, starał się nawiązać z nią jakikolwiek kontakt, jednak ona spuściła wzrok, zagryzając przy tym wargi.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kocham cię, pamiętaj o tym. - wyszeptał nad jej uchem, po czym wtulił w siebie jej drobne ciało. Uniosła głowę i pogłaskała go czule po policzku, przez co odczuł przyjemny dreszcz rozchodzący się po jego ciele. - Śpij już. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">*</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Nagle wyczułam wyraźną granicę między snem, a jawą. Na wpół przytomna odtwarzałam obrazy z wczorajszego wieczoru. Czułam się wspaniale, jakbym pierwszy raz od kilku, a nawet kilkunastu lat spała spokojnie. Czy tym właśnie była miłość w moim życiu? Uczuciem bezpieczeństwa, gdy był blisko? Zatracaniem się w myślach o wspólnej przyszłości, której nawet nie byłam pewna? Wciąż mnie onieśmielał, jednakże dzielący nas dystans <i>nieco</i> się skurczył. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Rozchyliłam powieki, by upewnić się czy aby wyobraźnia znów nadto nie koloryzowała podświadomie moich wspomnień. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Rozejrzałam się po pokoju, nadal nieco ospała, lecz serce niemal zmiażdżyło mi żebra, gdy napotkałam go wzrokiem na fotelu tuż przy łóżku. Przyglądał mi się z tym samym, nonszalanckim i uroczym na swój sposób, uśmiechem. Kosmyki jego rozczochranych włosów gdzieniegdzie opadały mu na czoło. Zdziwiłam się nieco, że fakt iż siedział w samych spodenkach nie przyprawił mnie tym razem o zawroty głowy. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Wyspałaś się? - spytał słabym i ochrypłym głosem, odstawiając trzymany w rękach kubek na szafkę tuż obok. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tak. Nigdy nie spało mi się równie dobrze... - rzekłam, po czym westchnęłam i przeciągnęłam się powoli. Podniósł się i położył obok mnie, a gdy zwróciłam ku niemu twarz, ucałował ostrożnie kącik moich ust. - Muszę iść, odbyć poranną toaletę. - mruknęłam i podniosłam się natychmiast. Zaśmiał się cicho i pokręcił głową z politowaniem, jednak nie zatrzymywał mnie. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Wcale nie miałam ochoty wychodzić z łóżka, najchętniej przeleżałabym tam cały dzień, byleby był obok, jednak przerażała mnie wizja tego, czego mógł ode mnie oczekiwać. Nie chciałam ranić ani jego, ani siebie, więc postanowiłam unikać krępujących sytuacji. Nie było to dobrym wyjściem, ponieważ każda komórka mojego ciała błagała, prosiła o jego dotyk, jego czułe słowa... Jednak nie mogłam się złamać. Zbyt wcześnie było na takie decyzje. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wchodząc do pokoju, zauważyłam mój dziennik, leżał na szafce i porastał kurzem. Postanowiłam trochę mu się poużalać. Chwyciłam go i usiadłam na łóżku. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Było zapisane jedynie paręnaście kartek.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>Gdy zwracam myśli ku przeszłości mam wrażenie, że nie tylko on, ale i ja się zmieniłam. Przywiązuję teraz większą wagę do tego, co może odczuć otoczenie, nie ja. Nie płaczę już nad goryczą mojego życia, nie narzekam z byle powodu. Czyżbym nauczyła się doceniać poszczególne osoby lub samo życie, jakim żyję? A może to właśnie dzięki niemu zaczęłam dostrzegać to piękno, które kiedyś po prostu mi umykało? Dopełniamy się nawzajem, jakbyśmy szukali się od lat.</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Usłyszałam pukanie, więc przerwałam pisanie i odłożyłam zeszyt na stolik. Zza drzwi wychyliła się Victoria - gosposia, witając mnie uśmiechem. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Twoja matka, panno... znaczy, Sunny, chciałaby się z tobą widzieć. - oznajmiła, po czym zamknęła drzwi. Natychmiast podniosłam się z łóżka i szybkim krokiem podążyłam na dół. Zauważyłam ją, zawzięcie rozprawiającą o czymś z Marie. Nie zdążyła się obejrzeć, a ja już tkwiłam w jej ramionach. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Sunny skarbie... - szepnęła, tuląc mnie. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Cześć, mamo... - mruknęłam pod nosem, przeciągając mozolnie ostatnią samogłoskę. Przeniosła dłonie na moje ramiona i odsunęła mnie od siebie, przyglądając mi się uważnie. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jesteś jakaś... weselsza. - obdarowała mnie swym serdecznym uśmiechem. W odpowiedzi odwzajemniłam gest, byłam bowiem pewna, że obejdzie się bez zbędnych słów, wystarczy jej spojrzeć na mnie, a odgadnie co tak radosnego kryje się w moich myślach. - Zabieram cię dziś na kawę. Mam dla ciebie wspaniały prezent, sądzę, że dzięki niemu trochę się usamodzielnisz. - rzekła po chwili, wymieniając się wraz z Marie wymownymi spojrzeniami. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Niech zgadnę, nie zdradzisz mi, czym to <i>coś</i> jest? - uniosłam brwi, gdy poleciła mi wziąć ze sobą płaszcz. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Westchnęłam pod nosem z niemałą irytacją - zniknęła bez słowa za frontowymi drzwiami. Miałam więc odpowiedź. Nienawidziłam niespodzianek, skąd mogłam wiedzieć, co kryją jej <i>niecne </i>cele?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Bez dalszych wstępów, owinęłam szyję szalikiem i naciągnęłam okrycie na ramiona, by nadto nie oziębić organizmu. Przez wczorajszą kreację, odkrywającą <i>nieco </i>za dużo już teraz zdarza mi się pociągnąć nosem. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wyszłam na zewnątrz. Pocieszającym był fakt, że pogoda nieco się poprawiła, mimo, że szare chmury nadal przykrywały niebo, temperatura podniosła się o kilka stopni. Podeszłam do mojej matki, która stała przy nieznanym mi dotąd samochodzie. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Więc? Gdzie ta niespodzianka? - rozejrzałam się dookoła, a mój wzrok utkwił na aucie tuż przede mną. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Patrzysz na nią. - matka uśmiechnęła się znacząco i wskazała ręką na pojazd. Moje usta mimowolnie się rozchyliły. - Do tego dołączam wykupiony kurs prawa jazdy. Wiem, że marzyłaś o tym. Mam jedynie nadzieję, że skok w dorosłość będzie dla ciebie o wiele łatwiejszy, niż dla mnie. - nim dotarły do mnie jej słowa, musiałam odczekać dłuższą chwilę. Prawdą było, że jeszcze w Anglii rozmyślałam o własnym aucie. Chciałam, by było to przypieczętowaniem mojej niezależności. Tuż po wyprowadzeniu się z domu. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie wiem, co mam powiedzieć... - spojrzałam na nią niepewnie. Czyżbym znów próbowała wmówić sobie, że to żart? </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Podziękuj i chodźmy wreszcie na tą kawę! Mam ogromną ochotę na latte. - kobieta zachichotała ciepło, pocierając swymi dłońmi. Wtuliłam się w nią natychmiast, szepcząc raz za razem ciche <i>Dziękuję</i>. Czyżbym wreszcie nauczyła się okazywać emocje?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Gdy wreszcie udało nam się znaleźć jakąś przytulną kafejkę, przysiadłyśmy przy jednym ze stolików z widokiem na zatłoczoną, gwarną ulicę. Po złożeniu zamówienia zamilkłyśmy. Jakbyśmy nagle nie potrzebowały słów, by się porozumiewać.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Rozmyślałam nad tym, z kim mogłabym poćwiczyć rzekomą "jazdę" przed egzaminem. Nikt nie przychodził mi do głowy, chociaż... Matthew? On zna miasto i jego okolice. Zapewne tak samo, jak wszystkie ulice w Nowym Yorku. Czemu nie?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kochasz go? - usłyszałam nagle. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Oczywiście. - rzekłam bez namysłu, jakby machinalnie, a przecież nie od zawsze było to oczywistością. Nawet dla mnie. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Moja matka skinęła jedynie głową, pozostawiając to bez cienia komentarza. Trochę zaniepokoiło mnie jej nastawienie do moich słów, nim jednak na nowo poruszyłam temat, przyjrzałam się jej dokładnie. Nigdy nie zauważyłam, że między nami jest wiele podobieństw. Ten sam, lekko zadarty, zgrabny, piegowaty nos. Te same, zamglone jakby, zielonkawo-seledynowe oczy. Te same, spierzchłe, blade usta. Byłam nią. Byłam nieszczęśliwą, zatraconą nią. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Spytałam, bo... - zaczęła znów, nieco pewniej. - Boję się, że znów cię zrani. Nie ufam mu, wiem co ci zrobił... - ściszyła głos. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Każdy popełnia błędy, nawet ty. - odpowiedziałam beznamiętnym tonem. - Zmienił się. Dla mnie. Proszę, nie ciągnijmy tego tematu. - westchnęłam. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Po powrocie do domu od razu skierowałam się do pokoju bruneta, nie tylko z powodu wspomnianego wcześniej prawa jazdy, ale również z tęsknoty. Czyżbym tęskniła po półtoragodzinnej przerwie? </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Zapukałam i uchyliłam ostrożnie drzwi, nie słysząc uprzednio żadnej odpowiedzi. Siedział na łóżku, tyłem do mnie, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że czyta scenariusz. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Matthew? - usiadłam obok niego, a on momentalnie zwrócił ku mnie nieprzytomny wzrok. - Co robisz? - spytałam.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jak widzisz, uczę się roli, jednak przychodzi mi to z trudnością. Powinienem ćwiczyć z kimś, jednak moja asystentka postanowiła dziś nie odbierać telefonu. - burknął nieprzyjemnie i wrócił do lektury.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Oh... bo wiesz... - zaczęłam, jednak nie zauważyłam cienia zainteresowania na jego twarzy. - Chciałabym... chciałabym cię prosić, byś nauczył mnie... jazdy samochodem. - ostatnie słowa wypowiedziałam nieco ciszej, jednak wiedziałam, że je usłyszał. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Samochodem? - zmarszczył brwi. - Nie ma mowy. - skwitował, odkładając scenariusz na półkę. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dlaczego? - jęknęłam zawiedziona. - Przecież to nic takiego, obiecuję, że...</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie chodzi tu o mnie, ale - urwał na chwilę. - o ciebie. Nie. Nie zgadzam się, nie ma mowy. - podniósł się i nerwowo zacisnął dłonie w pięści. Poczułam jak nieprzyjemny dreszcz powoli swym chłodem owija moje ciało. - Nie chcę... Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś... gdyby cokolwiek ci się stało. - spojrzał na mnie i westchnął pod nosem. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Przechodzisz ze skrajności w skrajność. Co takiego mogłoby się stać? Zresztą, sama dam sobie radę. - rzekłam wyniośle i podniosłam się z miejsca. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Co? Zaczekaj! - w mgnieniu oka zagrodził mi drogę. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Chcę być samodzielna, czy ci się to podoba, czy nie. - mruknęłam, starając się go wyminąć. - Przepuść mnie! - podniosłam zirytowany głos. Powoli wypuścił powietrze z ust. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dobrze... Dobrze. Pomogę ci - zaczął, jednak widząc moją niezmierną radość, dodał. - ale obiecaj mi, że mimo wszystko zachowasz ostrożność. Naprawdę martwię się o ciebie. - położył dłonie na moich policzkach, spoglądając w moje oczy. <i>Martwił się o mnie... cudowne uczucie</i>. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Obiecuję, że będę. - uśmiechnęłam się delikatnie, co odwzajemnił i ucałował moje czoło. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Masz u mnie dług. - podszedł do szafki i wyciągnął z niej plik kartek, podobny do tego, który jeszcze przed chwilą odłożył na półkę. Podał mi go. - Musisz mi pomóc. Potrzebuję roli żeńskiej w tym małym przedstawieniu. - zaśmiał się i polecił mi usiąść wygodnie na łóżku. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Resztę popołudnia spędziliśmy, recytując niekiedy głupawe teksty tego żenującego filmu. Jego fabuła opierała się na rzeczach mało ważnych, przez co dla mnie zupełnie zabawnych, jednak jednym z plusów był fakt, że czas spędzaliśmy razem. On i ja, wyłącznie. W tym zagraconym i zaśmieconym pokoju, na łóżku, jednak dla mnie choć banalna, ta sceneria wydawała się jedną z najromantyczniejszych. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Zasnęliśmy, wtuleni w siebie, niczym para szczęśliwych, zwyczajnych nastolatków. Czy aby przypadkiem nią nie byliśmy? </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">No tak, zapomniałam, że już za kilka tygodni będziemy musieli dorosnąć. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Sunny, nie sądzę by to był dobry pomysł. - spojrzał na mnie smętnym wzrokiem. Nic nie mówiąc, wyrwałam mu kluczyki z dłoni i wsiadłam do auta. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Daj spokój Matt, Sunny to najrozważniejsza osoba jaką znam, nie sądzę by jadąc, przekroczyła pięćdziesiątkę. - zachichotała rozbawiona Rosalie, poprawiając płaszcz. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- No nie wiem... - podrapał się po karku.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- W najgorszym wypadku wrócisz na pieszo! I weź ze sobą zderzak, tak na pamiątkę. - dodała Rachelle po czym ryknęła głośnym śmiechem, niemal tarzając się po ziemi. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Zabawne. - skwitował, spoglądając na nią z niemałym zażenowaniem. - Gotowa? - spojrzał na mnie. Cóż... nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, ręce okropnie mi się trzęsły, cała dygotałam, jak przy trzydziestostopniowym mrozie. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Odetchnęłam głęboko. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tak... tak jestem. - starałam się być przekonywująca. Włożyłam kluczyk do stacyjki i przekręciłam. Zero reakcji... Zdezorientowana, spojrzałam na Matthew. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- W drugą stronę. - ledwie powstrzymywał się od śmiechu, mnie to jednak nie rozbawiło. Przekręciłam go prawidłowo i usłyszałam charakterystyczny warkot. Serce waliło mi niczym młot pneumatyczny. - Teraz spójrz w górne lusterko. - skierowałam swój wzrok w tę właśnie stronę. - A teraz powoli naciśnij wsteczny. - z wolna obróciłam się w tył i trzymając jedną ręką kierownicę, starałam się powoli zjechać z podjazdu. Po kilku sekundach byłam już na drodze. Słuchając uważnie jego instrukcji, skupiałam się na każdym możliwym punkcie, zwłaszcza na pasie przede mną. Starałam się być dokładna i ostrożna, ponieważ faktem było, że kierowałam dziś jego samochodem. - Chciałbym cię gdzieś zabrać... - odezwał się nagle. - Skręć tutaj. - wskazał palcem boczną uliczkę, włączyłam więc kierunkowskaz i wykonałam posłusznie jego polecenie. Po kilku minutach krętej, nierównej drogi moim oczom ukazał się... punkt widokowy? </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Co tu robimy? </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Zaparkuj tu. - rozkazał, ignorując kompletnie moje wcześniejsze pytanie. Wykonałam polecenie i zgasiłam silnik. Wysiedliśmy z auta. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Co my tu robimy? - mruknęłam nieco głośniej, niż za pierwszym razem. Uśmiechnął się nieznacznie i wyciągnął ku mnie dłoń. Zaufałam mu, chwyciłam ją. Poprowadził mnie ku barierce zabezpieczającej przed upadkiem ze skarpy. Rozejrzałam się dookoła, chłonąc rześkie powietrze. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Dookoła roztaczał się widok na cały Nowy York... Wysokie, stalowe kolosy - drapacze chmur, niczym wielkie kostki domina - jeden nieostrożny ruch i wszystko się posypie. Świat owiany tajemnicą, wraz z przerażającą kruchością naszych istnień... Zdołaliśmy dolecieć na księżyc, lecz jedno marne przeziębienie potrafi rozłożyć każdego z nas. Wciąż wymyślamy coraz to nowe, innowacyjne techniki, a tak niewiele trzeba, by nas zgładzić. Szkodząc samym sobie, zatracamy się z wolna w materialistycznym świecie, gdzie każde serce bije by posiadać. Tak, to my. Ludzie.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Moi rodzicie. Poznali się tutaj. - odezwał się nagle, uwalniając mnie z transu, w jaki zdołałam nagle zapaść. Zwróciłam wzrok ku jego twarzy, której wyraz nie mówił mi zupełnie nic. Znów starał się być skryty. - Moja matka chciała stąd skoczyć. - westchnął, opierając się o barierkę. Widząc mój wyraz twarzy, zaśmiał się pod nosem, po czym zapadła nieco dłuższa chwila ciszy, w której oboje obserwowaliśmy parę, wydobywającą się z naszych ust. - Myślisz, że życie od dziś jest takie popieprzone? </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dlaczego chciała... ? - spytałam niepewnie, odwracając wzrok. Czułam się dziwnie, rozmawiając o jego rodzicach... Nigdy nic mi o nich nie mówił. Nigdy nie wspominał o jakichkolwiek anegdotach z ich życia.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Moja matka była... pochodziła z możnej rodziny, a mój ojciec... on był zwykłym, biednym chłopcem z gitarą. Różnice finansowe nie przeszkodziły miłości w rozwoju. Zakochali się w sobie. A jak to w bajkach bywa, rodzice nie zgodzili się na ich związek, byli przeciwni od samego początku. Gdy dowiedzieli się, że córka mimo wszystko spotyka się z biednym chłopakiem, wyrzekli się jej. Więc przyszła tu, by sobie ulżyć. Na zawsze. - przez kilka minut chował twarz w dłoniach, uspokajając oddech. Dotknęłam ostrożnie jego ramienia. Wtedy uniósł wzrok. Jego oczy wydawały się... były szkliste. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kochałeś go, prawda? - szepnęłam, nachylając się nad nim. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Głupie pytanie. - otarł szybko łzy, przybierając nieprzyjemny ton głosu. - Uczył mnie chodzić, mówić, żyć. Jak mógłbym go nie kochać? Był ze mną mimo potknięć, krótko, bo krótko, ale...</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Był. - dokończyłam za niego, zaciskając skostniałe dłonie na barierce. - No właśnie. Był. Ja mojego dotąd nie poznałam. - rzekłam obojętnie, czując jak gorące łzy znaczą blizny na moich policzkach. - Czy możliwą jest tęsknota za kimś, kogo nigdy nie było? - uniosłam wzrok. Stał nade mną, troskliwie ocierając rękawem słoną ciecz. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Możliwą jest tęsknota, gdy pragniemy czyjejś obecności. Nie ważne czyjej. - nachylił się nade mną i uśmiechnął się delikatnie. Wyglądał przy tym zupełnie normalnie, jakby słowa z przed kilku chwil były jedynie złudnym świstem wiatru, niby to błądzącego wśród nagich koron drzew. - Powinniśmy się zbierać. - rozejrzał się dookoła po czym oboje podążyliśmy do samochodu. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Podczas drogi żadne z nas nie miało ni ochoty ni odwagi, by przerwać milczenie. Cisza zdawała się działać kojąco na nas oboje. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie potrafiłam skupić się na tym, co robię... zapomniałam o bożym świecie, rozmyślając o błahych sprawach, gdy nagle straciłam panowanie nad kierownicą, usłyszałam trzask i coś mocno mną zatrzęsło. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Proszę, nie mów mi, że to to, co myślę! - warknął Matthew, spoglądając na mnie groźnie. Wyszedł pośpiesznie z samochodu. - No nie! Uderzyliśmy w latarnię! </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Brawo, bystrzaku. - trzasnęłam drzwiami i stanęłam tuż obok niego. - Zderzakowi nie jest teraz do śmiechu. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Zabawne! Moje auto. Moje biedne auto. - złapał się za głowę i począł kląć pod nosem, przechadzając się w te i z powrotem. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Będziemy tu tak stać? - spytałam, gdy zauważyłam, że stanowimy główną atrakcję dla kierowców przejeżdżających tuż obok. Jednak brunet nie uraczył mnie ani jednym słowem, ani nawet wymownym spojrzeniem. - Jesteś zły. - podeszłam bliżej, starając się zawiązać z nim jakikolwiek kontakt. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Żartujesz? Podziwiam piękne wgniecenia. - zironizował i oparł się o rzekomą latarnię. - Jak mogłaś jej nie zauważyć? - jęknął z wyrzutem, jakby do siebie. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Przepraszam! Byłam zamyślona! </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- A nie powinnaś! Jak myślisz, następnym razem co to może być? Inny samochód? Kobiety... Swoją głupotą możesz kogoś zabić! - krzyknął i kopnął nieszczęsny zderzak, który odpadł, robiąc przy tym niezły hałas. - Cholera! </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Przepraszam. Nie nadaję się do tego. - oparłam się o karoserię samochodu, masując dłońmi skronie. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Po prostu musisz się bardziej skupić. To tyle. - skłonił się, opierając dłonie o kolana. Zrobił serię głęboki wdechów i wyprostował się. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Więc... - spojrzałam niepewnie w jego stronę. - Jesteś na mnie zły? </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Oczywiście, że nie. Zresztą, nigdy nie widziałem, by samochód aż tak zintegrował się z lampą uliczną, coś pięknego. - obszedł przednią stronę pojazdu i zaśmiał się pod nosem. - Najwidoczniej jesteś bardziej uzdolniona, niż myślałem. Jednak wolałbym, byś nie mieszała mnie w swoją sztukę. - podniósł zderzak i przewiesił go sobie przez ramię.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Co ty wyprawiasz!? - krzyknęłam za nim, gdy w szybkim tempie zaczął się oddalać. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jak to co? Biorę sobie pamiątkę z twojej pierwszej jazdy. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- A co z samochodem? - dogoniłam go i obejrzałam się za siebie. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ten złom? W garażu mam pięć takich. Olać go. Złomiarze nieźle się wzbogacą. - wybuchł śmiechem i naciągnął kaptur na głowę, gdyż z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu. Po kostki brodziliśmy w błocie powstałym dzięki topniejącemu śniegowi. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Każdy dzień z nim jest zupełnie wyjątkowym. W każdym znaczeniu słowa <i>wyjątkowy.</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Co się stało!? - krzyknęła Rose, wybiegając nam na przeciw. W oddali widziałam Rachelle, pokładającą się ze śmiechu. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Cóż, mam da ciebie <i>mały </i>prezent. - rzekł Matthew, opierając o bramę wspomniany wcześniej zderzak. - Możesz to sobie przyczepić do kluczy, przynajmniej ich nie zgubisz. - wzruszył ramionami i ruszył ku wejściu do domu. Podążyłam za nim, rozbawiona zaistniałą sytuacją. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Leżeliśmy właśnie w jego pokoju, spoglądając tępo w sufit. Cisza była nam muzyką, a obecność - zbawieniem. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Myślałaś już nad imieniem? - rzekł nagle, jak gdyby nigdy nic. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Słucham? - podniosłam się na łokciach, nieco zdezorientowana.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- No nad imieniem... dla dziecka. - spojrzał na mnie znacząco. Uśmiechnęłam się pod nosem. Coraz częściej sam poruszał tę kwestię. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie... Ale myślę, że to będzie dziewczynka. - rozmarzyłam się, kładąc głowę na jego ramieniu. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Żartujesz? To na pewno chłopiec. - uśmiechnął się zadziornie. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kpisz sobie? Dziewczynka! - chwyciłam poduszkę w ręce i uderzyłam go w głowę. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tak pogrywasz? - zaśmiał się cicho i objął mnie, przyciskając do siebie i więżąc w żelaznym uścisku. - Kocham cię. - ucałował moją skroń, a ja wtuliłam policzek w jego klatkę piersiową.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ja ciebie też. - mruknęłam pod nosem i przymknęłam powieki. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Minęło kilka dni... A może kilkanaście? Mogłoby minąć nawet kilkadziesiąt. Nie zauważyłabym. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Świat kręci się w około, tak, jak kręcił się do tej pory - niewiele więc się zmieniło. Jedynie moje życie wciąż gna do przodu w zupełnie innym kierunku, niż powinno. Termin porodu zbliżał się wielkimi krokami. Moja matka, jak i Marie nie odstępowały mnie nawet na krok! Czułam się naprawdę chciana, naprawdę kochana... Ile złego musiało się stać, by zapanowało szczęście? </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Muszę już jechać, za pół godziny jestem umówiona na badanie. Dziś dowiemy się, które z nas tak naprawdę miało rację. - uśmiechnęłam się pod nosem, obojętnym wzrokiem pochłaniając tekst kolejnej książki. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- <i>Wiem, nawet nie wiesz, jaki jestem podekscytowany. Nigdy się tak nie czułem. Myślę, że przeżywam to bardziej, niż ty. - </i>w słuchawce rozbrzmiewał jego śmiech. - <i>Tylko nie spóźnij się na kolację, wiesz, jakie to ważne dla Marie. Żaliła mi się, że pół dnia spędziła przy kuchence. </i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dobrze o tym wiem, sama jej pomagałam! Kończę. Czas się zbierać. Matka zdaje się, już klnie na mnie w hallu. - zachichotałam pod nosem.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- <i>Dobrze, jedź już. Kocham was oboje. - </i>myślę, że słowa takie, jak te, utkwią w mojej pamięci na zawsze. Mogłabym dzień, w dzień dziękować Bogu za wszystkie dobre i gorsze wydarzenia w moim życiu. Dziękuję, że doprowadziły mnie tutaj. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ja ciebie również kocham, jednak nie jestem pewna, czy nasza córka tak. - odruchowo dotknęłam dłonią sterczącego brzucha. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- <i>Zabawne! Przecież my nie mamy żadnej córki, a jestem pewny, że mój syn mnie kocha. Kto by mnie nie kochał? </i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Popadniesz w samouwielbienie. - wywróciłam oczami, podnosząc się powoli z krzesła. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- <i>Tylko pamiętaj, że...</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Mam być ostrożna, tak wiem. - przeciągnęłam zabawnie ostatni wyraz. - Powtarzałeś mi to setki razy. - jęknęłam z wyrzutem. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- <i>To przez to, że się o was martwię. Naprawdę, Sunny. </i>- westchnął i zapanowała dłuższa chwila ciszy. - <i>Obiecaj</i> - zaczął niepewnie.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Obiecuję, że wrócę do ciebie. Choćby nie wiem ile miało mnie to kosztować, wrócę. - w odpowiedzi usłyszałam jedynie cichy szmer po drugiej stronie. Jego oddech. - Matthew?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- <i>Kocham cię, niewyobrażalnie mocno, kruszyno. </i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Mimowolnie się uśmiechnęłam. Poczułam to przyjemnie ciepło w sercu, zawsze je czułam, gdy udowadniał mi, jak bardzo ważna jestem dla niego. Zaczynałam w to powoli wierzyć. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Rozłączył się.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Sunny! - usłyszałam krzyki matki. Ubrałam się ciepło i ruszyłam w stronę samochodu. Dziś wszystko zdawało się tak proste. Szkoda, że <i>jutro</i> wciąż pozostawało zagadką. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Proszę, oto wyniki. - urocza pielęgniarka podała mi smukłą, białą kopertę, którą wsunęłam pośpiesznie do swojej torby. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Bardzo pani dziękuję. - uśmiechnęłam się życzliwie, pożegnałam i wyszłam z gabinetu. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- I? - matka niemal od razu wstała z krzesełka w poczekalni. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- W porządku. Wszystkiego dowiecie się na kolacji. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Obie w mgnieniu oka siedziałyśmy z powrotem w samochodzie. Czułam, że teraz, gdy wszystko zaczynało się powoli układać, mogłam wreszcie powiedzieć głośno, że jestem szczęśliwa. Z nim, tu, teraz. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- I co dalej? Myślałaś już o tym, co będzie, gdy pojawi się dziecko? - zagadnęła nagle. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dużo o tym myślałam... - skinęłam głową, skupiając się na drodze. - Mam nadzieję, że ja i Matthew poradzimy sobie i wychowamy je. Oboje w krótkim czasie będziemy musieli dorosnąć. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ten cały Matthew... w ogóle mi się nie podoba. - przerwała mi nagle, cmokając pod nosem. - Nie sądzę, by miał dobry wpływ na dziecko. To zwykły dziwkarz. - zacisnęłam dłonie na kierownicy. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Słucham? - zwróciłam wzrok ku niej. Coś we mnie pękło. - Może wolałabyś, bym tak jak ty, nie dała dziecku szansy poznania ojca, tylko dlatego, że w przeszłości popełnił kilka błędów? - uniosłam się. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tak. Bo wolałabym, by wyrosło na porządnego człowieka, niż by szlajało się po nocach z podejrzanym towarzystwem! Tobie wyszło to jak widać na dobre. - rzekła dobitnym tonem, wprowadzając mnie w stan szaleńczej irytacji. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Słucham!? Na dobre!? - spojrzałam na nią z zażenowaniem, ignorując kompletnie to, co działo się w tej chwili na drodze. - Jesteś bezczelna! Ty nazywasz to dobrym wychowaniem? Siedemnaście lat obwiniałam się o odejście ojca! Żyłam w bólu i melancholii! To nie jest dobre rozwiązanie, do cholery! - krzyknęłam, uwalniając tym samym buzujące we mnie emocje. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie unoś się w ten sposób! Twój ojciec był kompletnym nieudacznikiem. Zresztą, gdybyś była choć trochę mądrzejsza, również nie zaszłabyś w ciąże i nie byłoby tego całego problemu. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Moje dziecko nazywasz problemem!? - uderzyłam pięścią w kierownicę. Dopiero teraz zauważyłam, że wciąż dociskałam pedał gazu. </span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- SUNNY UWAŻAJ! - zwróciłam się ku wskazywanej przez nią stronie, jednak jedynie cień tira mignął mi przed oczyma. Wykręciłam ostro w prawo, starając się jakoby go wyminąć. Krzyk. Jej krzyk.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>Sunny uważaj. Sunny nie odchodź. Sunny, kocham cię. Sunny, jesteś najważniejsza - odbijało się echem od ścian mojej czaszki. Obiecaj - usłyszałam jego szept. Skąd mogłam wiedzieć, że byłam tak krucha? Tak naiwna - dam sobie radę - mówiłam. Szczęście. Umknęło. Ból... Dużo bólu. On mnie rozrywa, ogień pochłania moje ciało, każdy mój organ, każdą komórkę. Palę się, nie chcę... umieram. Tak... Spadam, spadam w otchłań bezkresną, szelestem rozrywając ciemność. Obiecałam... obiecałam, że wrócę... <b>Matthew, ja... przepraszam.</b></i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>Rzeczywistość znów postanowiła wymierzyć mi siarczysty policzek. </i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><b>od autorki: </b></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wow! <b>900 odwiedzin</b> - a rozdziału brak! Jestem pod wrażeniem, że wchodzicie i sprawdzacie! Jesteście kochane, dajecie mi siłę! ♥</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i><br /></i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
</div>
Aleksandra L.http://www.blogger.com/profile/13744421864818688944noreply@blogger.com24